„On będzie Patron szańców – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte jak dzieło tworzenia”.
Niewiele jest w naszej historii postaci tak bardzo splecionych z burzliwymi dziejami naszej Ojczyzny, naszą narodową świadomością, tradycją, pamięcią i martyrologią jak Konstanty Julian Ordon. Uczyniony nieśmiertelnym przez naszego wieszcza Adama Mickiewicza w poemacie „Reduta Ordona” (obowiązkowym elementem szkolnej edukacji) na zawsze stał się niemal posągowym symbolem bohaterstwa i poświecenia idei niepodległości naszego kraju. Problem z nim polegał jednak na tym że wbrew słowom poety nie poniósł śmierci w czasie obrony Warszawy w 1831 roku broniąc szańca nr. 54.
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy…
Śmierć bohaterska Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —
„Dobrze — rzecze Jenerał, — nie odda im prochów”.
Przeżył, i jak wielu polskich żołnierzy-tułaczy udał się na emigrację, prowadząc polityczną działalności, manifestując patriotyczne poglądy i podnosząc sztandar walki wszędzie tam gdzie walczono o wolność i niezawisłość swoich państw i narodów. Niemcy, Szkocja, Anglia, Francja, Włochy, służba w Legii Lombardzkiej, armii sardyńskiej, powstańczych oddziałach Giuseppe Garibaldiegoi a później armii włoskiej. Członek angielskiego wolnomularstwa, polskiej loży narodowej w Londynie i Towarzystwa Demokratycznego Polski. Udało mu się również w czasie swoich wędrówek zatknąć z samym Adamem Mickiewiczem, lecz ten ze znanych sobie tylko powodów potraktował go chłodno i protekcjonalnie.
„Poeta prawdopodobnie bezwiednie ugodził żołnierza w serce […] Podał mu rękę ale wymówił do niego tylko trzy słowa które paliły mózg Ordona aż do śmierci i stały się przyczyną jego długotrwałej melancholii-To pan żyjesz? I odszedł wieszcz od niego obojętny i zimny, a właściwie zniechęcony do człowieka, którego całą winą było że nie zginął”.
Czyżby nie w smak mu było zetknąć się ze stworzoną przez siebie legendą? W dodatku wciąż żyjącą? Jak widać na tym przykładzie poezja dość znacznie odbiega od dziejowego realizmu. To również wyłaniający się z treści ciekawy obraz XIX wiecznej Europy, skłóconej , rozdrobnionej, szukającej własnej tożsamości, targanej sporami terytorialnymi, konfliktami zbrojnymi i otwartymi wojnami. Z nieznanych mi bliżej powodów nie uczą tego w naszych szkołach a szkoda bo tym niewątpliwie ciekawym i burzliwym życiorysem wielkiego polskiego patrioty i człowieka obdzielić można by co najmniej kilka osób. Problem stanowi również sama reduta i miejsce jej prawdziwego usytuowania. Tam gdzie stoi jej pomnik, pod którym od lat składa się wieńce i gdzie odbywają się okolicznościowe uroczystości nigdy jej nie było. Znajdowała się za to w miejscu obecnego, zarośniętego, dzikiego wysypiska śmieci Zaiste, krętymi ścieżkami toczy się nasza historia..
Cieszę się niezmiernie iż sięgnąłem po ta lekturę, gdyż dało mi to możliwość zmierzenia się z mitem i poznania bliżej człowieka (nie literackiego lecz takiego z krwi i kości) którego wizerunek od czasów szkolnych kołatał mi się gdzieś w głowie. To niesłychanie interesująca i wartościowa opowieść o żołnierzu który przez całe swoje życie udowadniał ( krwią, bólem cierpieniem, rozmaitymi wyrzeczeniami) iż Ojczyzna i polskość nie są tylko pustymi sloganami i hasłami, które w przypływie weny twórczej kreślą pisarze i poeci. To element kształtującym ludzkie losy, decydujący o życiowych wyborach i decyzjach które zmieniają wszystko.
Książka Artura Nadolskiego „Ordona los tragiczny” to jedna z tych lektur które naprawdę warto przeczytać aby poznać historię niezwykłego człowieka oraz czasów w których przyszło mu żyć i działać.