„Bez względu na to, że znajdują się wśród nich kobiety, dzieci i chorzy, jakkolwiek tragiczne będą środki tej eksterminacji, bez słuchania głosu sumienia należy położyć kres ich egzystencji”.
Znany nam wszystkim złowieszczy termin ”ostateczne rozwiązanie” wbrew pozorom nie powstał jako element zbrodniczej nazistowskiej ideologii, skierowanej przeciwko ludności pochodzenia żydowskiego. Powstał w 1915 roku, kiedy to pod skrajnie nacjonalistycznymi hasłami (panturkizmu) państwo tureckie postanowiło pozbyć się liczącej ponad dwa miliony społeczności ormiańskiej. Wszelkimi możliwymi sposobami (od których, nawet po latach, ciarki przebiegają po plecach) dokonując jej fizycznej eksterminacji.
„Zatrzymanych topiono, spychano w przepaści górskie, przybijano podkowy końskie do stóp, palono lub zakopywano żywcem. […] do końca 1915 roku ok. pół miliona ludzi wypędzono na Pustynie Syryjską, gdzie ginęli pozbawieni wody i schronienia od słońca”.
Szacuje się że w wyniku tych działań na terytorium tureckim pozostało jedynie około 150 tysięcy osób pochodzenia ormiańskiego.
To historia jak z koszmarnego snu (takiego naprawdę przerażającego) przemilczana przez państwa i narody (Turcja była i jest bardzo cennym i ważnym sojusznikiem) i tylko niektórzy badacze i pisarze, od czasu do czasu, dobijają się o pamięć pomordowanych i prawdę o tych strasznych wydarzeniach.
Dotyczy to również prezentowanej tu powieści Franza Werfela „Musa Dah” , która oparta jest na jednym z ważniejszych epizodów tego krwawego okres.
Opowiada historie Gabriela Bargadiana, Ormianina, byłego oficera tureckiej armii, który w obliczu zaistniałej, dramatycznej sytuacji prowadzi kilku tysięcy swoich pobratymców do wiosek wokół tytułowej góry Masa Dagh (góra Mojżesza) gdzie przez kilkadziesiąt dni będą bohatersko odpierać zmasowane ataki sił wrogiej armii, walcząc o życie swoje i swoich najbliższych.
Książka mimo szokującego i nieznanego większości przesłania jest świetnie i niezwykle sugestywnie napisana (co widoczne jest szczególnie w opisach wielobarwnej i wielokulturowej mozaiki tego rejonu), nosi w sobie ogromny ładunek emocjonalny, który oddziałuje na czytelnika i przyczynia się do bardzo osobistego odbioru tego tekstu. Dzięki niemu znacznie wzrośnie nasza wiedza o tych straszliwych czasach, wydarzeniach i przemilczanym na międzynarodowej arenie ludobójstwie, które stało się udziałem narodu ormiańskiego.
„Mądre, głupie, złośliwe, naiwne, niemiarkujące w jedzeniu czy piciu – wszystkie znane są nam od zarania dziejów, a opowieści na ich temat krążą po całym świecie”.
To co od razu przykuwa nasz wzrok w odniesieniu do publikacji Witolda Bunikiewicza, zatytułowanej „Żywoty diabłów polskich”, to świetnie wykonana i niesłychanie interesująca okładka (duże brawa dla grafików Wydawnictwa Replika), która wizualizuje treść i zdecydowanie wyróżnia tą pozycję wśród innych, goszczących na księgarskich półkach.
Moim jednak zdaniem, tak naprawdę, warto sięgnąć po tą książkę z dwóch, zasadniczych powodów. Po pierwsze. Napisana jest naprawdę piękną, dawną polszczyzną którą rzadko spotykamy już we współczesnej literaturze ( co, oczywiście, zrozumiałe, zważywszy iż nasz język wciąż zmienia się i ewoluuje), ogromnym, gawędziarskim zacięciem, humorem (niekiedy czarnym) oraz specyficznym stylem, który wprowadza nas w określony klimat opowieści. Klimat przepełniony starymi, życiowymi prawnymi, morałem, ludową sprawiedliwością czy sprytem oraz pewną, trudno definiowalną naturalnością i swojskością, oddziałującą na naszą wyobraźnię i ułatwiającą zrozumienie zawartego w lekturze przekazu.
Po drugie. Opowieści o polskich czartach (słowo polskich zasługuje na podkreślenie) wpisuje się w całość naszej słowiańskiej demonologii (której są integralnym i ważnym elementem), bardzo bogatej, różnorodnej i rozbudowanej, stając się jednym z ciekawszych wyznaczników definiujących wierzenia naszych przodków, sposobu w jaki postrzegali i rozumieli otaczający ich świat (zarówno ten realny jak i duchowy) oddziałujący, w taki czy inny sposób, na ich życie i podejmowane decyzje. Z tego też powodu spojrzenie z takiej perspektywy jest dla nas, współczesnych czytelników, tak szalenie interesujące i poznawcze.
Nieprzypadkowo też pada określenie diabły polskie, gdyż piekielne postacie z tych podań i legend w całej rozciągłości odzwierciedlają charakterystyczną gamę polskich narodowych wad i przywar, o czym dobitnie przekonał się jeden z niesławnych bohaterów lektury, Mefistofeles, pobity i wypędzony z naszych ziem przez rodzime diabły
„Co mu u nas? Po co tu wlazł? Mało ma swego kraju że pcha się do naszego?”.
Odnosi się to również do określonej (na wzór szlacheckiej) hierarchii ważności w które mamy diabły piastujące funkcję odpowiadające wojewodom, bogatej i potężnej magnaterii, szlachcie średniego szczebla i tej zagrodowej a w końcu mieszczaństwu i chłopstwu, gdzie oddziaływanie i zabobony dotyczące diabelskich praktyk miały największy wydźwięk i oddziaływanie. Tam też, przekazywanie z pokolenia na pokolenie, przetrwały zdecydowanie najdłużej.
Na kartach książki powrócą znane polskie diabły tego formatu co Boruta czy Rokita ( w tle pojawi się również główny władca piekieł czyli Lucyfer) ale pojawi się też cała plejada niesłychanie barwnych czartów znanych jedynie regionalne czy też miejscowo jak Fugas, Hejdusza, Wielgusz, Hejdasz i inni.
Wszyscy oni razem i każdy z osobna tworzą wspaniała i niepowtarzalną mozaikę dawnych polskich wierzeń, która w sposób uniwersalny i ponadczasowy uczy nas, bawi a niekiedy zmusza do głębszych refleksji.
Książka Witolda Bunikiewicza zatytułowanej „Żywoty diabłów polskich” zdecydowanie warta jest więc polecenia, co też niniejszym czynię.
„Ta antologia na pewno strasznie się wam spodoba. Nie może być inaczej…”.
Sześciu znanych polskich twórców stworzyło sześć znakomitych opowiadań, sześć różnych literackich wizji, historii, umieszczonych w sześciu różnych, wykreowanych, światach.
Andrzej Pilipiuk „Wunderwaffe”, Dariusz Domagalski „Wędrowiec”, Magdalena Kozak „Strasznie mi się podobasz”, Marcin Mortka „Impostorzy”, Rafał Dębski „Konstelacja Ananke”, Adam Przechrzta „Miasto cieni i luster”
I tak jak autorzy różnią się od siebie, tak różne są przedstawione w tej antologii teksty.
Inne literackie style, inna (czasem diametralnie inna) tematyka, ujecie i podejście do poszczególnych tematów, spraw i zagadnień, czas w którym toczy się fabuła i akcja, bohaterowie i ich wzajemne relacje, klimat i opisy toczących się wydarzeń.
Jest jednak coś co wszystkich razem ich łączy!!!
To naprawdę dobrze napisany kawał polskiej fantastyki.
Oczywiście, jak w każdym tego rodzaju zbiorze opowiadań, niektóre z nich podobają nam się bardziej, inne mniej, wszystko jest, naturalnie, rzeczą gustu, wrażliwości, literackich zainteresowań i smaku.
Na mnie szczególna wrażenie zrobiły trzy z nich:
Andrzej Pilipiuk „Wunderwaffe”- tryskająca groteską i czarnym humorem wizja alternatywnego, nazistowskiego, świata, do którego chylące się ku upadkowi hitlerowskie Niemcy wysyłają swojego emisariusza. Niestety, jak to często bywa, pobożne życzenia nijak się mają do rzeczywistości. Odnajdziemy tam wprawdzie znane nam z historii dwudziestego wieku znane postacie ale… Adolf Hitler – to ledwie wiążący koniec z końcem, podrzędny malarz. Hermann Göring – wiecznie tonący w długach pijak, złodziej i heroinista, zaś osławiony oświęcimski lekarz- morderca Josef Mengele to pokątny handlarz narkotykami.Żeby było zabawniej Niemcami rządzą Rosjanie i… Żydzi. Wizja iście zaskakująca i przewrotna!!!
Rafał Dębski „Konstelacja Ananke”- utrzymana w mrocznym, ciężkim, średniowiecznym,niemal mistycznym klimacie opowieść o dysponującym nadprzyrodzonymi zdolnościami mistrzu Małodobrym, czyli popularnym kacie, roznosicielu zarazy i Ojcu szczurów. Mimo raczej statycznego podejścia do tematu (akcja nie porywa swym dynamizmem) opowieść fascynuje, przeraża, szarpie emocjami, zmusza do głębszych refleksji, przemyśleń, trzyma w napięciu do ostatniej strony i głęboko zapada w pamięć.
No i trzecie z opowiadań pióra Magdaleny Kozak, tytułowe „Strasznie mi się podobasz”, to tocząca się w czasie polskiej misji wojskowej w Afganistanie historia o wojnie, miłości i … śmierci w trochę nietypowym (łagodniejszym?) spersonifikowanym ujęciu. Nacechowana ogromnym realizmem, mocna, miejscami brutalna opowieść o młodej polskiej ratowniczce medycznej z bazy w Ghazni.
Książka „ Strasznie mi się podobasz” charakteryzuje się oryginalnością formy i treści, literackim kunsztem i nieszablonowością. Wywołuje nasz śmiech, zmuszają do zadumy, gra na emocjach, powoduje iż po plecach przebiegają nam ciarki, a w głowie kłębią się przeróżne myśli.
Jednym słowem świetny zbiór opowiadań, który z cała pewnością na dłużej zagości w naszej literackiej świadomości.
„Możliwe że będzie nowa wojna. Bałkany są beczką prochu a Muzułmanie czują się bardziej tureccy niż Turcy. Myślę o zdaniu mówiącym o zagrożeniu i wyobrażam sobie że każdego dnia dwóch czetników wraz z grupą kolegów snuje w tym zadymionym biurze wojenne opowieści”.
Francuz Hervé Ghesquière, który przeszło 20 lat temu był korespondentem wojennym w ogarniętej konfliktem zbrojnym byłej Jugosławii, po latach powraca, by na własne oczy przekonać się jak dziś wygląda ten region i czy straszne, wojenne, doświadczenia spowodowały że zwaśnione i zaangażowane w tamte wydarzenia narody (Serbowie, Chorwaci i Muzułmanie – zwani Bośniakami, na mocy traktatu pokojowego, żyjące razem w Bośni i Hercegowinie) wyciągnęły z tych straszliwych lat naukę na przyszłość.
To na wpół reporterska i na wpół sentymentalna podróż do miejsc po których przetoczył się okrutny walec historii, na zawsze odciskając na nich swoje piętno. Podróżując od miasta do miasta, napotykając znanych mu sprzed lat ludzi oraz poznając nowych (ze wszystkich zamieszkujących tu nacji) kreśli obraz współczesnego państwa, które, niestety, tak naprawdę nigdy nie wyzwoliło się z jarzma bałkańskiej wojny. Która tkwi w nich na tyle głęboko iż skutecznie hamuje wszelkie próby zbudowania nowego, wielokulturowego i wielonarodowego społeczeństwa. Niezdolnego i chyba nie zainteresowanego (przynajmniej nie widać tego po elitach władzy) żadnym kompromisowym czy kompleksowym rozwiązaniem, istniejących problemów.
To obraz narodów, które tak naprawdę żyją obok siebie, nie mają wspólnej wizji przyszłości (ani nadziei na taką) nie asymilują się ze sobą, nie tworzą żadnej wspólnoty czy płaszczyzny porozumienia, praktykując, często, swoistą formę apartheidu: osobne dzielnice, osobne szkoły i system oświaty, osobne sklepy, kawiarnie i restauracje, całkowita negacja związków mieszanych itd. Nie łączą się na bazie, wspólnej przecież (mimo ostatnich tragicznych wydarzeń),wielowiekowej historii, tradycji czy regionalnej kultury. Jedyne co, tak naprawdę, jest dla nich wspólne to wojna, a ta, nie jest, naturalnie, elementem na którym łatwo jest zbudować coś pozytywnego…
Porozumienie z Dayton, wynegocjowane w listopadzie 1995 zakończyło wprawdzie krwawą wojnę w byłej Jugosławii, ale nie przyczyniło się, w żądnym razie, do rozwiązania kłopotów tej części Europy.
Towarzysząc autorowi w jego dziennikarskiej wędrówce, trudno oprzeć się wrażeniu iż wszystko tutaj jest tymczasowe, przejściowe a decydujące rozstrzygnięcia są jedynie przesunięte w czasie. Wizja kolejnego konfliktu (nie ukrywają tego liczni rozmówcy naszego bohatera) niemal namacalnie wisi gdzieś w powietrzu. A będzie to konflikt zdecydowanie straszniejszy, gdyż wszystkie strony, pomne ostatnich doświadczeń, znacznie lepiej się do niego przygotują.
Świadczy o tym niesłabnące poparcie dla partii i organizacji jawnie nacjonalistycznych i populistycznych, zwłaszcza w Serbii, których retoryka nadal przemawia do odbiorców oraz wzrost zainteresowania lokalnej społeczności muzułmańskiej (dotychczas bardzo umiarkowanej) islamskim radykalizmem, będącym pokłosiem obecności licznych arabskich mudżahedinów, wspomagających w czasie konfliktu swoich, religijnych, pobratymców. Po raz kolejny więc w „bałkańskim kotle” zaczyna tlić się beczka prochu…
Opowieść o współczesnej Bośni jest również osobną opowieścią o miastach, miasteczkach i wsiach z których niemal każde ma swoją smutną, traumatyczna przeszłość oraz ludziach, którzy z pamięci o ofiarach i walki o odnalezienie ciał pomordowanych, uczynili sens swojego życia.
Wymienione w tytule Sarajewo jest oczywiście symbolem, który zna cały świat (Hervé Ghesquière opisuje bardzo sugestywnie jego skomplikowaną losy) lecz do mnie najbardziej przemówiły historię dwóch innych miejsc: Srebrenicy w której serbskie oddziały gen.Ratko Mladića dokonały największego po II wojny światowej, masowego ludobójstwa (przy biernej postawie holenderskich żołnierz ONZ) na około ośmiu tysiącach muzułmańskich mężczyźni i chłopców oraz Mostaru, niemal, po połowie podzielonego przez społeczność chorwacką i bośniacką. Obydwa te miasta są dziś odbiciem swoich czasów.
Czasów w których współczesna Bośnia i Hercegowina, kraj trzech narodów i trzech religii, zastygła w zupełnym marazmie, bierności politycznej, skostniałych układach i zależnościach, pogłębiających się trudnościach gospodarczych i ekonomicznych, baraku perspektyw dla młodych (coraz częściej wiążą oni swoją przyszłość z emigracją – i mówią o tym jawnie) i jedynie pozorowanych działaniach wyrażające chęć zbliżenia z Unią Europejską (lokalni politycy nie palą się do tego, gdyż zdają sobie sprawę iż zmiana władzy, która musiałaby nastąpić, w obliczu nowych wyzwań, mogłaby spowodować pociągniecie ich do odpowiedzialność za dotychczasowy okres sprawowania rządów oraz dawne grzechy).
Niestety, nie jest to dobra wróżba i prognostyk na przyszłość… „Sarajewo. Rany są zbyt głębokie” to bez wątpienia jedna z najlepszych reporterskich publikacji z jaką miałem okazje zapoznać się w ostatnich latach. I nie chodzi tu o walory literackie czy bardzo emocjonalny język, którym posługuje się dziennikarz (choć nie można mu niczego zarzucić) lecz o wagę i prawdę przekazu. A ta jest, po prostu, przygniatająca.
„Było ich trzystu. Medyczna gwardia Hitlera w obozach koncentracyjnych. Bestie, potwory, zwyrodnialcy? Ludzie powołani, aby ratować życie, specjaliści, którzy w innych czasach prowadziliby zwykłą praktykę lekarską w jakimś niemieckim miasteczku”.
To jedna z tych lektur wobec których nikt z czytających nie pozostaje obojętny, bo i obojętny pozostawać nie powinien. To lektura,która na długi czas (a może i na zawsze) pozostawi głęboką rysę w naszej podświadomości z powracającymi, co jakiś czas, potwornymi obrazami zbrodni. Ale to książka ważna, potrzebna, choć, naturalnie, jej straszna i szokująca wymowa sprawia iż nie jest to lektura ani łatwa ani też przyjemna w odbiorze .
Trzymamy w swoich rękach naprawdę, wstrząsające świadectwem historycznej prawdy oraz swoiste przesłanie, skierowanym do przyszłych pokoleń, iż powinny dokonać wszelkich, możliwych, starań aby koszmar wojny oraz związana z nią nietolerancja dla inności (nie ważne jakiej: rasowej, etnicznej, kulturowej, politycznej czy seksualnej) nigdy już nie powróciła.To historia morderców w białych kitlach, którzy stali się trybami nowoczesnej, ciągle modyfikowanej i usprawnianej (o zgrozo!!!) machina masowej eksterminacji z wpisującymi się w nie psudo-medycznymi eksperymentami, dokonywanymi na więźniach obozów koncentracyjnych w Dachau, Gross-Rosen. KL Auschwitz, KL Mauthausen-Gusen KL Sachsenhausen i innych w okresie II wojny światowej.
A jest to obraz, który, po prostu zwala z nóg. Nie mieści się on w żadnych, znanych nam moralnych, etycznych, społecznych, czy po prostu ludzkich normach. Działalność SS-mańskich oprawców jest odbiciem prawdziwego piekła na ziemi, najokrutniejszego miejsca na świecie. brutalnego, wynaturzonego, odczłowieczonego, gdzie ludzka tragedia i cierpienie osiąga niespotykane rozmiary. Miejsc od którego Bóg na długo odwrócił swój wzrok.
Świadomość tego (dziś trudna, z naszej perspektywy, do zrozumienia) iż wszystkie te potworności popełnili przecież lekarze ( słynny Anioł śmierci Josef Mengele,Gerhard Buhtz,Sigmund Rascher, Fredrich Entress, Karl Barbor i wielu innych katów, którzy pojawią sie na kartach tej lektury), którzy ślubowali ratować i dbać o życie pacjentów, stawia wiele pytań dotyczących kondycji świata oraz ludzkości jako takiej.
Być może właśnie dlatego Joanna Lamparska,kreśląc biogramy poszczególnychzbrodniarzy oraz tego czego dopuścili się na więźniach i więźniarkach próbuje jednocześnie odpowiedzieć na, myśle, nurtujących wielu, pytanie.
Co takiego się stało iż ci inteligentni, wykształceni ( niekiedy ze sporym naukowym dorobkiem), wychowani najczęściej w normalnych, stabilnych, często konserwatywnych, tradycyjnych czy religijnych rodzinach ludzie stali się symbolem najgorszych, najczarniejszych i najbardziej zwyrodniałych cech niemieckiego totalitaryzmu? Jak wielki miała na nich wpływ, wypaczona, narodowo socjalistyczna ideologia i gwarantująca bezkarność hitlerowska doktryna polityczna iż tak bardzo odeszli i sprzeniewierzyli się przysiędze Hipokratesa?
„Jakby w Auschwitz całe jego zło uwolniło się z okowów narzuconych przez warunki panujące w Gross‑ Rosen, tym biednym obozie, gdzie Entress mógł tylko mordować. Dlatego teraz łamie więźniom kości, żeby uczyć się je złożyć, sztucznie wywołuje stany zapalne, żeby spróbować umiejętności chirurgicznych w ich oczyszczaniu z ropy, przykłada „pacjentom” opatrunki z iperytem”.
Książka Pani Joanny Lamparskiej „Lekarze od zabijania”to świadectwo straszliwych czasów w których ideologia i chęć stworzenia dominującej aryjskiej rasy doprowadziły do hekatomby ludności i niewysłowionych cierpień, stających się udziałem milionów mieszkańców Europy i Świata.
Lekcją z której ludzkość powinna wyciągnąć właściwe wnioski. Czy to zrobiła? Śmiem wątpić…
Ale, tak naprawdę, najważniejszy w lekturze jest głos ofiar. Ofiar, którym udało się przeżyć i wyrwać z tego koszmaru na jawie by dać, po wojnie, świadectwo prawdzie. I dlatego książkęwartoprzeczytać . Polecam.
„Mitem jest podawanie pewnej specyficznej wykładni dziejów, czy układów społecznych, opartej najczęściej na chwytliwej formule, za oczywistą i jedynie prawdziwą.[…] Polacy nie są w tym względzie wyjątkiem, acz wychowanie mityczne przybiera u nas specyficznie natrętne i nieraz karykaturalne formy, budujące najczęściej podwaliny do samozadowolenia zbiorowego. Dlatego też warto, tak mi się wydaje, z mitami owymi polemizować i świętości szargać”.
Ludwik Stomma, jeden z moich ulubionych historyków i propagatorów dziejów, bliższych i dalszych, po raz kolejny (wcześniej ukazały się min. „Historie niedocenione”, „Historie przecenione”, „Antropologia wojny”) zabiera nasz w fascynującą podroż po krętych meandrach polskiej historii.
Czyni to na łamach swojej najnowszej, okazującej się nakładem wydawnictwa Iskry (słynie ono z naprawdę interesujących i ambitnych pozycji) publikacji zatytułowanej „Polskie złudzenia narodowe”.
Jak sugeruje sam tytuł, tym razem, na literacko – badawczy warsztat autora trafiło owo szczególne pojęcie mitu, przez lata mające przemożny wpływ na kształtowanie się naszej narodowej świadomości, określonych światopoglądów, polityczno – społecznych relacji oraz procesów kształtujących dawny i współczesny obraz Polski i Polaków.
Na licznych, bogato opisanych i analizowanych pod różnymi kątami przykładach, (rozgrywających się na przestrzeni wieków) pokazuje nam to wielowymiarowe zjawisko w różnych jego odsłonach i warstwach, bezpardonowo obdzierając je z taniego patetyzmu, odkłamując utrwalone w świadomości fakty oraz walcząc z licznymi, różnej maści i orientacji, naleciałościami.
Będziemy więc mieli okazję zmierzyć się z odwiecznie podnoszonym tematem naszego szczególnego, geopolitycznego położenia i konsekwencjami jakie ono dla nas niesie. Przypomnimy sobie doniosłe i raczej jednostronnie utrwalone w naszej pamięci wydarzenia jak: Bitwa pod Wiedniem, Powstanie Styczniowe, Konstytucja 3Maja, Monte Casino, Powstanie Warszawskie, Marzec 68 itd.
Na karty lektury powrócą kontrowersyjne postacie Jana Kazimierza, Jana III Sobieskiego, Stanisława Leszczyńskiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego, Juliana Ordona, Ignacego Jana Paderewskiego czy cieszącego się wprawdzie słowackim rodowodem, ale obecnego w naszej ludowej tradycji Janosika.
Dotkniemy tak skomplikowanych i silne obecnych w różnych epokach zagadnień jak masoneria, antysemityzm, przyjaźń polsko-amerykańska, wielka i mała emigracja czy tzw. kult jednostki.
Mnie osobiście szczególnie zainteresowały rozdziały dotyczące polskich samobójców oraz tych nieszczęsnych fragmentów naszej burzliwej historii, w których Polak zbrojnie występował przeciw Polakowi.
„Targniecie się na własne życie uważane jest przez Kościół rzymskokatolicki za grzech, i to ciężki, że samobójców nie grzebie się – taka jest przynajmniej zasada-w poświęconej ziemi. Pomimo to katolicki nasz naród, lubuje się w roztaczaniu wizji patetycznych i podniosłych samobójstw. Problem w tym, że kiedy porównać narodowe obrazy z faktami, niemal zawsze coś okazuje się nie tak, a czasem wychodzi całkowicie odwrotnie”.
Każda z odmalowanych tu historii opowiedziana i zinterpretowana jest w charakterystycznym dla Ludwika Stommy stylu, przepełnionym ogromną wiedzą, doświadczeniem, głębszą refleksją i bardzo zręcznie prowadzoną argumentacja, za pomocą której autor próbuje przekonać nas do swoich opinii.
Nie jest to publikacja typowo historyczna, w pełnym rozumieniu tego słowa, więc autor ma dużą swobodę w ocenie faktografii i uświęconego tradycją sposobu traktowaniu naszej przeszłości. Co ważne, dla nas odbiorców, nie traktuje tych wydarzeń jedynie jako suchych historycznych zjawisk (daty, postacie, wydarzenia, biografie), lecz jako wciąż żywy, wpływający na współczesność dziejowy mechanizm, który w nawale codzienności po prostu gdzieś nam umyka.
Dużym plusem, podobnie jak we wcześniejszych publikacjach z którymi miałem okazje się zapoznać, jest ukazanie naprawdę wielu, niezwykle cennych, ciekawych i mało znanych faktów z różnych okresów naszych dziejów.
Oczywiście, jak przy każdej literaturze tego rodzaju, z przytoczonymi tu tezami, teoriami i popierającą je argumentacją możemy zgadzać się lub nie, są jednak na tyle interesująco przedstawione iż warto się z nimi zapoznać i wyrobić sobie własny osąd. Już samo to że się nad tym zastanawiamy jest wielkim sukcesem autora i jego lektury. Błyskotliwość, nieszablonowość i niezłe pióro, powoduje iż po raz kolejny trafia do naszych rąk książka, którą czyta się z wielką i niekłamaną przyjemnością. I nie dotyczy to tylko entuzjastów i pasjonatów historii.
„Opowieść o Annie Politkowskiej – nieustraszonej dziennikarce, która odważnie ujawniła prawdę o Rosji” .
„A teraz, towarzysze deputowani, kto jest za wyborem Władimira Władimirowicza na cara, może opuścić ręce i odejść od muru”-mój ulubiony cytat z książki Anny Politkowskiej „Udręczona Rosja . Dziennik buntu”.
Trzymamy w swoich rękach fascynującą książkę o życia i zawodowej karierze wyjątkowej kobiety oraz twardej, bezkompromisowej, rosyjskiej reporterki, Anny Politkowskiej, która za wieloletnią działalność twórczą, opisujący ponury reżim Władimira Putina zapłaciła najwyższą z możliwych cen, cenę własnego życia. W dniu urodzin dyktatora, 7 października 2006, została zamordowana we własnym domu i jak możemy się domyślać, mimo przeprowadzonego śledztwa, mocodawców nigdy nie ujawniono.
Autorką prezentowanej publikacji jest córka naszej bohaterki, Wiera Politkowska, również uznana dziennikarka, co powoduje, naturalnie, bardzo głęboki wymiar osobisty, rodzinny a miejscami wręcz intymny. Pozycja jest wstrząsająco wyrazista, mocno osadzona we współczesnych realiach i wiele wnosząca do naszej wiedzy, dotyczącej tego co dzieje się za naszą wschodnią granicą.
To w pewnym sensie próba rozliczenia się autorki z własną przeszłością, zarówno w kontekście rodzinnym jak i szerzej ogólnorosyjskim- politycznym i społecznym, której zarówno jej matka ja i ona sama były wnikliwymi i bardzo krytycznymi obserwatorkami. Po agresji na Ukrainę, w trosce o bezpieczeństwo swoje i swojej córki Wiera Politkowska zmuszona została do emigracji na której przebywa do dziś, Opowieść o życiu tytułowej ‚Matki” jest również a może przede wszystkim opowieścią o putinowskiej Rosji (widzianej tu również przez pryzmat ojca i brata autorki), w której nie ma już wolność, w której łamane są prawa obywatelskie i prawa człowieka, kwitnie cenzura a państwo ściśle oplecione mackami służb specjalnych zamieniło się w totalitarną dyktaturę. Dyktaturę w której korupcja osiąga zatrważające rozmiary, gdzie opozycjoniści padają ofiarami zastraszania, szantażu, pobić lub znikają bez śladu. Gdzie fałszowane są wybory, tłamszone są niezależne media a nieprawomyślni dziennikarze czy zbyt niezależni biznesmeni trafiają za kraty więzień czy do ciężkich obozów pracy. Tej Rosji, którą tak piętnowała i o zmiany w której tak walczyła Anna Politkowska.
To również wyłaniający się z lektury obraz władzy, która nie cofa się przed agresją na inne państwa: atak na Czeczenie, wojna w Gruzji, aneksja Krymu, wojna w Donbasie czy ostatnia, rozgrywająca się na naszych oczach, pełnoskalowa inwazja na Ukrainę. To właśnie zbrodnie armii rosyjskiej, ujawnione przez Annę Politkowską, na narodzie czeczeńskim miały stać się powodem dokonania na niej tego strasznego, skrytobójczo mordu.
Książka Wiery Politkowskiej „Matka. Anna Politkowska. Życie w imię prawdy” to znakomicie napisana lektura oraz swoisty hołd złożony wspaniałej dziennikarce oraz wszystkim niezłomnym ludziom walczącym o sprawiedliwość i prawdę zarówno Rosji i na całym świecie. Gorąco polecam.
„Podejmowałem swoje walki, nie zważając na układ sił dlatego często przegrywałem. Ale otrzepywałem kolana, stawałem i zajmowałem pozycja bojową. Stąd moje życie przypomina sinusoidę, to na przemian sukcesy i porażki, wzloty i upadki”.
Postać Janusza Rolickiego, niekwestionowanej ikony polskiego dziennikarstwa, mistrza reportażu i legendy telewizji jest niewątpliwie doskonale znana, szczególnie starszej grupie czytelników.
Dziesięciolecia ciągłej obecności w rożnych strukturach polskich mediów („Trybuna”, „Polityka”, „Kultura”, „Fakt”, „Uważam że”, redaktor kutykularny Telewizji Polskiej, współtwórca „Godziny szczerości”, „Sam na San”, „XYZ, pierwszej rodzimej telenoweli „Labirynt” i zupełnej bestsellerowej pozycji „Przerwana dekada” czyli wywiadu z byłym I sekretarzem PZPR Edwardem Gierkiem) sprawiają iż niezwykle bogaty zasób wiedzy i zawodowego doświadczenia jaki posiadł, i którym chce się z podzielić, jest doprawdy imponujący.
W rozmowie z Krzysztofem Pilawskim, która przybrała formę „wywiadu rzeki”, wyłania się bardzo osobista a miejscami nawet intymna biografia Janusza Rolickiego, ukazana na przestrzeni kilku dziesięcioleci (od lat czterdziestych po dziewięćdziesiąte minionego wieku) naznaczona rodzinnym dramatem i wojenną traumą: okupacja, ucieczka do Warszawy, morderstwo wujów w Katyniu, śmierć matki i kolejnego krewnego w Powstaniem Warszawskim, trudne powojenne lata, opieka ciotki ( byłej więźniarki Auschwitz) i bolesne dorastanie w Zakopanem.
Ta książka to prawdziwa kopalnia wiedzy o czasach i ludziach poprzedniego systemu i świadectwo ważnych historycznych, politycznych i społecznych wydarzeń, których nasz bohater był świadkiem, komentatorem, uczestnikiem lub twórcą.
Odsłania i ubiera w bardzo wnikliwy historyczny rys meandry codziennego życia w pokręconej PRL-owskiej rzeczywistości w jej różnych odsłonach. Ujawnia mechanizmy i kulisy funkcjonowania mediów tego okresu, naznaczonych cenzurą, nadzorem służb specjalnych i poddawanych mniej lub bardziej jawnymi naciskami partyjnych elit.
To niezwykle interesująca i ciekawa opowieść o dziennikarskim środowisku oraz ludziach ( niekiedy z pierwszych stron gazet) z którymi nasz bohater zetknął się podczas wielu lat kariery zarówno na płaszczyźnie służbowej jak i osobistej, których opisuje z niezwykłą barwnością, przenikliwością a niekiedy humorem, przytaczając małe znane fakty i ciekawostki z ich życia.
To również historia codziennych zmagań naszego bohatera z otaczająca nas rzeczywistością, przeciwnościami losu, ludzką ignorancją, głupotą i zmieniająca się władzą.
„Wańka-wstańka” to niezwykle ciekawa, mądra i łatwa w odbiorze lektura dla wszystkich, którzy interesują się najnowszą historią naszego kraju, rzucająca wiele nowego światła na wydawałoby się znane wszystkie fakty, wydarzenia i ludzi w nich uczestniczących.
Założyliśmy ten blog, gdyż książki od zawsze są obecne w naszym życiu. To nasz sposób na poznawanie siebie, świata który nas otacza i tego którego nie ma, lub wydaje nam się że nie ma... To te chwile w których czas na moment zwalnia, wkrada się zaduma, czasem złość lub inne z uczuć. To książki po przeczytaniu których przystaniecie na moment, zastanowicie się, może uronicie łzę... lub będziecie śmiać sie do rozpuku. O takich książkach (i nie tylko książkach) chcemy wam opowiedzieć.
Zauważamy też, ze zgrozą, ża w nawale codzienności (i tzw. prozie życia) coraz więcej rzeczy ważnych zaczyna nam umykać i ten blog to też jakaś próba zachowania ich w pamięci.