To bez wątpienia jedna z najciekawszych odsłon słynnego Uniwersum METRO 2033, co cieszy tym bardziej, iż autorem jest nasz rodak, a fabuła i akcja powieści rozgrywa się w postapokaliptycznej scenerii Wrocławia.
Oczywiście, zgodnie z przewidywaniami i wymogami cyklu nuklearny kataklizm spowodował sytuację w której na gruzach dawnej metropolii, a tak właściwie to pod nią, nieliczni ocaleni mieszkańcy wszelkimi sposobami starają się dostosować do nowych warunków. A nie jest to bynajmniej łatwe: wszechobecne zniszczenie, skażenie radioaktywne, wciąż utrzymujące się promieniowanie, potwornie zmutowana i śmiertelnie groźna fauna i flora, wzbogacona setkami nieznanych dotąd form życia. Nie zapominając naturalnie o kanibalach, oraz innych walczących o terytoria i pożywienie brutalnych, agresywnych grupach.
To świat naszego bohatera, zwanego Nauczycielem, jednego z niewielu pamiętających świat przed kataklizmem, który w wyniku skomplikowanej intrygi i wewnętrznych tarć wśród jednej z ocalonych enklaw, zmuszony zostaje, wraz ze swoim niepełnosprawnym synem, do ucieczki i próby przebicia się do legendarnej, mogącej zapewnić bezpieczeństwo i azyl wieży. Jego pełna udręki i rozlicznych niebezpieczeństw wyprawa, to z jednej strony, spojrzenie na zniszczone, obrócone w perzynę, dotknięte niewyobrażalną hekatombą wspaniałe niegdyś miasto, z drugiej zaś obraz wyraźnej degrengolady ludzkości, jej wartości, moralnych hamulców, wielowiekowych tradycji i obyczajów na rzecz walki o przetrwanie w nowym, rządzącym się nowymi, okrutnymi, bezwzględnymi prawami świecie. Ów ogrom społecznego i osobistego dramatu mieszkańców, przesyconego strachem, nieustającym poczuciem zagrożenia, beznadziejności i brakiem nadziei na przyszłość jest niemal namacalny, co znakomicie świadczy o umiejętnościach pisarskich i warsztacie autora.
W powieści urzekła mnie szczególnie bardzo sugestywna i ciekawie skonstruowana kreacja bohaterów, zawłaszcza ich najbardziej wyrazistej dwójki: doświadczonego Nauczyciela, obarczonego tzw.”przeszłością” (niezbyt chlubną, przyznajmy) oraz młodziutkiej, zbuntowanej i strasznie wyszczekanej Iskry (pomysł z nadawaniem imion znanych postaci z XX wiecznej popkultury średnio do mnie przemówił, ale jest to z pewnością w jakiś tam sposób chwytliwe). Owo zderzenie dwóch pokoleń, dwóch sposobów na życie, dwóch spojrzeń na odnajdywanie się w tej trudnej rzeczywistości oraz sposobu na to jak w niej przetrwać jest z naszego, czytelniczego, punktu widzenia bardzo interesujące. Stają się w naszych oczach pomostem łączącym „stare z nowym” z całą tego konsekwencją – również słowną (tyrady Iskry zasługują na osobne omówienie odnośnie ich niekwestionowanego bogactwa i nowego wymiaru wulgaryzmów).
Powieść Roberta J. Smidta „Otchłań” kończy się niespodziewanie i to w sposób, który bardzo wyraźnie wskazuje na przyszłą kontynuacje rozpoczętych na jej kartach wątków. Pozostawia nas to z dużą dozą niedosytu, więc miejmy nadziej iż autor nie będzie nas trzymał w nim zbyt długo… Książkę polecam nie tylko fanom cyklu Uniwersum METRO 2033, gdyż lektura nawet w oderwaniu od niego znakomicie broni się sama. Polecam.
Na uwagę zasługuje również zasób słownictwa, jakim posługiwała się Iskra oraz jej „szczeniackie” zachowanie względem Nauczyciela.
Masz całkowicie racje.