Jakuba Ćwieka”Dreszcz”

To co zawsze podobało mi się w twórczości  Jakuba Ćwieka (i podoba mi się nadal) to znakomicie skrojone, nietuzinkowe, barwne i wielowymiarowe postacie bohaterów głównych i pobocznych. To oni są główną osią powieściowych historii, kołem napędowym i najważniejszym elementem przedstawionych zdarzeń, nadający im określony  koloryt i styl. Mimo ich mankamentów, niedoskonałość oraz  nie zawsze chwalebnych i skłaniających do naśladownictwa  postępków, odkrywamy w nich zawsze jakość nutę szlachetności, jaśniejsza rysę na wizerunku, co skutkuje tym iż nie sposób ich nie lubić a czasem i podziwiać. Tak też jest i tym razem…
Rychu ” Zwierzu” Zwierzchowski podstarzały rasowy rockman który zapomniał dorosnąć, żyjący echami minionej muzycznej przeszłości i wciąż hołdujący zasadzie sex, drugs i rock’ n’ roll… dosłownie i w przenośni. Utrzymywany przez córkę, żyjący w stanie permanentnego upojenia ( mniejszego bądź większego) klasyczny obibok, wiodący bezstresowe, leniwe, przepełnione mocnymi brzmieniami życie, gdzieś na obrzeżach usankcjonowanego obyczajowo  śląskiego społeczeństwa. I to właśnie jemu przytrafia się ta niesamowita historia… Uderzenie pioruna, które właściwie powinno go zabić, sprawia iż nasz bohater zaczyna nagle dysponować iście nieziemskimi mocami które wywracają do góry nogami jego dotychczasową spokojna egzystencje. Tak rodzi się Dreszcz pierwszy polski Superbohater… (i aż się ciśnie na usta), no cóż jaki kraj taki bohater. Oczywiście, skoro jest Heros musi być i arcy-złoczyńca, zbrodnia, tajemnica i  ludzie których trzeba uratować. Wszystko zgadza się co do joty choć szczegółów z oczywistych powodów nie będę tu zdradzał.
Powieść napisana jest prostym, zrozumiałym i nie stroniącym od wulgaryzmów językiem, przeplatanym wielkomiejskim slangiem oraz świetnie uchwyconą śląską gwarą. Całość zabarwiona naturalizmem, charakterystycznymi dla autora pokładami czarnego, niemal wisielczego humoru, błyskotliwością, ciętym językiem oraz  lekko ironicznym spojrzenia na otaczający nas świat.
Jest wiec szybko, głośno i bezceremonialnie…
Sama konstrukcja fabuły nie jest specjalnie skomplikowana (myślę iż taki właśnie był autorski zamysł)  i na próżno doszukiwać się w niej wielopłaszczyznowości  i drugiego czy trzeciego dna.
Uderza za to świeżością, nieźle stworzonym klimatem, oraz wszechobecnymi  wspaniałymi muzycznymi odniesieniami, które niemal słychać na kartach powieści: AC/DC, Guns’ n’ Roses, The Who, Scorpions, Kiss, Aerosmith i wiele innych. Sam z prawdziwa przyjemnością odkurzyłem w pamięci nieśmiertelnego Alice Coopera i legendarną grupę Motorhead których słuchałem przed laty, wspaniała wycieczka w przeszłość.

Książkę świetnie się czyta, z całą pewnością zapewni ona wszystkim czytelnikom (nie tylko fanom twórczości Jakuba Ćwieka) wiele godzin bardzo dobrej  i bardzo ciekawej rozrywki.

Leave a Reply

XHTML: You can use these tags: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>