Książka Pana Kamila Majewskiego nie stała się niestety lekturą (choć naprawdę, szczerze żałuje) która, przysłowiowo, wgniotła by mnie w fotel lub sprawiła by świat na chwilę zwolnił. Bardziej w tym chyba jednak moja wina niż samego autora. Często tak już bywa iż sugerując się tytułem publikacji i krótkim jej opisem, tworzymy sobie pewien obraz tego co chcielibyśmy i co spodziewamy się odnaleźć w treści. W tym przypadku tak właśnie było…
Spodziewałem się kryminalnej opowieści, owszem może i groteskowej, ale z wartką, dynamiczną, zaskakującą zwrotami akcją, pełnej trupów, sekretów i tajemniczych, mrocznych, wielkomiejskich zaułków. Może nawet z wplecionymi w całość echami wojującego feminizmu czy szczyptą erotyki.
Trupów wprawdzie nie brakuje i ofiary w mniej lub bardziej spektakularny sposób schodzą z tego świata, lecz cała intryga rozmywa się gdzieś w natłoku licznych, pobocznych wątków, kunsztownie i drobiazgowo budowanych opisów świata przedstawionego oraz charakterystykach postaci. Powoduje to sytuacje w której co chwilę wypadamy z rytmu i gubimy napięcie, które w tego rodzaju lekturze stopniowo powinno narastać (wraz ze zbliżeniem się do rozwiązania zagadki tytułowego „Lesbożercy”), by eksplodować w finale.
Niesłychanie podoba mi się, za to, literacki styl autora, wnikliwy i wielostronny zmysł obserwacji oraz interesujące poczucie humoru, które lubię i które, jak najbardziej, do mnie przemawia. Wsparty, oczywiście, nutą groteski, autoironią, ciekawie uchwyconym feministyczno-lesbijskim, mieszczańskim światkiem, oraz odzwierciedleniem skomplikowanych społecznych i międzyludzkich relacji.
„Zazwyczaj traktowano je ulgowo [lesbijki-JN], uznając je za ciekawe zjawisko mogące wzbudzić dość nudną fabułę scen heteroseksualnego seksu w filmach pornograficznych. Jeśli chodzi o obecność prawdziwych lesbijek w przestrzeni miejskiej, to zazwyczaj były one ignorowane, najczęściej brano je za chmarę podobnych do siebie zasuszonych chłopców z tatuażami, w opuszczonych nisko spodniach i w czapkach z daszkiem, taka w każdym razie była dominująca moda w roku 2014. Tym razem to właśnie w lesbijki a nie gejów wymierzone było ostrze krytyki, chociaż oczywiście mianem bandy dewiantów określano całe środowisko”.
Mimo iż książka Kamila Majewskiego niespecjalnie do mnie trafiła (tak czasami bywa), mam nadzieje iż nie jest to moje ostatnie spotkanie z tym polskim autorem, któremu talentu z pewnością nie brakuje.