„Odchodzimy jeden po drugim jak kamienie rzucone na szaniec, ale rzucone nie w nicość nie na zmarnowanie…”
Kolejny, jakże tragiczny życiorys, wpisujący się w epos ciężko doświadczonego przez koło historii polskiego żołnierza i patrioty a w tym wypadku również niekwestionowanego symbolu swojego pokolenia, tzw.”Kolumbów”. Młodych ludzi, którym mimo ogromnego poświecenia i daniny krwi zapłaconej w czasie hitlerowskiej okupacji, nie dano było doczekać owoców powojennego, normalnego życia.
Jan Rodowicz ps. „Anoda”, harcerz, członek Szarych Szeregów, żołnierz Armii Krajowej i Delegatury Sił Zbrojnych, uczestnik Akcji pod Arsenałem oraz Powstania Warszawskiego, aresztowany przez komunistyczną bezpiekę w Wigilię Bożego Narodzenia 1948 roku, torturowany i prawdopodobnie zamordowany w śledztwie (okoliczności jego śmierci wciąż nie zostały wyjaśnione a podawana przez resort wersja o samobójstwie pozostawia wiele wątpliwości).
Nakładem Wydawnictwa RYTM ukazała się, wchodząca w skład cyklu „Wierna Rzeka Harcerstwa”, pozycja Pani Barbary Wachowicz „Ułan Batalionu „Zośka”. Gawęda o Janku Rodowiczu „Anodzie”, będąca, bardzo udaną, próba przybliżenia młodemu pokoleniu (dla starszego już za życia stał się legendą) tej zdecydowanie bohaterskiej i nietuzinkowej postaci minionego wieku. Owa forma gawędy (nic nie ujmując, naturalnie, fachowej literaturze przedmiotu) w której o „Anodzie” opowiadają osoby mu najbliższe: rodzina (szczególnie poruszające są wyznania jego matki), przyjaciele i towarzysze walki, pozwalają spojrzeć nam na jego życie i działalność od strony bardzo osobistej. Daje to nam możliwość lepszego zrozumienia jego życiowych wyborów, motywacji, którymi się kierował, podejmowanych decyzji i sposobu w jaki postrzegał swoje miejsce w otaczającej go, coraz bardziej, skomplikowanej i ponurej rzeczywistości. Jestem zdania, iż ten sposób przedstawienia biograficznego rysu (miejscami bardzo emocjonalny) oraz sama charakterystyka postaci jest dla odbiorcy znacznie ciekawsza, ma większą szanse przebicie się do szerokiej świadomości społecznej a tym samym pozostania w niej na dłużnej.
„Cechował Janka żywiołowy wprost stosunek do życia. Tryskał humorem, którym zarażał otoczenie i stanowił zawsze ośrodek zainteresowania towarzystwa, znajdując odpowiednie dla sytuacji -często abstrakcyjne-skojarzenia humorystyczne, zachowując zresztą przy tym komiczny wyraz twarzy”.
W lekturze oprócz głównego i wiodącego wątku, związanego bezpośrednio z naszym bohaterem na uwagę zasługują jeszcze, co najmniej, dwa. Pierwszy, to historia rodziny Rodowiczów, kształtująca, bez wątpienia, patriotyczna postawę „Anody”, z której wyłania się obraz ludzi bardzo oddanych ojczyźnie i aktywnie uczestniczących w propagowaniu polskiej tradycji i kultury oraz narodowowyzwoleńczych zrywach.
Drugi, to wpisane w okupacyjną a później komunistyczną gehennę, rodzinne dramaty: matek, ojców, sióstr, braci, próbujących ocalić, choćby w sposób szczątkowy i symboliczny, spuściznę po swoich najbliższych i sensie ofiary, którą ponieśli. To szczególnie poruszający aspekt, często pomijany w wielu historyczno – popularyzatorskich opracowaniach, dotyczących tej tematyki. Tu, pojawiają się on często, chociażby w kontekście powojennych ekshumacji poległych żołnierzy Batalionu „Źoska” (które organizuje i w których aktywnie uczestniczy Jan Rodowicz) oraz tworzeniu archiwum tego oddziału.
„Bo tam, pod gruzami, czekali na niego przyjaciele. Trzeba było ich odnaleźć, zabrać , przenieść- by spoczęli obok „Rudego”, „Alka”, „Zośki”…To straszne dni. Tragiczne matki szukające pod gruzami ciał swoich dzieci, nierzadko-jak matka „Księcia”- na próżno”.
„Te pamiętniki przyjaciół i towarzyszy broni jej synów były ostatnią lektura matki. Hanna Długoszowska, otrzymując niemal codziennie wiadomości o nowych aresztowaniach wśród „Zośkowców” popełniła samobójstwo. Archiwum przekazała swojej przyjaciółce, innej matce Irenie Zakrzewskiej. I jej nie mieli kogo uwięzić. Hania Zakrzewska, dla piękności swoich jasnych włosów zwana „Białą”, zginęła podczas pierwszych dni powstania na Woli”.
Książka Barbary Wachowicz wsparta jest bardzo bogatym materiałem dowodowym i faktograficznym, przedstawiającym zarówno samego „Anodę” jak i jego rodzinę oraz przyjaciół. Mimo iż gawęda kojarzona jest raczej jako rodzaj lekkiej opowieści, tu, jest wstrząsającą opowieścią o tragicznych czasach i ludziach wpisanych w ten czas, który za swoje patriotyczne wybory płacili cenę najwyższą. To również przykład na to iż ich ofiara nie poszła na marne i mimo strasznych lat PRL-u oraz realizowanych na różne sposoby prób wymazania ich z narodowej pamięci, prawda przetrwała i dziś można o niej pisać.
Mam również cichą nadzieje, że być może uda się kiedyś dotrzeć do dokumentów, zeznań świadków czy skruszonych ubeków (duża nadzieja w pracownikach Instytutu Pamięci Narodowej) z pomocą których dowiemy się jak naprawdę wyglądały ostatnie chwile Jana Rodowicza „Anody” Jesteśmy to winni jego pamięci… Gorąco polecam lekturę.