Potraktuje ją więc zupełnie jednostkowo (doskonale broni się, zresztą, w takiej formie sama) w pewnym oderwaniu od szerszego kontekstu zdarzeń i budowanego z rozmachem świata przedstawionego.
Świata, w którym Jezus Chrystus nie umarł, bynajmniej, męczeńska śmiercią na krzyżu, lecz zszedłszy z niego wywarł srogą zemstę na swoich oprawcach oraz ciemiężycielach nowej religii, budując od podstaw jej potęgę i wpływy. Świata, w którym na straży rosnących i sukcesywnie utrwalanych, chrześcijańskich wpływów stoi Święte Oficjum i rzesza specjalnie wyszkolonych, gotowych na wszystko inkwizytorów. Takich jak nasz bohater …
To właśnie jemu towarzyszyć będziemy w pozornie łatwej i nieskomplikowanej misji, mającej na celu wyjaśnienie zagadki tajemniczego zaginięcia (gdzieś u wybrzeży odległych Wysp Farskich) załogi handlowego statku. Jak możemy się, jednak, domyślać, cała sprawa okaże się bardziej niebezpieczna i złożona niż z pozoru sądziliśmy, zaś udział sił nieczystych (potężnych demonów, czarnej magii a zwłaszcza przekraczającego wszelkie ludzkie wyobrażę, tytułowego, mitycznego Kościanego Galeonu) sprawi iż prawdopodobieństwo ujścia z życiem zacznie maleć z godziny na godzinę.
Bardzo dobra, sugestywna kreacja głównego bohatera, zawiła, wciągająca intryga, naznaczona bardzo okrutnymi (niekiedy wręcz makabrycznymi ) elementarni fabuły i akcji, które budują określony klimat i koloryt zdarzeń, sprawiają iż lektura Jacka Piekary przedstawia się naprawdę interesująco. Jeśli dodamy do tego charakterystyczny dla autora styl, umiejętnie prowadzaną narrację oraz niezwykle wnikliwy zmysł obserwacji meandrów ludzkiej natury (również jej ciemniejszej strony) otrzymamy powieść, która z pewnością umili nam kilka zimowych wieczorów. Książka „Ja, inkwizytor. Kościany galeon” to kolejny przykład dobrej, rodzimej literatury fantastycznej. Nie wiem czy spełni oczekiwania fanów i entuzjastów wspomnianego cyklu, ale moje spełnił.