„Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę…”
Po znakomitej biografii Bolesława Wieniawy-Długoszewskiego nabrałem ogromnego szacunku dla jej twórcy, Mariusza Urbanka i przemożnej chęci sięgnięcia po inne publikacje tego autora. Wybór padł na pozycje zatytułowaną „Władysław Broniewski. Miłość, wódka, polityka”. Stało się tak, po części, dlatego iż jego postać, burzliwy życiorys oraz kontrowersje jaki wzbudzał za życia i po śmierci przyciągały mnie swoją niejednoznacznością, wzbudzając chęć poszerzenia swojej dotychczasowej wiedzy. Po cześć również dlatego iż Władysław Broniewski nigdy nie jawił mi się jako symbol zaprzedania i zdrady sprawy polskiej i ogólnonarodowych wartości (mimo swoich niewątpliwych komunistycznych czy lewicowych przekonań politycznych, firmowania swoim nazwiskiem powojennych przemian, zachodzących w naszym kraju i pisanych pod partyjne dyktando wiernopoddańczych tekstów). Raczej jako postać zagubiona czy zaplątana w meandry historii, po którym przejechał się walec dziejów i który nie był w stanie udźwignąć (na trzeźwo) otaczającej go, nagle, nowej rzeczywistości. Publikacja przybliża nam mało znane a ukrywane przez elity PRL- owskiego państwa (nie mieściły się one w „jedynie słusznym” wizerunku socjalistycznego artysty) elementy jego barwnego życie życia.
„Zarówno władza, jak i ci, którzy na zamówienie budowali legendę proletariackiego wieszcza, dobrze znali jego życiorys. Wiedzieli że siedział w sowieckim więzieniu i że „zdradził „, opuszczając ZSRR z armią Andersa, ale nie wolno im było o tym mówić”
Legionista, wielbiciel Józefa Piłsudskiego, bohater wojny polsko-bolszewicki (odznaczony Krzyżem Virtuti Militari i kilkakrotnie Krzyżem Walecznym) więziony przez sanacje. Komunista, który przeszedł ponurą gehennę stalinowskich więzień. Żołnierz armii Andersa, symbol i ikona komunistycznego porządku w Polsce, który nigdy nie był członkiem partii, poeta, stawiany za wzór socjalistycznej kultury i sztuki, który nigdy nie podpisał deklaracji socrealizmu. Hołubiony przez nowe władze i sekowany przez przedstawicieli emigracji i środowiska niepodległościowe, który nie bał się upominać o pomordowanych w ZSRR polskich twórców i przedstawicieli lewicy. Artysta, który zdecydowanie i z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością odrzucił propozycje Bolesława Bieruta, namawianego go do napisania nowego polskiego hymnu, będącego chyba dla każdego poety, swoistym, literackim odpowiednikiem „Świętego Graala”.
– Wy chcecie, towarzysz Bolesław, żebym ja napisał nowy tekst do hymnu narodowego. Ja to potrafię. Ja jeden ! Ale ja hymnu narodowego nie będę zmieniał. Nie będę, bo nie mogę! Bo nie chcę!
„Rewolucja dała mu dobrobyt, a nawet komfort, ale nie dała szczęścia ani spokoju. „Lokomotywa dziejów ” którą opiewał, to nie był tak naprawdę jego pojazd. Broniewski był czystej krwi lirykiem, wielkim poetą lirycznym-pisał Mieroszewski. „O polityce, materializmie historycznym, Marksie, Engelsie, Leninie – Broniewski nie miał pojęcia. Był szlacheckim radykałem – było takich wielu – urzeczonym mitem rewolucji”.
Biografię w której oprócz wątków politycznych, ideologicznych i bardzo duży nacisk położony został na sprawy osobiste i rodzinne (w sposób szczególny na opis jego relacji z kobietami) bez których pełne zrozumienie jego życiorysu stałoby się trudne.
W książce „Władysław Broniewski. Miłość, wódka, polityka” udało się autorowi stworzyć naprawdę wnikliwy, ciekawy a miejscami poruszający portret człowieka oraz czasów w których przyszło mu żyć i tworzyć (a czasami współtworzyć) starając się zburzyć zarówno jego czarną legendę jak i ściągnąć z komunistycznego piedestału.
Nie chce zdradzać więcej, by nie psuć czytelnikowi przyjemności obcowania z lekturą, ale jest to zdecydowanie jedna z najciekawszych pozycji z jaką udało mi się zetknąć ostatnimi czasy. Zdecydowanie polecam. Duże uznanie dla Wydawnictwa Iskry za bardzo dobre i profesjonalne wydanie (twarda oprawa z obwolutą) lektury.