„Życie wędrownego maga i alchemika powinno być usłane różami. Zazwyczaj tak bywa. Haxerlin właściciel wędrownego kramu „Cuda i Dziwy” ma podwójnego pecha. Nie jest ani prawdziwym magiem ani prawdziwym alchemikiem…
Starcie herosów, okrutni magowie, krwawe, skryte w mroku, pogańskie obrzędy, szaleni wojownicy, przerażający szczek ścierających się, zakutych w stal armii, łopot postrzępionych sztandarów, kwik koni, jęki rannych i konających, wszechobecna śmierć krążąca po pobojowisku.
No cóż, tego tutaj nie będzie… A co będzie?
Napisane z lekkim przymrużeniem oka, pomysłowe i barwne połączenie fantasy z dobrą przygodową opowieścią , osadzone w nieco wypaczonym i przerysowanym średniowiecznym klimacie, wraz z charakterystyczną dla niego scenerią.
Wszystko to za sprawą tytułowego Mistrza Haxerina, pokracznego hochsztaplera, handlarza fałszywych artefaktów i sprawcy wątpliwej jakości cudów. Człeka niesłychanie obrotnego, obdarzonego sprytem, pewną błyskotliwością, naprawdę sporą dozą szczęścia (które niejednokrotnie pozwala mu wyjść z rozmaitych opresji) i niewątpliwym talentem do pakowania się w coraz to większe kłopoty. W myśl jednak starego przysłowia o „kocie zawsze spadającym na cztery łapy” jemu również udaje się zwykle wykaraskać z tarapatów, choć, oczywiście, nie bez pewnych (nie zawsze najprzyjemniejszych) perturbacji i uszczerbków.
„Rzadko narzekał na swój los, bo i nie miał na co narzekać. Cuda i Dziwy, czyli obrót egzotycznymi wyrobami, począwszy od magicznych afrodyzjaków aż po sproszkowane kły wampira, przynosił dochody, jakich pozazdrościć mogli wszyscy pełnoprawni czarodzieje. Przemieszczał się z kolekcją od miasteczka do miasteczka (z oczywistych względów omijał te, w których mieściły się filie Gildii Magów), rozkładał kramik z artefaktami przed żądną sensacji gawiedzią i dawał takie popisy, że wystarczała chwila nieuwagi, by sam prawie uwierzył w niesamowite właściwości prezentowanych eksponatów. Handlarz dobrze wiedział, czego się od niego oczekuje, dlatego przywdziewał piękne purpurowe szaty z wyszytymi na przedzie konturami księżyca i klepsydry oraz rękawami przyozdobionymi pomysłowymi spiralami, od których można było dostać oczopląsu. Gdyby w takim stroju pojawił się w progach Gildii, odesłano by go ze śmiechem do trupy cyrkowców, ale poczciwi mieszkańcy mniejszych grodów witali go jak prawdziwego czarodzieja. Jednak jedyną magią, jaką opanował Haxerlin, była sztuka zamiany bezwartościowych świecidełek w monety. Największe cuda i dziwy nie piętrzyły się na ladach straganu, ale wesoło harcowały w umysłach klientów”.
Na kartach ośmiu ułożonych chronologicznie i współgrających ze sobą opowiadań, mamy okazję śledzić jego życiowe losy, uczestnicząc w licznych podróżach i meandrach pseudo -handlowej działalności: a to próbujemy zdobyć słodką nimfę, a to mierzymy się z demonem, poszukujemy skarbu, czy próbujemy przetrwać w obłożonym kwarantanną mieści…
Satyra, ironia, drwina, szerokie przerysowanie, humor sytuacyjny i słowny. Interesujące i nieszablonowe ukazanie spraw zwykłych, codziennych, lecz i niekiedy bardzo poważnych, ponadczasowych, dotykających nas wszystkich (niektóre rzeczy i zjawiska nie zmieniają się nigdy). Umiejętnie stopniowane napięcie, plejada licznych, naprawdę wysoce oryginalnych postaci i wydarzeń oraz sprawnie prowadzona narracja, która bezproblemowo prowadzi nas pośród rozbudowanej fabuły i dużej ilości wątków spowoduje iż nuda nam raczej nie grozi.
Książka Jackia Wróbla „Cudy i Dziwy Mistrza Haxerlina” to zdecydowanie bardzo udane zestawienia formy i treści, które z pewnością docenimy w zbliżające się już ,szybkimi krokami, zimne, deszczowe i ponure jesienno -zimowe wieczerzy. Doskonała rozrywka, która poprawi nam nastrój, a być może spowoduje iż pod jej powierzchnią uda nam się odnaleźć jakieś głębsze przesłanie.