„Duch Anioła Zagłady zatańczy na zgliszczach Królestwa”.
Minęło już kilka dobrych lat od momentu w którym po raz pierwszy zetknąłem się z twórczością Pani Maji Lidii Kossakowskiej przy okazji lektury „Żarna niebios”, pierwszej odsłony anielskiego uniwersum. Potem na fali fascynacji jej twórczością poszło już szybciutko: „Siewca Wiatru” i „Zbieracza Burz” tom I i II aż przeszła pora na „Bramy niebios”.
Prezentowany tu tom trzeci powieści Maji Lidii Kossakowskiej jest zwieńczeniem i ukoronowaniem, zarazem, tego ostatniego cyklu, którego fabuła i akcja konsekwentnie prowadzi nas do rozwiązania wcześniej zawiązanych wątków opowieści, wiodąc nas ku finałowi, który niektórych czytelników może zaskoczyć, gdyż autorka do końca trzyma nas w napięciu i niepewności, choć szczegółów (z oczywistych powodów) nie zdradzę.
Książka trzyma bardzo solidny poziom dwóch poprzednich tomów, zwłaszcza pierwszego, zaś sprawnie prowadzona narracja, bezproblemowo wiedzie nas wśród gąszczu, postaci, niezwykłych krain i miejsc oraz szybko następujących po sobie burzliwych i dynamicznych wydarzeń.
Podobnie jak w poprzednich odsłonach powieści to nadał postacie bohaterów (tak anielskie że aż niemal „ludzkie” – Daimon, Sereda, Lucyfer, Razjel) są motorem napędowym opowieści, ogniskując wokół siebie całość fabuły i akcji, choć nie sposób, naturalnie, pominąć całego bogactwa i różnorodności świata przedstawionego, stworzonego przez pisarkę.
Chylę czoła (nisko) przed ogromnymi pokładami wyobraźni prezentowanymi przez autorkę oraz bardzo dobrym literackim warsztatem, pozwalającym jej w tak wielobarwny i ciekawy sposób przelać swoje literackie wizje na papier.
Akcja powieści nadal rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, obejmujących zarówno losy wyprawy do Stref Poza Czasem jak i skomplikowany świat tzw. Głębi. Obu niezwykle niebezpiecznych, nieprzewidywalnych i bardzo zabójczych, które w lekturze przenikają się wzajemnie i dopełniają, budując określoną, bardzo charakterystyczną dla tej tematyki atmosferę i klimat.
Prezentowany tu tom trzeci „Bram światłości” kończy wprawdzie cykl ale mam nadzieje iż Pani Maja Lidia Kossakowska zajdzie jeszcze czas i twórczą wenę by powrócić ku anielskim zastępom. Polecam.