„Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” jest już, bodajże, szesnastym tomem cyklu inkwizytorskiego, traktującego o burzliwych losach Wiernego Sługi Pana, Mordimera Madderdina.
Prezentowana tutaj odsłona historii skonstruowana jest jednak tak iż nie wymaga znajomości poprzednich części i doskonale funkcjonuje w oderwaniu od szerszego kontekstu zdarzeń, tego zbudowanego z rozmachem i pietyzmem świata przedstawionego.
Tym razem inkwizytorska posługa zastaje naszego bohatera w mieście Weilburg, dotkniętego potworna zarazą – kaszlica, zbierającą straszliwe i śmiertelne żniwo pośród jego mieszkańców.
Wśród zamkniętych miejskich bram, kwarantanny, wszechobecnego strachu i beznadziejności w oszalałych z przerażenia ludziach rodzą się ukryte demony… Demony z którymi poradzić sobie będzie musiało Święte Officjum z naszym Mordimerem Madderdinem na czele. Szczegółów, naturalnie, nie zdradzę.
„W obrębie pilnie strzeżonych murów zamknięto ludzi chorujących i umierających na zarazę. Ale nawet po tych, którzy wymknęli się epidemii, śmierć gotowa jest sięgnąć z innych powodów. Bo w mieście oczadziałym od wielotygodniowej suszy, spętanym strachem przed przyszłością, terroryzowanym przez zewnętrznych wrogów i rodzimych fanatyków, wystarczy iskra, by z domów pozostały zgliszcza, a ulice zaścieliły trupy”
Po znakomicie napisanej, dynamicznej i pełnej zaskakujących zwrotów akcji „trylogii ruskiej ( „Przeklętej krainy”, „Przeklęte kobiety”, „Przeklęte Przeznaczenie”) ) fabuła kolejnej opowieść trochę zwalnia oraz nabiera znacznie spokojniejszego ( co nie oznacza, wcale, że nudnego) rytmu. Tu wspartego pełnymi pokładami czarnego, niemal wisielczego, humoru, który uwielbiam i który w takiej odsłonie jak najbardziej do mnie przemawia.
Książka, podobnie jak pozostałe, napisana jest lekkim, bardzo sugestywnym językiem a pierwszoosobowa narracja zręcznie prowadzi nas wśród, rozmaitych, rozgrywających się w powieści wydarzeń, nie przytłaczając nas jednak dłużyzną przemyśleń i refleksji postaci. Nadal urzeka kreacja głównego bohatera oraz interesująco zbudowany, „średniowieczno-mroczny” klimat i koloryt zdarzeń ( to bardzo ważny atut publikacji) ale do tego autor zdołał nas już przyzwyczaić.
Jeśli dodamy do tego charakterystyczny dla Jacka Piekary styl, wnikliwy zmysł obserwacji, szczególnie meandrów ludzkiej natury (również jej ciemniejszej strony), otrzymamy powieść, która z pewnością umili nam kilka chłodnych jeszcze wieczorów. W tym przypadku, zdecydowanie tak będzie.
Książka „Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” to kolejny przykład dobrej, rodzimej literatury fantastycznej. Nie wiem czy spełni oczekiwania wszystkich fanów i entuzjastów wspomnianego cyklu, czytałem różne, nie zawsze pochlebne, opinie, ale moje spełnił.
Duży plus za okładkę. Polecam.