„Nie jesteśmy ukrainofilami. Nie podoba nam się bynajmniej obecny stan rzeczy w społeczeństwie ukraińskim, nie roztkliwiamy się nad historią ukraińską, nie rozrzewniamy się nad obrazem stepu, futoru czy sadu wiśniowego (…). Raczej przeciwnie. Potrafilibyśmy w sposób może bardziej jaskrawy, a zapewne od pewnych ugrupowań ukraińskich bardziej obiektywny, skrytykować sytuację wewnętrzną w społeczeństwie ukraińskim, pracę jego niektórych reprezentantów i instytucji, sens pewnych posunięć”
Dawno nie było już tak doniosłego wydarzenia w najnowszej historii Europy (zwłaszcza naszej jej części) które by w tak wyraźny sposób zachwiało mozolnie budowanym przez lata, europejskim systemem wzajemnego bezpieczeństwa, polską racją stanu i opinią publiczną jak rozgrywający się na naszych oczach konflikt ukraiński. Dramatyczne i krwawe wydarzenia na kijowskim Majdanie, upadek rządów Janukowycza, zajęcie Krymu i wybuch zamieszek na wschodzie kraju, które w krótkim czasie przekształciły się w otwarte starcia zbrojne (a w konsekwencji okupację tych terytoriów przez wspieranych przez Moskwę tzw.”separatystów”). Wszystko to podziałało na światowych i europejskich przywódców jak przysłowiowy kubeł zimnej wody, wyrywając z sennego letargu (do których przywykliśmy w ostatnich dekadach względnej stabilizacji) całe społeczeństwa i narody. Dziś, koszmar naszych dziadów i ojców rozgrywający się tuż za naszymi wschodnimi rubieżami, rozlewa się złowrogim pomrukiem po stolicach, parlamentach i polityczno –wojskowych czynnikach decyzyjnych Wspólnoty Europejskiej (i wśród milionów zwykłych obywateli), budząc ogromne zaniepokojenie a często i strach, co do najbliższej, nadchodzącej przyszłości. Mimo licznych prasowych i medialnych doniesień, przekazów i komentarzy (właściwie nie schodzących z telewizyjnych ramówek), dotyczących postępującej eskalacji wydarzeń w tym regionie, różnych form jakie przybierają i podejmowanych co jakiś czas prób międzynarodowych mediacji, nasza wiedza o samym konflikcie, jego podłożu i głównych jego autorach (z obydwu zwaśnionych stron) jest wciąż bardzo znikoma i fragmentaryczna.
Dużą pomocą w zrozumieniu skomplikowanej, trudnej sytuacji w jakiej znalazł się nasz wschodni sąsiad stanie się dla nas książka Wojciecha Muchy zatytułowana „Krew i ziemia”, będąca wstrząsającym, reporterskim zapisem tego co polscy dziennikarze mieli okazje zaobserwować i przeżyć podczas dwóch misji, które odbyli na targanej burzliwymi wypadkami i splamioną krwią ukraińskiej ziemi.
Z tego też, jak sądzę, powodu konstrukcja tej publikacji jest właśnie dwudzielna. Część pierwsza, „Krew” – to poruszający i uderzający realizmem opis wydarzeń rozgrywających się na kijowskim Majdanie i wokoło niego, podczas protestów i brutalnych prób jego stłumieni przez Berkut i siły specjalne, wierne jeszcze starej władzy. „Ziemia „-czyli części druga, to z kolei unikalny i szalenie interesujący zapis podróży naszych bohaterów po różnych rejonach ukraińskiego państwa, już po wydarzeniach w stolicy, biegnącej przez min: Donieck, Bar, Winnice, Równe, Czerniowce, Użgoród i wiele innych ciekawych dla nas miejsc, często związanych z naszą własną, odległą historią i zamieszkujących je mieszkańców (z niektórymi z nich zetknęli się już wcześniej).
Publikacja, mimo iż nasycona (co oczywiści nieuniknione) dużym ładunkiem emocjonalnych, jest pierwszą w naszym kraju próbą obiektywnego, na tyle na ile w zaistniałej sytuacji jest to możliwe, spojrzenia i przybliżenia czytelnikowi realiów i skomplikowanej sytuacje wewnętrznej i zewnętrznej w której znalazło się zdestabilizowane ukraiński państwo, zbilansowania dotychczasowej wiedzy o sytuacji tego narodu w kontekście własnej i międzynarodowej polityki (z uwzględnieniem dominującej roli Rosji, Władymira Putina ) i niezbyt optymistycznych prognoz co do zażegnania tej sytuacji . To próba uzmysłowienia polskiemu czytelnikowi jak wyraźnie i głęboko sięgają podziały w ukraińskim społeczeństwie, jak różne są oczekiwania jego obywateli w zależności od regionów z których pochodzą i jak trudno przychodzi im skrystalizowanie na nowo narodowej tożsamości. To rozgrywająca się na naszych oczach historia ukraińskiej drogi ku demokracji i prawie do decydowania o sobie, krętych ścieżkach polityczny – dyplomatycznych układów, pozakulisowych zależności, poświecenia w imię określonych wartości, zdarzaniu się twardych, pragmatycznych reguł państwowego współistnienia z szumnymi, często populistycznymi, ideami i hasłami. Obraz smutnej rzeczywistość przeplatany jest idealistycznymi porywami, szeregiem podziałów na tle narodowościowym i etnicznym, różnym pojmowaniu historii i jej zaszłości (szczególnie bulwersujące nas Polaków podejście do Ukraińskiej Powstańczej Armii i Stefana Bandery), stosunkiem do Rosji, USA, krajów nadbałtyckich i Unii Europejskiej. Tego jak sami Ukraińscy postrzegają swój kraj, jego miejsce wśród innych państw, samych siebie i kierunek przemian jaki powinni obrać w przyszłości.
To, co bez wątpienia uderza w tej publikacji, a tym samym czyni ją niesłychanie dla nas interesującą, szczególnie z poznawczego punku widzenia ,to to iż przedstawione w niej fakty i zjawiska odbiegają dość często od głównego nurtu i sposobu w jaki ukraiński kryzys przedstawiany został i zostaje nadal w mediach „głównego nurtu”. Autor sięga głębiej, do miejsc i ludzi których na próżno by szukać w środkach masowego przekazu, prze co zarówno same fakty jak i ich tło są o wiele pełniejsze, bardziej różnorodne i merytorycznie uzasadnione.
Książka „Krew i ziemia” Wojciecha Muchy, pozwoli nam z całą pewnością spojrzeć szerzej na tok i dramaturgie rozgrywających się tu wydarzeń i pogłębić naszą wiedzą o wielu istotnych aspektach ukraińskiego konfliktu, który, chcemy tego czy nie, już dawno wyszedł poza lokalne i regionalne granice. Polecam.