„Świat zamrożony, przetkany błękitem i wyglądający niczym wnętrze Białej Dziury. Ale i czarna metaprzestrzeń roziskrzona srebrem… Istnieje tyle ujęć Głębi, ile towarzyszących jej przypadków. I, być może, żaden nie jest prawdziwy”.
Pierwsza powieść cyklu Marcina Podlewskiego, zatytułowana „Głębia” była pozycją, która zdecydowanie zaintrygowała mnie i znacząco pobudziła moją wyobraźnie. Niestety, zanim fabuła i ciekawie rozpoczęte wątki zdążyły właściwie się rozwinąć i rozbudować, całość dobiegła końca, zostawiając mnie z naprawdę sporą dozą czytelniczego niedosytu. Na szczęście, nie czekaliśmy zbyt długo na drugi tom galaktycznej opowieści, który w pełni wpisał się w moje literackie oczekiwania. Autor, po raz kolejny, zabiera nas w pełną tajemnic i niebezpieczeństw podróż przez kosmiczne przestrzenie Wypalonej Galaktyki, z trudem podnoszącej się po krwawych i wyniszczających ludzkość konfliktach zbrojnych, nad którą wciąż, mimo upływu czasu, złowrogim cieniem kładzie się wspomnienie mitycznych Obcych oraz strach przed Maszynami.
Wraz z Myrtonem Grunwaldem, kapitanem niesławnej „Wstążki”, jego załogą oraz pewnym szczególnym ładunkiem (na przejęcie którego, jak się okazuje, chętnych nie brakuje) kontynuować będziemy wyprawę ku odmętom wszechświata, wytaczając nowe ścieżki i przekraczając kolejne granice – choć szczegółów, oczywiście, nie zdradzę.
Nadal, i ta odsłona jest tego potwierdzeniem, niezmiennie urzeka mnie wielopłaszczyznowa i pełna swoistego (charakterystycznego dla gatunku) barwnego kolorytu, kreacja świata przedstawionego, która mino dużej ilości rozmaitych informacji, które musi przyswoić sobie czytelnik, jest naprawdę gruntownie przemyślana, spójna i znakomicie współgra ze wszystkimi elementami powieści.
Przekłada się w sposób naturalny na losy oraz umiejscowienie naszych bohaterów (z których, niemal, każdy toczy tu swoją własną grę i posiada własne tajemnice) oraz bardzo konkretny odbiór toczących się w powieści wydarzeń. Szczególnie jeśli chodzi o liczne opisy supernowoczesnych wytworów inżynieryjnej i naukowej myśli technicznej, dalekiej przyszłości (wraz z właściwą im terminologią i nazewnictwem), które wzbogacają treść, lecz nie są elementem, który w sposób jakiś wyraźny przytłacza czy przesłania całości fabuły i toczącej się akcji, za co autorowi chwała…
Ciekawa, wieloosobową (pozwalająca nam na znacznie szersze spojrzenie) narracja, wsparta jest tu znacznie liczniejszymi niż poprzednio retrospekcjami w których oba światy (teraźniejszy i przeszły) przenikają się wzajemnie i oddziałują na siebie, pozwalając nam poznać niektóre sekrety postaci oraz burzliwą historię samej galaktyki. Trochę łatwiej będzie nam, dzięki temu, zrozumieć przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń, który doprowadził do sytuacji w której poszczególni bohaterowie znajdują się obecnie.
Reasumując. Powieść Marcina Podlewskiego „Głębia. Powrót” podobnie jak jej poprzedniczka, jest nadal bardzo ciekawą i wciągająca pozycja dla wszystkich miłośników fantastyki, podaną z dobrym, militarno- przygodowym, zacięciem. Nie mogę doczekać się już trzeciego tomu. Polecam.
Przeczytałam jeden i drugi tom i bardzo mi sie podobało. Już dawno nie przeczytałam tak świetnie napisanej przez polskiego autora space opery.Czekam na dalszy ciąg, bo dość mam już tych smoków, elfów i wampirów.
W pełni się z Tobą zgadzam. Również czekam z niecierpliwością….