„Znałem ich wszystkich. Obserwowałem, jak wzrastali, jak osiągali szczyty. A potem śledziłem ich upadek”
To już czwarta odsłona wynurzeń najsłynniejszego polskiego świadka koronnego, wcześniej prominentnego członka tzw. mafii pruszkowskiej, Jarosława Sokołowskiego ps. „Masa”. Podobnie jak wcześniejsze tomy tej serii, również ta utrzymana jest w formie obszernego „wywiadu rzeki”, przeprowadzonego przez znanego dziennikarza śledczego Artura Górskiego.
Tym razem jednak opowieści samego „Masy” wzbogacone są wypowiedziami innych skruszonych gangsterów (Marek D. „Dorian”, Rafał K. „Czarny”, Sławomir K. „Chińczyk”), którzy są doskonałym uzupełnianiem zawartych w głównym wątku treści. To szokujący, wyłaniający się z lektury obraz polskiej przestępczości zorganizowanej od wczesnych lat osiemdziesiątych aż po czasy największej prosperity tych organizacji w czasach transformacji ustrojowej i w okresie rodzącej się w bólach, polskiej demokracji. Tego jak wyglądała, jak się kształtowała, ewoluowała i przystosowywała do coraz to nowej polityczno –gospodarczej rzeczywistości. Odsłaniają oni kulisy powstawania gigantycznych gangsterskich fortun i całej gamy różnorakich przestępstw i półlegalnych interesów, które stały się ich podwalinami.
Jak możemy wywnioskować z tytułu, tym razem główny nacisk położony został na przedstawienie i charakterystykę głównych przywódców przestępczego półświatka, oraz życiowych losów poszczególnych postaci, które w konsekwencji doprowadziły ich do tak wysokiej pozycji w zhierarchizowanych kryminalnych strukturach.
„A jednak to oni, faceci, których jedyną edukacją były więzienne szkoły, położyli podwaliny pod gigantyczną strukturę przestępczą, która funkcjonowała nie gorzej niż jej odpowiedniki w Rosji czy nawet w Stanach Zjednoczonych. Prymitywna brutalność starych została doprawiona biznesowymi talentami młodego narybku Pruszkowa, często wywodzącego się z dobrych inteligenckich rodzin. Dzięki temu rodzima mafia stała się całkiem nieźle zarządzaną korporacją. Celowo nie używam wyświechtanego określenia „syndykat zbrodni”, bo zbyt kojarzy się ono ze związkami zawodowymi. A przecież w gangu prawa pracownicze nie zawsze są właściwie chronione…”
Pojawiają się więc ponownie bossowie, którzy przewinęli się już we wcześniejszych opowieściach Jarosława Sokołowskiego ( „Kobiety polskiej mafii”, „O pieniądzach polskiej mafii”. „O porachunkach polskiej mafii”) lecz w tym razem zyskamy wiedzę znacznie bogatszą, pełniejszą, rozbudowaną i bezpośrednio ukierunkowaną. Powróci więc cała góra pruszkowskiego gangu (Leszek D. „Wańka”, Mirosław D. „Malizna”, Janusz P. „Parasol”, Andrzej S. „Słowik”, Andrzej K „Pershing”) ich konkurenci z Wołomina (Henryk N. „Dziad”, Wiesław N. „Wariat”, Ludwik K. „Lutek”), szefowie regionalnych czy lokalnych struktur jak Ireneusz J.”Gruby Irek” z Łodzi, Nikodem S. „Nikoś” z Gdańska, Marek M.”Oczko”ze Szczecina, Zdzisław S.”Simon” ze Śląska oraz cała masa mniej lub bardziej znanych polskich bandytów tamtego okresu. Będzie trochę historii, bo pojawią się postacie słynnych PRL-owskich przestępców, kładących podwaliny pod późniejsze przestępcze grupy, którzy stawali się dla młodych kryminalistów pokroju „Masy” wzorem do naśladowaniu: Jerzy Paramonow, Ireneusz P.„Barabasz”, Zbigniew K. „Ali” i wielu innych….
„[…]na czele polskiej mafii – czy mowa o zarządzie, czy o poszczególnych grupach – zawsze stawali faceci, którym bliżej było do owych troglodytów z przełomu lat 70. i 80. niż do białych kołnierzyków. Nawet jeśli wysławiali się lepiej niż Barabasz czy Parasol, nawet jeżeli mogli się pochwalić więcej niż jedną przeczytaną książką albo przynajmniej obejrzanym filmem. Nawet jeżeli ubierali się nieco bardziej elegancko. Tak czy siak, zawsze podstawą ich rządów była bezwzględność. I wbrew pozorom brak poszanowania dla jakichkolwiek zasad. Oprócz jednej: moje musi być na wierzchu! Nawet zaprzyjaźnieni ze mną celebryci ówczesnej mafii, Pershing czy Nikoś, choć byli bossami z innej półki niż pruszkowscy starzy, także wyznawali kult pięści i zasadę, że dla frajerów nie ma litości”.
Po raz pierwszy też książka Atrura Górskiego tak wyraźnie wykracza poza nasz nadwiślański krajobraz, sięgając swoją opowieścią, z jednej strony za ocean ( Viliiam Fancini), z drugiej zaś za naszą wschodnią granice, ku osławionej mafii z podmoskiewskiego Sołncewa i jej najsłynniejszym przedstawicielom: Semion Mogielewicz a zwłaszcza Wiaczesław Ivankow zwany „Japończykiem”
Podobnie jak wcześniej nie zabraknie, naturalnie, barwnych opowieści, pikantnych szczegółów czy wywołujących uśmiech ( choć trochę gorzki) anegdot z bandyckiego życia. Jest ich jednak znacznie mniej a główny akcent położony jest na ukazanie przerażającego, brutalnego i trudnego do wyobrażenia, przeciętnemu obywatelowi, obrazu polskiej przestępczości zorganizowanej oraz zupełnej bezsilności wymiaru sprawiedliwości oraz policji.
Mierząc się z tego rodzaju publikacją (a pojawia się ich na naszym wydawniczym rynku coraz więcej) musimy jednak pamiętać że jest to jedynie mały ułamek tego co Jarosław Sokołowski ps. „Masa” ( i jemy podobni) ujawnił, bo nie miejmy złudzeń iż jego wiedza dotycząca wydarzeń i ważnych postaci przestępczego świata tego okresu jest z pewnością o wiele większa.