„Unikatowe materiały z rodzinnego archiwum i barwna opowieść o niedającym się zaszufladkować poecie z krwi i kości”.
Prezentowana tu książka ma bez wątpienia wymiar bardzo osobisty, intymny, rodzinny a przy tym to pozycja bardzo mocna, wyrazistą i silnie naładowana emocjonalnie, co zrozumiałe, naturalnie, zważywszy na samą osobę autorki. Jest pozycją rzucającą wiele nowego światła na życie i twórczość jednego z najbardziej utalentowanych ale i kontrowersyjnych polskich poetów XX wieku ,Władysława Broniewskiego.
Postaci, która (w przeciwieństwie do innych pisarzy tęgo okresu jak: Jerzy Putrament, Leon Kruczkowski Konstanty Ildefons Gałczyński , Julian Tuwim, Mieczysław Jastrun… ) nigdy, mnie osobiście, nie jawiła się jako symbol zaprzedania i zdrady sprawy polskiej i ogólnonarodowych wartości, mimo swoich niewątpliwych komunistycznych czy lewicowych przekonań politycznych, firmowania swoim nazwiskiem powojennych przemian, zachodzących w naszym kraju i pisanych pod partyjne dyktando, wiernopoddańczych tekstów. Raczej jako postać zagubiona czy zaplątana w meandry historii, po którym przejechał się walec dziejów i który nie był w stanie udźwignąć (na trzeźwo) otaczającej go, nagle, nowej rzeczywistości. Artystą, który zdecydowanie i z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością potrafił odrzucił propozycje Bolesława Bieruta, namawiającego go do napisania nowego polskiego hymnu, będącego chyba dla każdego poety, swoistym, literackim odpowiednikiem „Świętego Graala.
– Wy chcecie, towarzysz Bolesław, żebym ja napisał nowy tekst do hymnu narodowego. Ja to potrafię. Ja jeden ! Ale ja hymnu narodowego nie będę zmieniał. Nie będę, bo nie mogę! Bo nie chcę!
A po chwili, jeszcze raz, ciszej:
– Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę [ cytat: „Władysław Broniewski. Miłość, wódka, polityka” Marcin Urbanek].
Ewa Zawistowska, prywatnie wnuczka artysty w oparciu o zachowaną, rodzinną korespondencję (listy, dokumenty, zdjęcia) z lat 1947-1962 snuje arcyciekawą, wspomnieniową opowieść o spiżowej postaci polskiej literatury, pozwalając jej (i to jej największy atut) zejść na chwile z piedestału i wcielić się w postać kochającego ojca, męża, dziadka i przyjaciela.
To przebijająca się przez echa ważnych, rozgrywających się w tym czasie polityczno -historycznych wydarzeń, historia o rodzinie, słodko -gorzkim dzieciństwie, skomplikowanych, międzyludzkich, relacjach, wielkiej ojcowskiej miłości i strasznej osobistej tragedii (śmierć 24 letniej Joanny Broniewskiej, ukochanej córki poety i matki naszej autorki), która położyła się cieniem na życiu całej rodziny.
Nie odnajdziemy w tej lekturze mało znanych, sensacyjnych faktów czy wielkich, skrywanych przez lata tajemnic, choć Pani Ewa nie ukrywa bynajmniej tych mniej chwalebnych kart z życia swojego dziadka: alkoholowego nałogu, relacji z kobietami czy wkładu w budowanie w Polsce socjalizmu (w jego komunistycznej wersji), czego niesławnym wyrazem był głośny wiersz „Słowo o Stalinie” (podobno powstał podczas trzydniowego pijaństwa a sam twórca wstydził się go do końca życia). Wyłania nam się za to z treści obraz człowieka wielu sprzeczności, o złożonej, targanej licznymi emocjami osobowości i skomplikowanej naturze, zmagającego się (i stopniowo przegrywającego) z alkoholowym nałogiem. Takie skrzyżowanie rewolucyjnego barda z dawnym, kresowym szlachetką, rogatej, polskiej duszy nad którą próbował zapanować system.Wnikliwy, ciekawy a miejscami poruszający portret Władysława Broniewskiego, którego nie znamy oraz czasów w których przyszło mu żyć, tworzyć czy czasami współtworzyć (bardzo ciekawy wątek pracy z córką na filmem „Wisła”).
Książka Ewy Zawistowskiej „Dziadek Władek. O Broniewskim, Ance i rodzinie”jest z całą pewnością lektura warta polecenia, co też gorąco w tym miejscu czynie.