Archive for luty, 2014
Posted by Jarek Nelkowski - piątek, 28 lutego, 2014
Piotr Wielgucki „Berek”
Posted by Jarek Nelkowski - środa, 26 lutego, 2014
Książka Piotra Wielguckiego zatytułowana „Berek” dość kontrowersyjna, lecz o tyle interesująca i ciekawa iż w sposób dość znaczny wykracza poza ogólnie przyjęty (nacechowany Holocaustem i narodową martyrologią) sposób postrzegania stosunków polsko – żydowskich w czasie wojny i po jej zakończeniu. Wpleciona w pełną wieloznaczności fabułę postać głównego bohaterka powieści, tytułowego „Berka” jest różnorodnym odbiciem ludzkich postaw i sposobów odnajdowania się w zupełnie nowej polityczno- społecznej rzeczywistości. Poznajemy go jako dwunastoletniego chłopca, uciekiniera z hitlerowskiego getta, którego mimo grożącego im niebezpieczeństwa (karą za pomoc osobom pochodzenie żydowskiego była śmierć) przygarnia polska, chłopska rodzina Gulów, mieszkająca w okolicach Lwowa. Obserwujemy postępujący wraz z wiekiem proces staczania się głównego bohatera i jego moralnego upadku. Najpierw jako bezwzględnego i wyrachowanego pracownika Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, bez zmrożenia okiem ścigającego i skazującego na śmierć polskich patriotów a później emigracyjnego (na wskutek wydarzeń 1968 roku) zakłamanego i fałszującego historię znanego pisarza. Każda z opisanych przez autora odsłon przedstawiona jest inaczej, z innej perspektywy, przy pomocy innej narracji i środków wyrazy. Mnie najbardziej przypadła do gustu ta pierwsza, przepełniona ludowością, prostotą i jakimś ulotnym kresowym urokiem w który znakomicie wkomponowane są (niemal namacalne) postacie obojga małżonków i sposób w jaki postrzegają otaczający ich świat. Nie chce oczywiście zdradzić zbyt wiele informacji dotyczącej treści tej publikacji, by nie psuć czytelnikowi przyjemności obcowania z lekturą i wpływać na taki czy inny jej osąd.
Autor łamie uświęcony i pokutujący przez długie lata stereotyp złego Polaka i dobrego, prześladowanego Żyda, który niemal zrósł się z naszą historią, dając znać o sobie przy rożnych okazjach. A przecież (obracając się czasowych ramach powieści) na najwyższych szczeblach powojennych komunistycznych władz (odpowiedzialnych za wprowadzanie sowieckiej dyktatury i bezdyskusyjną tragedię naszego narodu) zasiadali działacze pochodzenia żydowskiego, tego formatu co Jakub Berman (mówi się że to on a nie Bolesław Bierut rządził Polską w tym okresie) czy Hilary Minc, pierwszy filar nowej socjalistycznej gospodarki. Nie mówiąc już o tego rodzaju instytucjach jak UB, MBP czy Wojskowa Informacja gdzie najważniejsze stanowiska obsadzone były przez Żydów (w powieści również pojawia się wątek dotyczący wspierania wojskowej kariery przez tzw. „swoich”) odpowiedzialnych za masowy terror i śmierć tysięcy przeciwników rodzącej się ludowej władzy: Romkowski, Mietkowski, Różański, Światło, Wolińska, Bristigerowa i wielu, wielu innych. Naturalnie do tego rodzaju faktów i stopnia odpowiedzialności podchodzić należy ostrożnie i powściągliwie ( to już zadanie dla historyków i badaczy naszej historii najnowszej) ale nie zmienia to w niczym tego, że one tak właśnie wyglądają. Dochodziło więc do zgoła kuriozalnych i niestety tragicznych sytuacji w których będący u władzy Żydzi prześladowali Polaków za to, że podczas okupacji pomagali Żydom ( np. członków słynnej „Żegoty”) Trudne do uwierzenia? A jednak!!!
Nie chce być posądzony o antysemityzm czy jakieś skrajne szowinistyczne poglądy bo takich nie posiadam, ale są to fakty znajdujące odzwierciedlenie w rozlicznych archiwalnych dokumentach i wspomnieniach, warto więc też o tym pamiętać.
Oczywiście, z opisem rzeczywistość, kreacją świata przedstawionego, szeroką gamą aluzji i odniesień oraz poglądami autora które w powieści odnajdujemy, możemy zgodzić się lub nie, ale samo to że o niej dyskutujemy oznacza że warto po nią sięgnąć i wyrobić sobie własne zdanie. Dotyczy przecież ważnego fragmentu naszych dziejów i jako taka jest z pewnością warta poznania, niezależnie od naszych własnych osobistych poglądów i opinii.
Książka Piotra Wielguckiego zatytułowana „Berek” dość kontrowersyjna, lecz o tyle interesująca i ciekawa iż w sposób dość znaczny wykracza poza ogólnie przyjęty (nacechowany Holocaustem i narodową martyrologią) sposób postrzegania stosunków polsko – żydowskich w czasie wojny i po jej zakończeniu. Wpleciona w pełną wieloznaczności fabułę postać głównego bohaterka powieści, tytułowego „Berka” jest różnorodnym odbiciem ludzkich postaw i sposobów odnajdowania się w zupełnie nowej polityczno- społecznej rzeczywistości. Poznajemy go jako dwunastoletniego chłopca, uciekiniera z hitlerowskiego getta, którego mimo grożącego im niebezpieczeństwa (karą za pomoc osobom pochodzenie żydowskiego była śmierć) przygarnia polska, chłopska rodzina Gulów, mieszkająca w okolicach Lwowa. Obserwujemy postępujący wraz z wiekiem proces staczania się głównego bohatera i jego moralnego upadku. Najpierw jako bezwzględnego i wyrachowanego pracownika Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, bez zmrożenia okiem ścigającego i skazującego na śmierć polskich patriotów a później emigracyjnego (na wskutek wydarzeń 1968 roku) zakłamanego i fałszującego historię znanego pisarza. Każda z opisanych przez autora odsłon przedstawiona jest inaczej, z innej perspektywy, przy pomocy innej narracji i środków wyrazy. Mnie najbardziej przypadła do gustu ta pierwsza, przepełniona ludowością, prostotą i jakimś ulotnym kresowym urokiem w który znakomicie wkomponowane są (niemal namacalne) postacie obojga małżonków i sposób w jaki postrzegają otaczający ich świat. Nie chce oczywiście zdradzić zbyt wiele informacji dotyczącej treści tej publikacji, by nie psuć czytelnikowi przyjemności obcowania z lekturą i wpływać na taki czy inny jej osąd.
Autor łamie uświęcony i pokutujący przez długie lata stereotyp złego Polaka i dobrego, prześladowanego Żyda, który niemal zrósł się z naszą historią, dając znać o sobie przy rożnych okazjach. A przecież (obracając się czasowych ramach powieści) na najwyższych szczeblach powojennych komunistycznych władz (odpowiedzialnych za wprowadzanie sowieckiej dyktatury i bezdyskusyjną tragedię naszego narodu) zasiadali działacze pochodzenia żydowskiego, tego formatu co Jakub Berman (mówi się że to on a nie Bolesław Bierut rządził Polską w tym okresie) czy Hilary Minc, pierwszy filar nowej socjalistycznej gospodarki. Nie mówiąc już o tego rodzaju instytucjach jak UB, MBP czy Wojskowa Informacja gdzie najważniejsze stanowiska obsadzone były przez Żydów (w powieści również pojawia się wątek dotyczący wspierania wojskowej kariery przez tzw. „swoich”) odpowiedzialnych za masowy terror i śmierć tysięcy przeciwników rodzącej się ludowej władzy: Romkowski, Mietkowski, Różański, Światło, Wolińska, Bristigerowa i wielu, wielu innych. Naturalnie do tego rodzaju faktów i stopnia odpowiedzialności podchodzić należy ostrożnie i powściągliwie ( to już zadanie dla historyków i badaczy naszej historii najnowszej) ale nie zmienia to w niczym tego, że one tak właśnie wyglądają. Dochodziło więc do zgoła kuriozalnych i niestety tragicznych sytuacji w których będący u władzy Żydzi prześladowali Polaków za to, że podczas okupacji pomagali Żydom ( np. członków słynnej „Żegoty”) Trudne do uwierzenia? A jednak!!!
Nie chce być posądzony o antysemityzm czy jakieś skrajne szowinistyczne poglądy bo takich nie posiadam, ale są to fakty znajdujące odzwierciedlenie w rozlicznych archiwalnych dokumentach i wspomnieniach, warto więc też o tym pamiętać.
Oczywiście, z opisem rzeczywistość, kreacją świata przedstawionego, szeroką gamą aluzji i odniesień oraz poglądami autora które w powieści odnajdujemy, możemy zgodzić się lub nie, ale samo to że o niej dyskutujemy oznacza że warto po nią sięgnąć i wyrobić sobie własne zdanie. Dotyczy przecież ważnego fragmentu naszych dziejów i jako taka jest z pewnością warta poznania, niezależnie od naszych własnych osobistych poglądów i opinii.
Adam Podhajecki „Pod skrzydłami III Rzeszy. OUN i UPA”.
Posted by Jarek Nelkowski - poniedziałek, 24 lutego, 2014
Książka Adama Podhajeckiego to bez wątpienia najbardziej i najlepiej analitycznie przygotowana praca polskiego autorstwa, omawiająca w sposób naprawdę szeroki i wielotorowy problematykę ukraińskiego nacjonalizmu, z jaka się spotkałem. Obejmująca tematycznie zarówno płaszczyznę ideologiczną (Dmytro Doncow i jego doktryna „integralnego nacjonalizmu”) polityczną (różne nurty i postawy w samym łonie OUN), wywiadowczą (Abwerą, SD ) jak i typowo militarną w okresie II wojny światowej. Jak wywnioskować można z tytułu, polski badacz kładzie szczególny nacisk na współpracę z różnymi instytucjami hitlerowskiego reżim przy wsparciu którego Stepan Bandera i inni przywódcy zamierzali wskrzesić niepodległą Ukrainę.
„Ścisła wspolpraca OUN i UPA Bandery z władzami III Rzeszy polegała na bezpośrednim dostarczeniu przez ich członków informacji wywiadowczych o sile Armii Czerwonej, oddziałach AK i sowieckich partyzantach. A także na przekazywaniu strukturom Wehrmachtu, Gestapo, niemieckiej policji , SD schwytanych żołnierzy sowieckich, ocalałych Żydów ii spadochroniarzy z Moskwy oraz żołnierzy AK…”
To co najbardziej uderza w tej publikacji , o przygotowaniu merytorycznym oczywiście nie mówimy, bo jest one bezdyskusyjne i godne podziwu, to ogromny, bardzo często zupełnie nieznany i niepublikowany materiał archiwalny oraz badawczy na którym autor opiera tezy zawarte w swojej książce: polski, ukraiński, niemiecki, radziecki, kanadyjski i inny.
Dzięki tym dokumentom możliwe stało się kompleksowe spojrzenie na historie tego zbrodniczego ruchu, jego podwaliny, dynamiczny rozwój, cele które sobie zakładał i sposoby którymi próbował wdrażać je w życie. Zwłaszcza dwa zagadnienia tej publikacji są bardzo interesujące z naszej polskiej perspektywy i trudnej historii: wielotorowa współpracą OUN- UPA z niemieckimi czynnikami decyzyjnymi i wojskowymi ( sabotaż, infiltracja środowisk niepodległościowych, działalność terrorystyczna, bezpośredni udział formacji ukraińskich po stronie hitlerowskiej armii: Legion Ukraiński, bataliony „Rollad” i „Nachtigall”, szereg jednostek o statusie pomocniczym, policyjnym lub wartowniczym) oraz masowe, usankcjonowanego politycznie i ideowo ludobójstwa ludności polskiej (tzw. rzeź Wołyńska i wiele innych udokumentowanych zbrodni), ormiańskiej, żydowskiej i cygańskiej.
„Na Kresach Południowo – Wschodniej RP prócz UPA w likwidacji Polaków brały również udział inne bojowe jednostki OUN Bandery, przede wszystkim Służba Bezpeky, Oddziały Specjalnego Przeznaczenia i wspomniane wyżej SKW. Analizując dane źródłowe są naukowe podstawy do przyjęcia szacunku zgodnie z którym na Wołyniu i Podolu w latach 1943-1944 z rąk bojówkarzy podziemnej OUN, UPA zginęło co najmniej 60 000 bezbronnych Polaków”
Książka niezwykle ważna, potrzebna i warta poznania, zwłaszcza w kontekście najnowszych wydarzeń na Ukrainie i dynamicznie odradzającego się tam brunatnego nacjonalizmu, jawnie obnoszącego się do Stepana Bandery i ideologii głoszonej przez jego zwolenników z OUN-UPA.
Książka Adama Podhajeckiego to bez wątpienia najbardziej i najlepiej analitycznie przygotowana praca polskiego autorstwa, omawiająca w sposób naprawdę szeroki i wielotorowy problematykę ukraińskiego nacjonalizmu, z jaka się spotkałem. Obejmująca tematycznie zarówno płaszczyznę ideologiczną (Dmytro Doncow i jego doktryna „integralnego nacjonalizmu”) polityczną (różne nurty i postawy w samym łonie OUN), wywiadowczą (Abwerą, SD ) jak i typowo militarną w okresie II wojny światowej. Jak wywnioskować można z tytułu, polski badacz kładzie szczególny nacisk na współpracę z różnymi instytucjami hitlerowskiego reżim przy wsparciu którego Stepan Bandera i inni przywódcy zamierzali wskrzesić niepodległą Ukrainę.
„Ścisła wspolpraca OUN i UPA Bandery z władzami III Rzeszy polegała na bezpośrednim dostarczeniu przez ich członków informacji wywiadowczych o sile Armii Czerwonej, oddziałach AK i sowieckich partyzantach. A także na przekazywaniu strukturom Wehrmachtu, Gestapo, niemieckiej policji , SD schwytanych żołnierzy sowieckich, ocalałych Żydów ii spadochroniarzy z Moskwy oraz żołnierzy AK…”
To co najbardziej uderza w tej publikacji , o przygotowaniu merytorycznym oczywiście nie mówimy, bo jest one bezdyskusyjne i godne podziwu, to ogromny, bardzo często zupełnie nieznany i niepublikowany materiał archiwalny oraz badawczy na którym autor opiera tezy zawarte w swojej książce: polski, ukraiński, niemiecki, radziecki, kanadyjski i inny.
Dzięki tym dokumentom możliwe stało się kompleksowe spojrzenie na historie tego zbrodniczego ruchu, jego podwaliny, dynamiczny rozwój, cele które sobie zakładał i sposoby którymi próbował wdrażać je w życie. Zwłaszcza dwa zagadnienia tej publikacji są bardzo interesujące z naszej polskiej perspektywy i trudnej historii: wielotorowa współpracą OUN- UPA z niemieckimi czynnikami decyzyjnymi i wojskowymi ( sabotaż, infiltracja środowisk niepodległościowych, działalność terrorystyczna, bezpośredni udział formacji ukraińskich po stronie hitlerowskiej armii: Legion Ukraiński, bataliony „Rollad” i „Nachtigall”, szereg jednostek o statusie pomocniczym, policyjnym lub wartowniczym) oraz masowe, usankcjonowanego politycznie i ideowo ludobójstwa ludności polskiej (tzw. rzeź Wołyńska i wiele innych udokumentowanych zbrodni), ormiańskiej, żydowskiej i cygańskiej.
„Na Kresach Południowo – Wschodniej RP prócz UPA w likwidacji Polaków brały również udział inne bojowe jednostki OUN Bandery, przede wszystkim Służba Bezpeky, Oddziały Specjalnego Przeznaczenia i wspomniane wyżej SKW. Analizując dane źródłowe są naukowe podstawy do przyjęcia szacunku zgodnie z którym na Wołyniu i Podolu w latach 1943-1944 z rąk bojówkarzy podziemnej OUN, UPA zginęło co najmniej 60 000 bezbronnych Polaków”
Książka niezwykle ważna, potrzebna i warta poznania, zwłaszcza w kontekście najnowszych wydarzeń na Ukrainie i dynamicznie odradzającego się tam brunatnego nacjonalizmu, jawnie obnoszącego się do Stepana Bandery i ideologii głoszonej przez jego zwolenników z OUN-UPA.
Premiera!!!
Posted by Jarek Nelkowski - środa, 19 lutego, 2014
Premiera Dziedzictwo przodków Surena Cormudjana, najnowszej brawurowej postapokalipsy w ramach projektu Dmitrija Glukhovsky’ego Uniwersum Metro 2033.
Od dziś w księgarniach do nabycia powieść Surena Cormudiana zatytułowana Dziedzictwo przodków. Najnowsza postapokalipsa wydawnictwa Insignis, opublikowana w ramach projektu Uniwersum Metro 2033 przenosi czytelnika do Kaliningradu, tuż przy granicy z Polską.
Na tych niegdyś niemieckich ziemiach ocaleli nieliczni. Ich trudnej egzystencji w zniszczonym świecie zagraża dodatkowo bliskość Bałtyku – w jego głębinach skorodowały zatopione niegdyś arsenały broni chemicznej i biologicznej, uwalniając śmiercionośne wyziewy. Ale od morza nadciągnie też inne niebezpieczeństwo… Przybysze, w imię dziedzictwa przodków, gotowi są nieść śmierć i zniszczenie.
Witajcie w mrocznych, skrywających tajemnice III Rzeszy podziemiach Kaliningradu!
Premiera Dziedzictwo przodków Surena Cormudjana, najnowszej brawurowej postapokalipsy w ramach projektu Dmitrija Glukhovsky’ego Uniwersum Metro 2033.
Od dziś w księgarniach do nabycia powieść Surena Cormudiana zatytułowana Dziedzictwo przodków. Najnowsza postapokalipsa wydawnictwa Insignis, opublikowana w ramach projektu Uniwersum Metro 2033 przenosi czytelnika do Kaliningradu, tuż przy granicy z Polską.
Na tych niegdyś niemieckich ziemiach ocaleli nieliczni. Ich trudnej egzystencji w zniszczonym świecie zagraża dodatkowo bliskość Bałtyku – w jego głębinach skorodowały zatopione niegdyś arsenały broni chemicznej i biologicznej, uwalniając śmiercionośne wyziewy. Ale od morza nadciągnie też inne niebezpieczeństwo… Przybysze, w imię dziedzictwa przodków, gotowi są nieść śmierć i zniszczenie.
Witajcie w mrocznych, skrywających tajemnice III Rzeszy podziemiach Kaliningradu!
Peter Grimsdale „Battlefield 4: Odliczanie do wojny”
Posted by Jarek Nelkowski - środa, 19 lutego, 2014
Zawsze gdy bierzemy do swojej ręki książkę wzorowaną na bardzo znanej a często kultowej grze komputerowej, a tak z całą pewnością jest w przypadku powieści Petera Grimsdale’a „ Battlefield 4: Odliczanie do wojny”, pojawiają się wątpliwości co do jej literackiego poziomu, pisarskiego kunsztu i merytorycznego przygotowania ( i czasami jest to faktycznie jak najbardziej uzasadnione).
W stosunku do prezentowanego tutaj tytułu owe obawy wydają się jednak zupełnie niepotrzebne. Powieść doskonale broni się sama a nieznajomość samej gry i zawartej w niej wątków i treści w żadnym razie nie przeszkadza w jej odbiorze. To solidnie napisana, inteligentna i sprawiająca wrażenie bardzo wiarygodnej, współczesna, mocno osadzona w wielobarwnym świecie Dalekiego Wschodu, powieść sensacyjno –szpiegowska
Na pograniczu chińsko –koreańskim misternie przygotowana tajna operacja amerykańskiego wywiadu, mająca na celu umożliwienie ucieczki politycznemu dysydentowi ( i wybitnej klasy naukowcowi zarazem) kończy się spektakularna porażką, zakończoną zagładą niemal całego oddziału. Wszystko wskazuje na to że zasadzka była precyzyjnie przygotowana a cel i termin misji doskonale wrogom znany. Zdrada wisi w powietrzu… Jest jednak ktoś, kto wbrew wszystkim i wszystkiemu, wszelkimi możliwymi środkami zamierza dotrzeć do prawdy. To doświadczony agent Laszlo Kovic, jedyny człowiek który wyszedł żywy z niefortunnej misji. Nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo, krok po kroku, odkrywa kolejne elementy układanki w której bez trudu odnajdziemy szereg bardzo wyraźnych odniesień do naszej polityczno-społecznej rzeczywistości
Lektura uderza realizmem zdarzeń, wnikliwością, imponującą znajomością zagadnień militarnych i wywiadowczych (w jej różnych odsłonach i aspektach), dbałością o szczegóły oraz różnorodnie skreślonymi kreacjami bohaterów głównych i pobocznych. Interesująca fabuła, wciągająca akcja, znakomite wyczucie chwili, oraz odpowiednio podtrzymywane napięcie powoduje iż lektura przykuwa naszą uwagę od pierwszej do ostatniej strony.
Zagłębiamy się w twardy i brutalny świat operacji specjalnych, wywiadowczych gier, zabójstw na zlecenie, niejasnych i zakulisowych układów polityczno -biznesowych elit oraz sposobów i mechanizmów sprawowania przez nich władzy. W którym cel uświęcą środki, króluje przemoc, zdrada, dezinformacja, korupcja a sieć politycznych, ekonomicznych i militarnych powiązań z przestępczością zorganizowaną jest na porządku dziennym. Tu nic nie jest czarne ani białe, zaś gama prezentowanych pośrednich szarości jest doprawdy imponująca. Dotyczy to również tych najbardziej zdecydowanych i brutalnych akcji, które (z oczywistych powodów) na zawsze pozostaną okryte mgłą tajemnicy.
Książka Petera Grimsdale’a „Battlefield 4: Odliczanie do wojny” to pozycja która wszystkim miłośnikom tego gatunku zapewni wiele godzin świetnie podanej rozrywki na naprawdę dobrym poziomie.
Zawsze gdy bierzemy do swojej ręki książkę wzorowaną na bardzo znanej a często kultowej grze komputerowej, a tak z całą pewnością jest w przypadku powieści Petera Grimsdale’a „ Battlefield 4: Odliczanie do wojny”, pojawiają się wątpliwości co do jej literackiego poziomu, pisarskiego kunsztu i merytorycznego przygotowania ( i czasami jest to faktycznie jak najbardziej uzasadnione).
W stosunku do prezentowanego tutaj tytułu owe obawy wydają się jednak zupełnie niepotrzebne. Powieść doskonale broni się sama a nieznajomość samej gry i zawartej w niej wątków i treści w żadnym razie nie przeszkadza w jej odbiorze. To solidnie napisana, inteligentna i sprawiająca wrażenie bardzo wiarygodnej, współczesna, mocno osadzona w wielobarwnym świecie Dalekiego Wschodu, powieść sensacyjno –szpiegowska
Na pograniczu chińsko –koreańskim misternie przygotowana tajna operacja amerykańskiego wywiadu, mająca na celu umożliwienie ucieczki politycznemu dysydentowi ( i wybitnej klasy naukowcowi zarazem) kończy się spektakularna porażką, zakończoną zagładą niemal całego oddziału. Wszystko wskazuje na to że zasadzka była precyzyjnie przygotowana a cel i termin misji doskonale wrogom znany. Zdrada wisi w powietrzu… Jest jednak ktoś, kto wbrew wszystkim i wszystkiemu, wszelkimi możliwymi środkami zamierza dotrzeć do prawdy. To doświadczony agent Laszlo Kovic, jedyny człowiek który wyszedł żywy z niefortunnej misji. Nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo, krok po kroku, odkrywa kolejne elementy układanki w której bez trudu odnajdziemy szereg bardzo wyraźnych odniesień do naszej polityczno-społecznej rzeczywistości
Lektura uderza realizmem zdarzeń, wnikliwością, imponującą znajomością zagadnień militarnych i wywiadowczych (w jej różnych odsłonach i aspektach), dbałością o szczegóły oraz różnorodnie skreślonymi kreacjami bohaterów głównych i pobocznych. Interesująca fabuła, wciągająca akcja, znakomite wyczucie chwili, oraz odpowiednio podtrzymywane napięcie powoduje iż lektura przykuwa naszą uwagę od pierwszej do ostatniej strony.
Zagłębiamy się w twardy i brutalny świat operacji specjalnych, wywiadowczych gier, zabójstw na zlecenie, niejasnych i zakulisowych układów polityczno -biznesowych elit oraz sposobów i mechanizmów sprawowania przez nich władzy. W którym cel uświęcą środki, króluje przemoc, zdrada, dezinformacja, korupcja a sieć politycznych, ekonomicznych i militarnych powiązań z przestępczością zorganizowaną jest na porządku dziennym. Tu nic nie jest czarne ani białe, zaś gama prezentowanych pośrednich szarości jest doprawdy imponująca. Dotyczy to również tych najbardziej zdecydowanych i brutalnych akcji, które (z oczywistych powodów) na zawsze pozostaną okryte mgłą tajemnicy.
Książka Petera Grimsdale’a „Battlefield 4: Odliczanie do wojny” to pozycja która wszystkim miłośnikom tego gatunku zapewni wiele godzin świetnie podanej rozrywki na naprawdę dobrym poziomie.
Stanisław Srokowski „Strach”
Posted by Jarek Nelkowski - piątek, 14 lutego, 2014
”Najpierw bandy OUN zaatakowały sąsiednie wsie. Potem przeniosły się na północ. Płonął Wołyń a po nim Podole i Pokucie. Płonęły Kresy. Ogarniał nas przerażający strach. Widzieliśmy cały koszmar zniszczenia, degradacje człowieka i natury ludzkiej”
To nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. Nie jest również dla tych którzy szukają czegoś łatwego i przyjemnego do poduszki. Po tej lekturze nikt nie zaśnie. A jeśli już mu się to uda nie będzie to z pewnością spokojny, odprężający sen. Mimo wszystko trzeba ją przeczytać. Trzeba zmierzyć się z naszą traumatyczna przeszłością, z trudną narodowa pamięcią i z losami ludzi których piekło już nie przeraża… już w nim byli.
Wraz ze Stanisławem Srokowskim zagłębiamy się w świat polskich Kresów, które utraciliśmy w wyniku niekorzystnych dla nas powojennych rozstrzygnięć terytorialnych ale nadal niezmiennie funkcjonują w naszych głowach ,świadomości i tradycji.
Ale tak naprawdę jest to przede wszystkim opowieść o STRACHU!!!!!. Wszechobecnym, wszechogarniającym, przerażającym w jego wielu odsłonach, wymiarach, płaszczyznach i formach. Strachu żołnierza, który w bezsilności obserwuje okrutną rzeź swoich (obdzieranych ze skóry ) towarzyszy broni, rodziny ukrywającej się z dziećmi w leśnym zagajniku otoczonym ogniem pożogi, ciężarnej kobiety której za chwile Ukraińscy bandyci rozprują nożem brzuch i wyrwą nienarodzone jeszcze niemowlę (opisu tego co stało później oszczędzę), matki patrzącej na makabryczną śmierć swoich najbliższych, siedmioletniego chłopca który niemal każdego dnia uczestniczy w chorym i otępiającym zmysły krwawym spektaklu zbrodni, wynaturzenia i odczłowieczenia które przechodzi wszelkie możliwe wyobrażenia: ćwiartowanie, przerzynanie piłami, nadziewanie na widły, obcinanie członków, posypywanie ran solą, wyłupywanie oczu, obcinanie głów, przypiekanie ogniem, zakopywanie żywcem…
Co jeszcze bardziej dziwne i niezrozumiałe, sprawcami tych okrutnych czynów są w większości inspirowani przez OUN-UPA doskonale znani ukraińscy sąsiedzi, z którymi nasi rodacy i bohaterowie tych opowieści, mieszkali w zgodzie od lat. Razem chodzili do szkół, na nabożeństwa, uczestniczyli w życiu wsi, żenili się, spotykali się na tych samych uroczystościach (chrzciny, weselała), pomagali sobie w pracach gospodarskich, w czasie klęsk żywiołowych i innych nieszczęść. I to jest, bez wątpienia, najbardziej porażający aspekt tej książki, włączając w to rodzące się niemal samoistnie pytanie o to, co stało się z tymi ludźmi że osiągnęli absolutne apogeum zezwierzęcenia, nieprawości i folgowania najniższych i najczarniejszych z ludzkich instynktów. Od lat powraca i nurtuje mnie (myślę że nie tylko mnie) jedno zasadnicze pytanie ściśle odnoszące się do tego tematu. Dlaczego te straszliwe zbrodnie nie miały miejsca na Litwie, Łotwie, Białorusi, na Węgrzech, w Czechach, na Słowacji, z którymi przecież Rzeczypospolita na przestrzeni wieków miała również rozmaite historyczne zaszłości a stosunki nie zawsze układały się pokojowo i przyjaźnie (nie brakło wzajemnych sporów, konfliktów i otwartych wojen). Myślę iż warto zastanowić się nad tym zwłaszcza teraz, kiedy Ukraiński państwo aspiruje, przy dużym politycznym wsparciu naszego kraju, do członkostwa w Unii Europejskiej. Mało osób dostrzega w czasie transmisji telewizyjnych z kijowskiego Majdanu że oprócz flag narodowych, najwięcej jest tych charakterystycznych czerwono czarnych nacjonalistycznej „Swobody” będącej bezpośrednim spadkobiercą Stefana Bandery i jego ideologii.
„Ziarno zła znów kiełkuje na Ukrainie i zatruwa umysły następnym pokoleniom […] Zbrodniarzy nazywa się na Ukrainie bohaterami. Ich imionami sławi się place, szkoły i skwery. O nich uczy się młodzież defilująca przed pomnikami. Największych rzeźników ludności polskiej: Banderę, Suchewycza, Melnyka, Łabedia, Konowalca czy Stećkę, stawia się za wzór do naśladowania. To tak, jakby rząd niemiecki kazał naśladować Hitlera niemieckim studentom. A Polska milczy. Europa milczy. To najprostsza droga do nowych zbrodni. I niedługo to, co się rozwija na Ukrainie, stanie się wielkim ciężarem dla Europy”.
Watro o tym pamiętać!!!
”Najpierw bandy OUN zaatakowały sąsiednie wsie. Potem przeniosły się na północ. Płonął Wołyń a po nim Podole i Pokucie. Płonęły Kresy. Ogarniał nas przerażający strach. Widzieliśmy cały koszmar zniszczenia, degradacje człowieka i natury ludzkiej”
To nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. Nie jest również dla tych którzy szukają czegoś łatwego i przyjemnego do poduszki. Po tej lekturze nikt nie zaśnie. A jeśli już mu się to uda nie będzie to z pewnością spokojny, odprężający sen. Mimo wszystko trzeba ją przeczytać. Trzeba zmierzyć się z naszą traumatyczna przeszłością, z trudną narodowa pamięcią i z losami ludzi których piekło już nie przeraża… już w nim byli.
Wraz ze Stanisławem Srokowskim zagłębiamy się w świat polskich Kresów, które utraciliśmy w wyniku niekorzystnych dla nas powojennych rozstrzygnięć terytorialnych ale nadal niezmiennie funkcjonują w naszych głowach ,świadomości i tradycji.
Ale tak naprawdę jest to przede wszystkim opowieść o STRACHU!!!!!. Wszechobecnym, wszechogarniającym, przerażającym w jego wielu odsłonach, wymiarach, płaszczyznach i formach. Strachu żołnierza, który w bezsilności obserwuje okrutną rzeź swoich (obdzieranych ze skóry ) towarzyszy broni, rodziny ukrywającej się z dziećmi w leśnym zagajniku otoczonym ogniem pożogi, ciężarnej kobiety której za chwile Ukraińscy bandyci rozprują nożem brzuch i wyrwą nienarodzone jeszcze niemowlę (opisu tego co stało później oszczędzę), matki patrzącej na makabryczną śmierć swoich najbliższych, siedmioletniego chłopca który niemal każdego dnia uczestniczy w chorym i otępiającym zmysły krwawym spektaklu zbrodni, wynaturzenia i odczłowieczenia które przechodzi wszelkie możliwe wyobrażenia: ćwiartowanie, przerzynanie piłami, nadziewanie na widły, obcinanie członków, posypywanie ran solą, wyłupywanie oczu, obcinanie głów, przypiekanie ogniem, zakopywanie żywcem…
Co jeszcze bardziej dziwne i niezrozumiałe, sprawcami tych okrutnych czynów są w większości inspirowani przez OUN-UPA doskonale znani ukraińscy sąsiedzi, z którymi nasi rodacy i bohaterowie tych opowieści, mieszkali w zgodzie od lat. Razem chodzili do szkół, na nabożeństwa, uczestniczyli w życiu wsi, żenili się, spotykali się na tych samych uroczystościach (chrzciny, weselała), pomagali sobie w pracach gospodarskich, w czasie klęsk żywiołowych i innych nieszczęść. I to jest, bez wątpienia, najbardziej porażający aspekt tej książki, włączając w to rodzące się niemal samoistnie pytanie o to, co stało się z tymi ludźmi że osiągnęli absolutne apogeum zezwierzęcenia, nieprawości i folgowania najniższych i najczarniejszych z ludzkich instynktów. Od lat powraca i nurtuje mnie (myślę że nie tylko mnie) jedno zasadnicze pytanie ściśle odnoszące się do tego tematu. Dlaczego te straszliwe zbrodnie nie miały miejsca na Litwie, Łotwie, Białorusi, na Węgrzech, w Czechach, na Słowacji, z którymi przecież Rzeczypospolita na przestrzeni wieków miała również rozmaite historyczne zaszłości a stosunki nie zawsze układały się pokojowo i przyjaźnie (nie brakło wzajemnych sporów, konfliktów i otwartych wojen). Myślę iż warto zastanowić się nad tym zwłaszcza teraz, kiedy Ukraiński państwo aspiruje, przy dużym politycznym wsparciu naszego kraju, do członkostwa w Unii Europejskiej. Mało osób dostrzega w czasie transmisji telewizyjnych z kijowskiego Majdanu że oprócz flag narodowych, najwięcej jest tych charakterystycznych czerwono czarnych nacjonalistycznej „Swobody” będącej bezpośrednim spadkobiercą Stefana Bandery i jego ideologii.
„Ziarno zła znów kiełkuje na Ukrainie i zatruwa umysły następnym pokoleniom […] Zbrodniarzy nazywa się na Ukrainie bohaterami. Ich imionami sławi się place, szkoły i skwery. O nich uczy się młodzież defilująca przed pomnikami. Największych rzeźników ludności polskiej: Banderę, Suchewycza, Melnyka, Łabedia, Konowalca czy Stećkę, stawia się za wzór do naśladowania. To tak, jakby rząd niemiecki kazał naśladować Hitlera niemieckim studentom. A Polska milczy. Europa milczy. To najprostsza droga do nowych zbrodni. I niedługo to, co się rozwija na Ukrainie, stanie się wielkim ciężarem dla Europy”.
Watro o tym pamiętać!!!
Radosław Rusnarczyk ”Wyspy obiecane”
Posted by Jarek Nelkowski - czwartek, 13 lutego, 2014
„O wielkiej emigracji Polaków na Zachód słyszałem tylko z telewizji. Wiedziony niezłomną miłością do podróży, czułem się niepewnie wysiadając na obcej Ziemi. I ja zostałem emigrantem, bardziej z wyboru niż z przymusu. Ciekawość nowych miejsc była ogromna”.
Pozycja zdecydowane na czasie biorąc pod uwagę ilość naszych rodaków żyjących i pracujących w rożnych miastach i miasteczkach Wielkiej Bratni . Książka Radosława Rusnarczyka zatytułowana „Wyspy obiecane” to bardzo ciekawy, przepełniony humorem, realizmem sytuacyjnym i słownym, czasem autoironią, wnikliwym zmysłem obserwacji a bywa że i głębszą refleksją, zbiór dwudziestu kilku opowieści polskiego taksówkarza pracującego w jednym z podlondyńskich miast.
„Taki to z ludźmi pogada, języka się nauczy, pozna nowe miejsca-podpowiadał znajomy Polak, z którym zaprzyjaźniłem się po przyjeździe. Niewątpliwie miał racje„
To wyłaniający się z treści trochę słodko–gorzki obraz polskiej emigracji oraz rozmaitych blasków i cieni które z pewnością ona za sobą niesie. Każda z opowiedzianych przez bohatera autentycznych (jak zastrzega autor) historii wnosi coś nowego do naszej obiegowej, choć najczęściej bardzo powierzchownej, wiedzy dotyczącej naszych północnych sąsiadów. Ich mentalności, obyczajowości, nawyków, historii, tradycji i narodowych przywar oraz tego jak reagują na różne życiowe sytuacje. Jest to dla nas tym bardziej interesujące (zwłaszcza z poznawczego punktu widzenia) iż opisane zdarzenia widzimy z perspektywy naszego rodaka oraz jego wciąż nadwiślańskiego pojmowania otaczającej go rzeczywistości. Spotkamy więc angielskiego dziennikarza interesującego się Europą Wschodnią, klasycznego rapera z przerostem ego, kobietę w zaawansowanej ciąży spiesząca się do szpitala, szukających mocnych wrażeń imprezowiczów, młodą ubraną (co dla nas wciąż trochę szokujące) w tradycyjny strój Afgankę, parę skłóconych kochanków, plejadę mniej lub bardziej pijany studentów, rozpadające się małżeństwo, szkockiego barmana i wiele innych fascynujących postaci.
„Wyspy obiecane” to bardzo pożądana pozycja dla wszystkich Polaków przebywających na obczyźnie (pozdrawiam), oraz tych którzy w niedługim czasie planują udać się tam w celach zarobkowych , edukacyjnych lub turystycznych. Z całą pewnością przybliży nam ten kraj i jego obywateli (rozwiewając przy okazji kilka mitów) i zrobi to w sposób którego próżno by szukać w przewodnikach turystycznych i literaturze podróżniczej.
Napisana w sposób niesłychanie ciekawy a przy tym prosty, zrozumiały i bez najmniejszych kłopotów trafiający do czytelnika w różnych wieku.
„O wielkiej emigracji Polaków na Zachód słyszałem tylko z telewizji. Wiedziony niezłomną miłością do podróży, czułem się niepewnie wysiadając na obcej Ziemi. I ja zostałem emigrantem, bardziej z wyboru niż z przymusu. Ciekawość nowych miejsc była ogromna”.
Pozycja zdecydowane na czasie biorąc pod uwagę ilość naszych rodaków żyjących i pracujących w rożnych miastach i miasteczkach Wielkiej Bratni . Książka Radosława Rusnarczyka zatytułowana „Wyspy obiecane” to bardzo ciekawy, przepełniony humorem, realizmem sytuacyjnym i słownym, czasem autoironią, wnikliwym zmysłem obserwacji a bywa że i głębszą refleksją, zbiór dwudziestu kilku opowieści polskiego taksówkarza pracującego w jednym z podlondyńskich miast.
„Taki to z ludźmi pogada, języka się nauczy, pozna nowe miejsca-podpowiadał znajomy Polak, z którym zaprzyjaźniłem się po przyjeździe. Niewątpliwie miał racje„
To wyłaniający się z treści trochę słodko–gorzki obraz polskiej emigracji oraz rozmaitych blasków i cieni które z pewnością ona za sobą niesie. Każda z opowiedzianych przez bohatera autentycznych (jak zastrzega autor) historii wnosi coś nowego do naszej obiegowej, choć najczęściej bardzo powierzchownej, wiedzy dotyczącej naszych północnych sąsiadów. Ich mentalności, obyczajowości, nawyków, historii, tradycji i narodowych przywar oraz tego jak reagują na różne życiowe sytuacje. Jest to dla nas tym bardziej interesujące (zwłaszcza z poznawczego punktu widzenia) iż opisane zdarzenia widzimy z perspektywy naszego rodaka oraz jego wciąż nadwiślańskiego pojmowania otaczającej go rzeczywistości. Spotkamy więc angielskiego dziennikarza interesującego się Europą Wschodnią, klasycznego rapera z przerostem ego, kobietę w zaawansowanej ciąży spiesząca się do szpitala, szukających mocnych wrażeń imprezowiczów, młodą ubraną (co dla nas wciąż trochę szokujące) w tradycyjny strój Afgankę, parę skłóconych kochanków, plejadę mniej lub bardziej pijany studentów, rozpadające się małżeństwo, szkockiego barmana i wiele innych fascynujących postaci.
„Wyspy obiecane” to bardzo pożądana pozycja dla wszystkich Polaków przebywających na obczyźnie (pozdrawiam), oraz tych którzy w niedługim czasie planują udać się tam w celach zarobkowych , edukacyjnych lub turystycznych. Z całą pewnością przybliży nam ten kraj i jego obywateli (rozwiewając przy okazji kilka mitów) i zrobi to w sposób którego próżno by szukać w przewodnikach turystycznych i literaturze podróżniczej.
Napisana w sposób niesłychanie ciekawy a przy tym prosty, zrozumiały i bez najmniejszych kłopotów trafiający do czytelnika w różnych wieku.
Posted by Jarek Nelkowski - czwartek, 13 lutego, 2014
Artur Nadolski „Ordona los tragiczny”
Posted by Jarek Nelkowski - poniedziałek, 10 lutego, 2014
„On będzie Patron szańców – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte jak dzieło tworzenia”.
Niewiele jest w naszej historii postaci tak bardzo splecionych z burzliwymi dziejami naszej Ojczyzny, naszą narodową świadomością, tradycją, pamięcią i martyrologią jak Konstanty Julian Ordon. Uczyniony nieśmiertelnym przez naszego wieszcza Adama Mickiewicza w poemacie „Reduta Ordona” (obowiązkowym elementem szkolnej edukacji) na zawsze stał się niemal posągowym symbolem bohaterstwa i poświecenia idei niepodległości naszego kraju. Problem z nim polegał jednak na tym że wbrew słowom poety nie poniósł śmierci w czasie obrony Warszawy w 1831 roku broniąc szańca nr. 54.
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy…
Śmierć bohaterska Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —
„Dobrze — rzecze Jenerał, — nie odda im prochów”.
Przeżył, i jak wielu polskich żołnierzy-tułaczy udał się na emigrację, prowadząc polityczną działalności, manifestując patriotyczne poglądy i podnosząc sztandar walki wszędzie tam gdzie walczono o wolność i niezawisłość swoich państw i narodów. Niemcy, Szkocja, Anglia, Francja, Włochy, służba w Legii Lombardzkiej, armii sardyńskiej, powstańczych oddziałach Giuseppe Garibaldiegoi a później armii włoskiej. Członek angielskiego wolnomularstwa, polskiej loży narodowej w Londynie i Towarzystwa Demokratycznego Polski. Udało mu się również w czasie swoich wędrówek zatknąć z samym Adamem Mickiewiczem, lecz ten ze znanych sobie tylko powodów potraktował go chłodno i protekcjonalnie.
„Poeta prawdopodobnie bezwiednie ugodził żołnierza w serce […] Podał mu rękę ale wymówił do niego tylko trzy słowa które paliły mózg Ordona aż do śmierci i stały się przyczyną jego długotrwałej melancholii-To pan żyjesz? I odszedł wieszcz od niego obojętny i zimny, a właściwie zniechęcony do człowieka, którego całą winą było że nie zginął”.
Czyżby nie w smak mu było zetknąć się ze stworzoną przez siebie legendą? W dodatku wciąż żyjącą? Jak widać na tym przykładzie poezja dość znacznie odbiega od dziejowego realizmu. To również wyłaniający się z treści ciekawy obraz XIX wiecznej Europy, skłóconej , rozdrobnionej, szukającej własnej tożsamości, targanej sporami terytorialnymi, konfliktami zbrojnymi i otwartymi wojnami. Z nieznanych mi bliżej powodów nie uczą tego w naszych szkołach a szkoda bo tym niewątpliwie ciekawym i burzliwym życiorysem wielkiego polskiego patrioty i człowieka obdzielić można by co najmniej kilka osób. Problem stanowi również sama reduta i miejsce jej prawdziwego usytuowania. Tam gdzie stoi jej pomnik, pod którym od lat składa się wieńce i gdzie odbywają się okolicznościowe uroczystości nigdy jej nie było. Znajdowała się za to w miejscu obecnego, zarośniętego, dzikiego wysypiska śmieci Zaiste, krętymi ścieżkami toczy się nasza historia..
Cieszę się niezmiernie iż sięgnąłem po ta lekturę, gdyż dało mi to możliwość zmierzenia się z mitem i poznania bliżej człowieka (nie literackiego lecz takiego z krwi i kości) którego wizerunek od czasów szkolnych kołatał mi się gdzieś w głowie. To niesłychanie interesująca i wartościowa opowieść o żołnierzu który przez całe swoje życie udowadniał ( krwią, bólem cierpieniem, rozmaitymi wyrzeczeniami) iż Ojczyzna i polskość nie są tylko pustymi sloganami i hasłami, które w przypływie weny twórczej kreślą pisarze i poeci. To element kształtującym ludzkie losy, decydujący o życiowych wyborach i decyzjach które zmieniają wszystko.
Książka Artura Nadolskiego „Ordona los tragiczny” to jedna z tych lektur które naprawdę warto przeczytać aby poznać historię niezwykłego człowieka oraz czasów w których przyszło mu żyć i działać.
„On będzie Patron szańców – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte jak dzieło tworzenia”.
Niewiele jest w naszej historii postaci tak bardzo splecionych z burzliwymi dziejami naszej Ojczyzny, naszą narodową świadomością, tradycją, pamięcią i martyrologią jak Konstanty Julian Ordon. Uczyniony nieśmiertelnym przez naszego wieszcza Adama Mickiewicza w poemacie „Reduta Ordona” (obowiązkowym elementem szkolnej edukacji) na zawsze stał się niemal posągowym symbolem bohaterstwa i poświecenia idei niepodległości naszego kraju. Problem z nim polegał jednak na tym że wbrew słowom poety nie poniósł śmierci w czasie obrony Warszawy w 1831 roku broniąc szańca nr. 54.
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy…
Śmierć bohaterska Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —
„Dobrze — rzecze Jenerał, — nie odda im prochów”.
Przeżył, i jak wielu polskich żołnierzy-tułaczy udał się na emigrację, prowadząc polityczną działalności, manifestując patriotyczne poglądy i podnosząc sztandar walki wszędzie tam gdzie walczono o wolność i niezawisłość swoich państw i narodów. Niemcy, Szkocja, Anglia, Francja, Włochy, służba w Legii Lombardzkiej, armii sardyńskiej, powstańczych oddziałach Giuseppe Garibaldiegoi a później armii włoskiej. Członek angielskiego wolnomularstwa, polskiej loży narodowej w Londynie i Towarzystwa Demokratycznego Polski. Udało mu się również w czasie swoich wędrówek zatknąć z samym Adamem Mickiewiczem, lecz ten ze znanych sobie tylko powodów potraktował go chłodno i protekcjonalnie.
„Poeta prawdopodobnie bezwiednie ugodził żołnierza w serce […] Podał mu rękę ale wymówił do niego tylko trzy słowa które paliły mózg Ordona aż do śmierci i stały się przyczyną jego długotrwałej melancholii-To pan żyjesz? I odszedł wieszcz od niego obojętny i zimny, a właściwie zniechęcony do człowieka, którego całą winą było że nie zginął”.
Czyżby nie w smak mu było zetknąć się ze stworzoną przez siebie legendą? W dodatku wciąż żyjącą? Jak widać na tym przykładzie poezja dość znacznie odbiega od dziejowego realizmu. To również wyłaniający się z treści ciekawy obraz XIX wiecznej Europy, skłóconej , rozdrobnionej, szukającej własnej tożsamości, targanej sporami terytorialnymi, konfliktami zbrojnymi i otwartymi wojnami. Z nieznanych mi bliżej powodów nie uczą tego w naszych szkołach a szkoda bo tym niewątpliwie ciekawym i burzliwym życiorysem wielkiego polskiego patrioty i człowieka obdzielić można by co najmniej kilka osób. Problem stanowi również sama reduta i miejsce jej prawdziwego usytuowania. Tam gdzie stoi jej pomnik, pod którym od lat składa się wieńce i gdzie odbywają się okolicznościowe uroczystości nigdy jej nie było. Znajdowała się za to w miejscu obecnego, zarośniętego, dzikiego wysypiska śmieci Zaiste, krętymi ścieżkami toczy się nasza historia..
Cieszę się niezmiernie iż sięgnąłem po ta lekturę, gdyż dało mi to możliwość zmierzenia się z mitem i poznania bliżej człowieka (nie literackiego lecz takiego z krwi i kości) którego wizerunek od czasów szkolnych kołatał mi się gdzieś w głowie. To niesłychanie interesująca i wartościowa opowieść o żołnierzu który przez całe swoje życie udowadniał ( krwią, bólem cierpieniem, rozmaitymi wyrzeczeniami) iż Ojczyzna i polskość nie są tylko pustymi sloganami i hasłami, które w przypływie weny twórczej kreślą pisarze i poeci. To element kształtującym ludzkie losy, decydujący o życiowych wyborach i decyzjach które zmieniają wszystko.
Książka Artura Nadolskiego „Ordona los tragiczny” to jedna z tych lektur które naprawdę warto przeczytać aby poznać historię niezwykłego człowieka oraz czasów w których przyszło mu żyć i działać.