Archive for styczeń, 2014

Sebastian Reńca „Z cienia”

Cieszę się niezmiernie iż  po niemal siedemdziesięciu latach, coraz więcej miejsca poświęca się  niezłomnej  patriotycznej postawie i czynowi zbrojnemu będącego udziałem Narodowych Sił Zbrojnych. Zawsze trochę dziwił mnie fakt iż po roku 1989, kiedy już możliwe stało się gruntowne zbadanie tej tematyki i dotarcie do archiwalnych dokumentów MBP, UB, Informacji Wojskowej, SB i innych przybudówek a tym samym  wszczęcie procesów rehabilitacyjnych dotyczących podziemia niepodległościowego, w przeciwieństwie od AK i WiN, temat organizacji narodowych (NSZ, NZW) traktowany był jakby trochę po macoszemu. Czy w jakiś stopniu przekładała się na to zaszłość lat PRL-u, gdzie czarna i zakłamana komunistyczna propaganda zapchneła tych dzielnych żołnierzy do roli kolaborantów, bandytów, morderców, unurzanych po łokcie w niewinnej polskiej i żydowskiej  krwi). Trzeba przyznać, że nie  ma chyba drugiej takiej formacji okresu II wojny światowej która była tak bardzo  znienawidzona, opluwana i zohydzana przy każdej możliwej okazji przez twórców i piewców poprzedniego  systemu. Skala tego zjawiska była w tym wypadku bezprecedensowa nawet jak na stalinowskie standardy. Sytuacja zaczęła się zmienić dopiero ostatnimi czasy, czego konsekwencją  stały się rzetelne, poważne  historyczne  opracowanie tego zagadnienia oraz kilka niezłych powieści, by wspomnieć i wyróżnić znakomitą publikacje Elżbiety Cherezińskiej (opisującą historie  Brygady Świętokrzyskiej NSZ) zatytułowaną  „Legion”.

W nurt ten wpisuje się również prezentowana tu książka Sebastiana Reńca  „Z cienia” oparta na kanwie jednej z największych,  najokrutniejszych i wciąż niewyjaśnionej zbrodni komunistycznej władz, dokonanej na żołnierzach Narodowych Sił zbrojnych ze zgrupowania Henryka Flamego „Bartka”. Chodzi o akt perfidnej, cynicznej  i podstępnej gry operacyjnej ówczesnych służb specjalnych (wspomaganych oczywiście przez radzieckich „przyjaciół”) w wyniku której pod pozorem przerzutu na Zachód, podstopnie zwabiono i zamordowano około stu siedemdziesięciu polskich patriotów tejże  formacji. Po dziś dzień, mimo intensywnie czynionych  starań, szczegóły tej makabrycznej zbrodni oraz miejsca masowych grobów nie zostały odkryte.

To opowiedziana przez jednego z cudem ocalonych żołnierzy,  historia działalności tego (jednego z największych i najaktywniejszych w niepodległościowym podziemiu naszego kraju) oddziału który na Podbeskidziu  przez niemal dwa lata dawał skuteczny opór  wspieranej przez NKWD i  Armię Czerwoną  nowej , narzucanej nam, władzy.  To naprawdę wstrząsająca i przepełniona tragizmem relacja z życia ostatnich niepokornych żołnierzy niepodległej Polski.  Ukrywających się w leśnych ostępach, osaczonych, opuszczonych, przenoszących się z miejsca na miejsce, mordowanych z ukrycia, stopniowo pozbawianych zaplecza ekonomicznego i społecznego, którymi  zaczynają  targać coraz większe wątpliwości  dotyczące  celowości (w zaistniałej sytuacji) tego co robią. Jeszcze walczą , jeszcze się odgryzają, likwidują zdrajców, konfidentów, aparatczyków, nadal próbują bronić wciąż przychylną im ludność cywilną   rozbijając zwykłe kryminalne bandy. Niestety, z biegiem czasu, coraz bardziej zdają sobie sprawę z tego że  jest to droga bez powrotu, ich trud i ofiara jest daremna (daleko na szczytach europejskiej i światowej władzy już dawno  zdecydowana co do  dalszych losów Rzeczypospolitej) a finał łatwy do przewidzenia. Niestety, takiego końca ich walki nie przewidział chyba żaden z nich?

Książka Sebastiana Reńca jest połączeniem literackiej fikcji (bardzo dobrze osadzonej w prawdziwych realiach lat czterdziestych dwudziestego wieku) z autentycznymi relacjami świadków i uczestników opisywanych wydarzeń oraz  dokumentów przechowywanych w Instytucie Pomięcie Narodowej. Pozostawiając na chwilę główny  nurt narracji zajrzymy również do gabinetów wszechwładnych partyjnych dygnitarzy, biur oficerów śledczych,  pełnych zakłamania  sal rozpraw, okute żelazem drzwi ubeckich katowni i za naznaczone dziejową niesprawiedliwością więzienne mury. Wszystko to by jak najwierniej przybliżyć czytelnikowi atmosferę tamtych dni, poznać motywy kierujące poczynaniami ludzi z obydwu stron barykady i uzmysłowić mu czym były i co za sobą niosły te straszne powojenne  czasy.

Jest to w mojej opinii jedna z tych ważnych lektur po przeczytaniu których długo jeszcze utrzymuje się zaduma i refleksja, połączona z chęcią dowiedzenia się więcej o tych bohaterskich żołnierzach, wyrzuconych na wiele lat poza nawias historii. Gorąco polecam!!!

Dariusz Domagalski „Piraci Północy.Bractwo”

„Pojawili się niczym upiory. Nadeszli od strony morza, wyłaniając się z mgły i ściany deszczu. Prawie setka zbrojnych o ponurych twarzach i oczach pałająca żądzą mordu. Odziani w wytarte łachy, wysłużone kaftany i pordzewiałe pancerze. Wach trzymali miecze tasaki i topory. Wyglądali na rozbójników którymi rzeczywiście byli. Wystarczył jeden rzut oka  na przestraszonych wieśniaków trzymanych pod mieczem, i trojkę ludzi klęczących u stóp rycerzy zakonnych rzeby przybysze zrozumieli co się stało. Natychmiast rzucili się na krzyżaków.

 Armatnie salwy, słony smak morskiej bryzy, przekleństwa marynarzy, trzask kadłubów i walących się masztów, wycie wiatru, łopot żagli, szczek mieczy i toporów, uderzenia abordażowych haków, krzyk rannych, jęki konających i porażający ryk zwycięstwa. Jest wiek XIV  i na Morzu Bałtyckim rodzi się nowa potęga . Na styku wielkiej polityki, interesów możnych i potężnych sąsiadów ( Polska, Dania, Szwecja, Niemcy, Zakon Krzyżacki  i  Związek Hanzeatycki) zawiązuje się przerażające i drapieżne bractwo witalijskie.
„W powietrze wzbił się potworny huk, gdy dwie grupy zbrojnych starły się z  sobą. Zaprawieni w boju piraci najpierw nastawili halabard, na które nadziali się nacierający marynarze, a dopiero potem wyciągnęli tasaki i topory. Mieczy nie ozywano prawie wcale, bo nie było miejsca żeby wziąć porządny zamach. Zbrojni rąbali, siekli  i tłukli w potwornym uścisku. Stal uderzała o stal, krew tryskała na wszystkie strony, pękały tarcze i ludzkie czerepy. Odcięte kończyny walały się po całym pokładzie, w kałużach posoki z bólu zwijali się ranni, deptani przez nacierający tłum”.

Obrosła legendą zbieranina marynarzy, najemnych żołnierzy, awanturników wszelkiej maści, zbiegłych przestępców, pozbawionej perspektyw biedoty, ujęta w karby dyscypliny  i kierująca się własnymi zasadami staje się siłą z którą muszą liczyć się wszyscy. Nic więc dziwnego iż dzieje tej niezwykłej organizacji  od lat fascynują ludzi pióra w tym również znanego nam ze świetnie napisanego krzyżackiego cyklu Dariusza Domagalskiego.  Jego najnowsza, ukazana nakładem Instytutu Wydawniczego Erica  książka zatytułowana „Piraci Północy. Bractwo”  to pierwszy tom powieści odnoszących się właśnie do tego historycznego wątku. Poznajemy z jej kart początek tego pirackiego bractwa oraz jego słynnych twórców Klausa Stortebekera i Godeke Michalisa. Wszystko oczywiście sprawnie wkomponowane  w XIV –wieczną  rzeczywistość, oddaną przez pisarza z podziwu godną  starannością i znawstwem. Właściwie uchwycony morski i około-morski ( polityczny, militarny, ekonomiczny, społeczny) klimat tej odległej epoki, mentalność ludzi owego czasu oraz jej wielokulturowa  i wielonarodowa barwność.

 Autor przyzwyczaił nas już do tego iż powieści wychodzące spod jego pióra są przemyślane, podparte gruntowną wiedzą i dokładnie wpisujące się w historyczne realia. Emanują emocjami, dynamizmem sytuacyjnym, intrygującą fabułą, świetnymi i pełnokrwistymi kreacjami bohaterów, dynamiczną  akcją, niezłymi dialogami i bardzo dobrze oddanymi scenami walk, zarówno tych toczonych na morzu jak i lądzie. Jak widać Dariusz Domagalski   bardzo dobrze, odnajduje się w marynistycznym klimacie, przy czym (co bardzo mi się podoba) nie przytłacza zbytnio czytelnika fachową i niekiedy skomplikowaną żeglarską terminologią. Kreśli sugestywną  opowieść o wojnie, polityce, pragnieniu wolności, przygodzie, sięganiu po nieznane, chciwości, prywacie, ludzkiej krzywdzie, zemście, odkupieniu, zmaganiu się  własnymi słabościami, trudnym losem i morzem którego nikt nie jest w stanie okiełznać. .

„Wżdy w każdym z wilków morskich tlił się duch bojowy i nawet gdy przyszło i walczyć z silniejszym przeciwnikiem, dzielnie stawiali mu czoło. Przez lata zmagania się ze sztormami , potężnymi falami zalewającymi pokłady i kipielami wciągającymi żaglowce w stalowo niebieska otchłań przyzwyczaili się do obcowania ze śmiercią. Niektórym z marynarzy wydawało się nawet, ze zakapturzona postać  z kosa stoi na kasztelu i lekko się uśmiecha. Dla wielu z nich falująca morska toń miała stać się dzisiaj trumną”.
Porządnie  napisany kawałek polskiej literatury i fascynująca pełna dramatyzmu opowieść która przemawia do czytelnika i pobudza jego wyobraźnie

Pero Simić „Tito. Zagadka stulecia”

 

 W powszechnej, obiegowej i tworzonej na przestrzeni lat opinii Josip Broz Tito jawi się nam jako postać niezłomnego, bohaterskiego przewódcy wielkiej  komunistycznej  partyzantki, walczącego w czasie II wojny światowej z hitlerowskim okupantem, poskromiciela rodzimych nacjonalistycznych antagonizmów i separatystycznych ruchów (chorwaccy ustasze, serbscy czetnicy) i  budowniczego skonfederowanego państwa Jugosłowiańskiego. Człowieka, który jako jedyny w bloku wschodnim przeciwstawił się dyktatorskim zapędom Józefa Stalina i tzw. radzieckich doradców (nie stać na to było polskich PRL-owskich dygnitarzy) próbującego  znaleźne własną drogę do socjalizmu, zręcznie lawirując miedzy obydwoma polityczno- militarnymi blokami. Przyznam się szczerze że  sam (choć docierały do mnie różne niepokojące  głosy)  przez długi okres byłem  zakładnikiem takiej właśnie wizji. Dziś, w światłe nowo odkrytych i  w końcu udostępnionych archiwalnych dokumentów jugosłowiańskich i radzieckich (tu akurat wiele jest jeszcze do odtajnienia) oraz relacji ludzi którzy w końcu zdecydowali się mówić, na tym jak dotychczas się wydawało  spiżowym posagu pojawiają się coraz większe  rysy i pęknięcia.

Jedną z publikacji która  bez skrupułów obdziera go z legendy i ściąga z piedestału jest książka Pero Simica zatytułowana „Tito zagadka stulecia” . To będące owocem wieloletniej pracy badawczej  rozbudowane biograficzne stadium, ukazujące nam życie tego polityka praktyczne od urodzenia  7 maja 1892 roku w chorwackim Kumrovcu, poprzez dzieciństwo,  młodość, okres służby wojskowej w czasie Wielkiej Wojny (był najmłodszym sierżantem  w armii austro-węgierskiej), burzliwe  lata dwudziestolecia międzywojennego i działalności w Komunistycznej Partii Jugosławii,  II wojnę światową i przywództwo nad wielotysięczną partyzantką, przejęcie władzy w państwie oraz  lata autorytarnych rządów aż po śmierć w  maju 1980 roku.

Niestety, to co wyłania się z tej lektury daleko odbiega  od wizerunku którym karmieni byliśmy przez całe lata i pozytywnej roli jaką odegrał na przełomie kilku dekad w swoim własnym kraju, Europie i Świecie. To obraz bezwzględnego  komunistycznego działacza, metodycznie eliminującego  wszystkich którzy stanęli mu z drodze, piszącego do Moskwy donosy na swoich partyjnych kolegów, pod fałszywymi oskarżeniami odsuwającym ich od władzy, nie stroniącego od kłamstw, fałszerstw, mistyfikacji czy zwykłych  skrytobójczych  mordów.  Wojskowego przywódcy, który  więcej sił  poświęcał bratobójczej walce o władze niż zmaganiom z hitlerowskim okupantem, dopuszczającym się  ludobójstwa przekraczającego wszelkie możliwe wyobrażenia (niektóre z masowych grobów tego tragicznego okresu odkryto dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wielu). Przywódcy politycznego  państwa który do niebywałych rozmiarów rozbudował aparat terroru i nacisku, ingerując we wszystkie aspekty życia swoich współobywateli. Który urządził krwawa łaźnie swoim politycznym oponentom (gen. Dragoljub Mihailovic) nie oszczędzając przy tym własnych  działaczy komunistycznych, którzy w czasie konfliktu ze Stalinem opowiedzieli się po stronie tego ostatniego.  Wyspa Goli Otek na zawsze już zostanie symbolem ludzkiego bestialstwa, odczłowieczenia i miejscem okrutnej kaźni tysięcy przeciwników nowego  przywództwa. Nie chce zdradzać oczywiście wszystkich tematów i zagadnień zawartych w tej książce, zarówno tych dotyczących areny międzynarodowej ( Ruch Państw Niezaangażowanych) czy wewnątrzpaństwowych (życie prywatne, prześladowania polityczne, walki frakcyjne w JPK) by nie psuć czytelnikowi przyjemności obcowania z lekturą oraz  odkrywaniu ich samemu.

Jedno jest pewnie, książka Pero Simica „Tito. Zagadka stulecia”  radykalnie zmieni naszą opinie na temat tego polityka i człowieka, obali kilka fałszywych mitów, poszerzy  naszą historyczną wiedzę, dotyczącą tego okresu i rzuci nieco nowego światła na wiele europejskich i pozaeuropejskich wydarzeń.

Autor wzbogacił lekturę  licznymi zdjęciami (zarówno prywatnymi jak i państwowymi) z różnych etapów jego życie i działalności, umieszczonym na końcu dziennikiem oraz krótkim  opisem stosunków polsko –jugosłowiańskich. Pozycja ta ukazała się jako cześć znakomitego (wydawanego przez  Wydawnictwo Dolnośląskie)  cyklu ‚Wojny i Konflikty”, w charakterystycznej dla niego kolorystyce i wizualnej oprawie. Jak inne pozycje z tej serii posiada porządna twardą oprawę oraz bardzo dobrą jakość papieru i druku, co gwarantuje jej długa żywotność.

Dla wszystkich zainteresowanych historią Europy jest to pozycja  którą warto mieć na swojej półce.

Zdzisław Skrok „Czy wikingowie stworzyli Polskę”

Kolejna pozycja w dorobku znanego i dość kontrowersyjnego polskiego historyka i archeologa  zatytułowana „Czy wikingowie stworzyli Polskę”. Autor lansuje dość często powracający na łamach  różnych mniej lub bardziej historycznych czy popularnonaukowych publikacji  pogląd o bezpośrednim udziale wikingów w szeregu historycznych  zmian które zaowocowały powstaniem państwa polskiego oraz  odmiennym nich dotychczas sądziliśmy pochodzeniu piastowskiej dynastii (z jej  faktycznym twórcą Mieszkiem I). Naprawdę zręcznie i niewątpliwie ciekawie operując słowem, przedstawiając nam wczesnośredniowieczny obraz tego rejonu. Pamiętajmy że jest to okres dziejów którego  wiele aspektów i ważnych historycznych wydarzeń ginie w pomroce dziejów,  nie znajdując potwierdzenia we wiarygodnych źródłach, wiec ich interpretacja może być ( i niejednokrotnie jest ) raczej domniemana i umowna. Daje to ogromne pole manewru by przy użyciu odpowiednich argumentów  przekonać odbiorcę do różnych  teorii i hipotez. Owszem, nikt nie kwestionuje obecności tych północnych wojowników na słowiańskich ziemiach. Ich łupieszczo –handlowe wyprawy sięgające Konstantynopola, Kijowa, Anglii, Irlandii, Islandii ( prawdopodobnie również Ameryki Północnej) nie mogły  oczywiści ominąć tak bliskich im przecież geograficznie i kulturowo ziem polskich. Wystarczy wspomnieć słynne pirackie gniazdo Wolin  czy znajdujący się w pobliżu dzisiejszego Elbląga wielki ośrodek handlowy Truso, założony już, jak wskazują najnowsze badania,  w  VII wieku. Niewątpliwie jako znakomici i cenieni najemnicy (obecni w wielu armiach ówczesnego świata) zasilali oni z również wojska pierwszych Piastów, wspierając ich w rozmaitych militarnych i handlowych przedsięwzięciach. W tej formie ich udział w kształtowaniu się naszego państwa jest moim zdaniem jest najbardziej uzasadniony.

Bardziej przemawiają do mnie osobiście jednak argumenty tej części naszych uczonych i badaczy którzy upatrują naszych korzeni (i co za tym idzie pochodzenia pierwszych władców)   w typowo  rodzimej  słowiańskiej lokalizacji. I mimo iż autor nie przekonał mnie w toku zamieszczonych tu wywodów do swojej, przyznaje niezwykłe interesującej i chwytliwej tezy, naprawdę  doceniam jego ogromną wiedze i pasję z jaką poświęca się odkrywaniu i zapełnianiu białych plam naszych dziejów. Uważam też iż prezentowana tu książka „Czy wikingowie stworzyli Polskę”  jest z całą pewnością warta polecenia. To prawdziwa kopalnia wiedzy dotyczącą tych najdawniejszych i najmniej znanych nam czasów. Oprócz typowo militarnych, politycznych i geopolitycznych zagadnień dotyczących tematu, opisuje szereg kwestii odnoszących  pochodzenia ludów słowiańskich, ich zróżnicowania etnicznego, środowiskowego, kulturowego, wyznaniowego i językowego. Miejsc z  których przybyli, kontaktom i stopniu pokrewieństwa z innymi sąsiednimi plemionami, skutkom jakie towarzyszyć musiały tzw. „migracji ludów” i coraz większemu postępowi cywilizacyjnemu oraz tego jak wyglądało i zmieniało się to na przestrzeni lat, dekad i wieków (wzajemne międzyplemienne zależności i przenikanie się kultur).

Mimo sporego ciężaru gatunkowego, lektura jest naprawdę świetnie  napisana, zaskakująca i zmuszająca niekiedy do przewartościowania dotychczas posiadanej wiedzy. Oparta na antropologii, historii, archeologii, językoznawstwie i wszelkich dostępnych nam obecnie formach badawczych.  Zawiera dużą ilość nieznanych ogólnie faktów o których z pewnością nie usłyszymy na lekcjach historii.

Znakomita pozycja dla wszystkich pasjonatów historii dawnej i archeologii, oraz tych którzy pragną poznać tajemnice naszych przodków i naszych korzeni. W jej świetle, pewne wydarzenia i życiorysy ludzi zaczynają wyglądać zupełnie inaczej. Polecam gorąco.

Grzegorz Motyka W kręgu „Łun w Bieszczadach”

Książka  „Łuny w Bieszczadach” Jana Gerharda to jedna z tych  pozycji które na długie lata wpisała się w nasza narodową i historyczną świadomość, szkolna i pozaszkolną edukacje, będąc przez całe dekady wykładnią i fundamentem przedstawiania skomplikowanych stosunków polsko- ukraińskich. Dotyczących  zarówno tych z   okresu II wojny światowej  jak i latach późniejszych.  Dziś z perspektywy lat, mając możliwość dotarcia do archiwalnych dokumentów oraz  relacji uczestników i świadków tamtych wydarzeń możliwe stało się rzucenie nowego światła i  merytoryczne odniesienie do zawartych tam faktów i zdarzeń.

Trudu tego podjął się Grzegorz Motyka w zbiorze szkiców literackich zatytułowanych  W kręgu ” Łun w Bieszczadach”. To bardzo udana próba zmierzenia się z bolesną  przeszłością, odkłamania kreowanej przez PRL-owska czarna propagandę  historii polsko –ukraińskiego konfliktu którego zbrojną areną stały się Bieszczady. Autor z właściwym sobie stylem obala narosłe przez dziesięciolecia mity, rozprawia się z fałszywa legendą, odsłania owiane mgłą zagadki  i tajemnice, doprecyzowuje fakty, stawia śmiałe tezy i szuka odpowiedzi na nowo odkrywając przed czytelnikiem historyczna prawdę. Wiele miejsca poświęca wciąż budzącej kontrowersje i wątpliwości śmierci gen. Karola Świerczewskiego  (sztandarowej postaci polskiego komunizmu) poniesionej w zasadzce pod Jabłonkami w 1947 roku, działalności i strukturze organizacyjnej wciąż aktywnej  na tym terenie Ukraińskiej Powstańczej Armii, niedobitkom polskiego podziemia niepodległościowego, w tym zgrupowaniu NSZ Antoniego Żubryda. Również zagadkowej śmierci autora „Łun w Bieszczadach Jana Gerharda  w latach siedemdziesiątych które poruszyło opinie publiczna w Polsce wywołując lawinę spekulacji i domysłów.

To, co w tej pozycji podoba mi się najbardziej to sposób w jaki autor porusza się wśród jakże trudnych i  bolesnych dla naszego społeczeństwa i narodu tematach historycznych co skutkuje tym, iż przedstawione przez niego fakty nie są jedynie suchym i encyklopedycznym odbiciem dawnych dziejów. Czytelnik o wiele łatwiej przyswaja i ogarnia nowo nabytą wiedzę zaś ciekawe ujęcie i zrozumiały język powoduje iż chcemy dowiedzieć się zdecydowanie więcej.

 Reasumując, książka  Grzegorza Motyki W kręgu „Łun w Bieszczadach” to bardzo dobrze udokumentowana (na pierwszy rzut oka widać znakomite przygotowanie autora) przemawiająca do czytelnika i co ważne obdarta z ideologicznych  naleciałości w spojrzeniu na bieszczadzki fragment polsko –ukraińskiej przeszłości.

Marcin Dolecki „Jeden z możliwych światów”.

 Motyw podróży w czasie nie jest naturalnie w literaturze niczym specjalnie nowym i odkrywczym, choć oczywiście element ten zawsze pobudza  i rozpala czytelniczą wyobraźnie. Podobnie jest też w odniesieniu do wydanej przez Wydawnictwo Attyka powieści Marcina Doleckiego zatytułowanej „Jeden z możliwych światów”.

Fikcyjna dyktatura (choć jakby trochę znajoma), wszechwładny despotyczny cesarz i młody trochę zagubiony dwudziestolatek Filip, który zbiegiem okoliczności zmuszony został do porzucenia swojego dotychczasowego w miarę uporządkowanego życie  i dramatycznej ucieczki. Cóż, trzeba przyznać iż jeśli chodzi o to ostatnie  uczynił to w sposób wysoce niekonwencjonalny i raczej radykalny. Wraz  ze swoją rówieśniczką ukrywając się przed polityczną policją  w jednym z opuszczonych domów, natykają się na tajemniczy kryształ który jak się okazuje umożliwia podróże w czasie. Tak zaczyna się ich niezwykła podróż ku  dawno minionym  historycznym czasom: starożytności, doby rzymskiego imperium, średniowiecza czy XVII wiecznej Europy (Amsterdam). Owa wędrówka nie ma tu jednak wydźwięku przygodowego,  pełnego fajerwerków, niespodziewanych zdarzeń, zaskakującej i porażającej dynamizmem fabuły i akcji. Staje się ona jedynie punktem wyjścia  do głębokich filozoficznych rozważań o ważnych, fundamentalnych elementach naszego życia i otaczającego nas świata. Naszej duchowości i tego jak przekłada się ona na postrzeganie przez nas  poszczególnych zdarzeń i  ludzi. To ciekawie skonstruowana próba zajrzenia w głąb samego siebie i znalezienia odpowiedzi na odwieczne nurtujące ludzkość pytania  jak choćby te o sens istnienia. Pomagają im w tym napotykani po drodze wielcy filozofowie i myśliciele swoich czasów: św Augustyn, Kartezjusz, hinduski mędrzec Śinkara, czy przedstawiciel głoszonych przez Richarda Dawkinsa ateistycznych poglądów.

 To właśnie owo dość nietypowe i nowatorskie połączenie fantastyki, historii, powieści przygodowej  i filozofii czyni z tej pozycji lekturę zupełnie  niespotykaną (przez to niezwykle interesującą i poznawczą) na naszym wydawniczym rynku. Jest  to właśnie ten zbiór elementów który przyciąga uwagę odbiorców oraz skłania do jej  głębszego poznania. Niebanalność, inteligencja oraz ponadczasowe przesłanie wyłaniające się z treści powoduje iż filozofia (matka wszystkich nauk jak twierdzą niektórzy) jawi nam się bardziej przejrzyście  i przystępnie.

Jej popularyzacja i przeniesienie z akademickich i naukowych gremium na grunt popularno-naukowy, dostępny ( i  co ważne, zrozumiały) dla szerokiej docelowej grupy  czytelników wydaje się być  właściwym celem który przyświecał twórcy i to zdecydowanie  mu się udało. Dla wszystkich spragnionych głębszych doznań i refleksji jest to z pewnością lektura po która warto sięgnąć.

Polecam!!!

Jan Skaradziński „Rysiek”

„W życiu piękne są tylko chwile”

 Wielopłaszczyznowy, niezwykle osobisty a miejscami nawet intymny dokument Jana Skaradzińskiego zatytułowany „Rysiek”, prezentujący nam sylwetkę jednego z największych, najzdolniejszych  i chyba najbardziej barwnych  gwiazd polskiej muzyki rozrywkowej, wokalistę  legendarnego już dziś  zespołu „Dżem” Ryszarda Riedla.

Oparty na bezpośrednich relacjach rodziny, przyjaciół, współpracowników, członków zespołu i wielu innych osób które na przestrzeni lat,  przy różnych okazjach  zetknęły  się z naszym bohaterem. Autor daje nam unikalną możliwość prześledzenie jego biografii od lat najmłodszych spędzonych na Śląsku,  poprzez erę młodzieżowego buntu i fascynacje hipisowską ideologią i stylem życia (zostało mu to już na zawsze), pierwsze  wokalne próby, okres najbardziej spektakularnych (przyciągających na koncerty tysiące wiernych  fanów) muzycznych sukcesów osiąganych z zespołem „Dżem” aż po dramatyczny epilog zakończony śmiercią wokalisty 30 lipca 1994 roku. To wyłaniający się z treści obraz genialnego muzyka, autora testów i postaci potrafiącej swoim głosem i charakterystycznym pełnym swoistej maniery  sposobem śpiewania elektryzować tłumy. To również rys człowieka na którym ślad swój zostawiło nie do końca szczęśliwe dzieciństwo, który nie radzi sobie z trudnymi realiami PRL-owskiej rzeczywistości, własnym życiem osobistym,  typowymi problemami egzystencjalnymi i sztywnymi narzuconymi ramami ówczesnego  przemysłu fonograficznego.

„ Próbowałem pracować, ale nic z tego nie wychodziło. Jakoś nie mogłem się wciągnąć. Robota mnie nudziła. Zatrudniałem się gdzie popadnie i po paru dniach przestawałem przychodzić

Owo brutale zetkniecie się hołdowanej przez niego hipisowskiej wolności (częstokroć wspomaganej przez alkohol i środki odurzające)  z twardymi realiami życia społecznego i zawodowego  przez całe jego życie były w całkowitej sprzeczności stając się z czasem  barierą nie do przezwyciężenia. Czy był to powód dla którego pozwolił by tak głęboko wciągnął go narkotykowy nałóg? Cóż, wiele na to wskazuje, choć  prawdę o  swojej straszliwej i wyniszczającej stopniowo chorobie zna on tylko sam. Z całą pewnością odbiło się to na jego emocjonalnej i psychicznej kondycji.

„Ten człowiek cały czas uciekał przed przymusem – szkolą, wojskiem, pracą od siódmej do piętnastej. Chciał skonstruować swoje życie wolne od przymusu, rygoru, obowiązku.  Bo pojawił się następny przymus – terminy zakontraktowanych koncertów, opłaconego studia. Chciał od tego uciec miedzy innymi przez narkotyki ale one wytworzyły jeszcze ostrzejszy przymus, który nałożył się na pierwszy – i Riedel był w matni”

Oprócz więc wielkich medialnych i muzycznych sukcesów, kuponów odcinanych od sławy obserwujemy rodzinny dramat, niezrozumienie otoczenia, ciągłe kłótnie i niesnaski w łonie grupy (odwołane koncerty, przerywane trasy, zawalone kontrakty, zmieniających się managerów, przesuwanie terminów  w studiach nagrań) które w konsekwencji  doprowadziły do wyrzuceniem go z zespołu  oraz wieloletnie zakończone tragedią zmaganie się z narkotykowym uzależnieniem.

„To, żeby wziąć było dla niego najważniejsze. Dragi dyktowały rytm dnia, długość snu. Po przebudzeniu często szedł pod prysznic,  bo ciepło rozszerza kanały. A kanały miał coraz bardziej pochowane”.

Malowany ptak wśród socjalistycznej szarości, prawdziwy artysta wśród dobrych rzemieślników, osobowość zdecydowanie wybitna i nietuzinkowa,  która swoją twórczością wywarła zdecydowany wpływ na całokształt  ówczesnego  i późniejszego  muzyczno  rynku.

 Publikacja Jana Skaradzińskiego opatrzona   jest licznie  unikalnymi zdjęciami które dokumentują poszczególne etapy życia i twórczości Ryszarda Riedla, zarówno rodzinnego jak i tego związanego z jego artystyczna karierą,   fotokopiami  odręcznie napisanych tekstów piosenek, dyskografią, okładkami płyt i całą gamą wielu innych  ciekawostek.

Mimo iż sam zaliczam się do grona entuzjastów jego twórczości (posiadającym w związku z tym jakąś tam wiedzą w opisywanym temacie)  książka pozwoliła mi  spojrzeć na życie i twórczość tego wokalisty i muzyka  z zupełnie innej, bardzo słabo znanej strony, która rzuciła wiele nowego światła na wydawało by się doskonale znaną nam wszystkim postać. I to jest chyba jej największa zasługa.  Gorąco polecam.