Archive for marzec, 2014

Marcin Przewoźniak „Przepraszam czy tu straszy?”.

„Niedaleko za miastem, tam gdzie ulica zmieniała się, a za supermarketem zaczynał się gęsty las, stał biały dworek z brązowym dachem. Od dawna nikt w nim nie mieszkał,  chuligani omijali go szerokim łukiem, żaden z nich nawet nie próbował wybić szyby. No dobrze, może coś próbował ale dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze uciekał  do domu a potem stary koń z kapturem tulił się do swojej mamy i  pytał czy aby na pewno drzwi wejściowe zamknęła na wszystkie zasuwy”.

 Tak zaczyna się przeznaczona dla naszych najmłodszych fantastyczna książka  pióra Marcina Przewoźniaka „Przepraszam czy tu straszy ?” Pełna humoru, pozytywnych emocji,  wartkiej, ciekawej i  zaskakującej  akcji opowieść o rodzinie Poświatowskich,  którzy nabywają  stojący na uboczu stary dworek. Jak możemy się domyślać już wkrótce okaże się że nie są oni jedynymi  użytkownikami  tego domu a mieszkającą tam rodzina duchów ( Zaświatowskich, a jakże) zrobi wszystko by ich pobyt maksymalnie i radykalnie skrócić. Owe przezabawne starcie dwóch przeciwstawnych sobie światów, dwóch różnych rzeczywistości, realizmu i magii, tworzy fabułę z wielką ilością  niezwykłych sytuacji i zdarzeń ( pobudzającą dziecięcą wyobraźnię) oraz świetne skonstruowanych dialogów z  finałem którego nikt się ni spodziewa. Na wielkie uznanie zasługują  naprawdę bardzo dobrze  wykonane ilustracje Pani Katarzyny Kołodziej tworzące określony klimat i świetnie  komponujące się z całością. W tym wieku  ma to fundamentalne znaczenie i wpływ na odbiór lektury oraz  powoduje łatwiejsze przyswajanie zawartych w niej treści, stając się dodatkowym, bardzo sugestywnym bodźcem. Ogólnie warto pochylić się naprawdę profesjonalnym wydaniem tej publikacji (duży ukłon w stronę wydawnictw Publicat)  która zaopatrzyła  książkę w porządną twardą oprawę, duży format, dobrą jakość papieru i druku, co przy podejściu naszych milusińskich daje jej szanse posłużyć zdecydowanie dłużej.

„Przepraszam czy tu straszy?” Marcina Przewoźniaka to jedno z tych lektur która pod  płaszczykiem rozrywki,  lekkości i przyjemności dotyka również ważnych problemów współczesności: coraz luźniejsze rodzinne więzy, zanikająca tradycje, brak czasu, wchodząca coraz bardziej w nasze życie nowoczesna technologia i szereg innych  procesów które w rozmaitych formach (nie zawsze najszczęśliwszych)  przekładają się na dziecięcy świat. Jak każda porządna opowieść dla dzieci czy bajka staje się też nośnikiem ważnych ponadczasowych prawd i zasad. A wszystko w myśl zasady: bawiąc- uczy. Polecam.

Suren Cormudian „Dziedzictwo przodków”

Miasto twierdza Königsberg. Jej upadek pieczętował los Trzeciej Rzeszy i kończy niemiecką obecność w Prusach Wschodnich,  ale nawet teraz, kiedy wybrzmiały ostatnie akordy globalnej wojny, która zapędziła resztki ludzkości do podziemi są tacy którzy w imię dziedzictwa przodków są gotowi zabijać i ginąć”. 

Kolejna odsłona post-apokaliptycznej i post-nuklearnej wizji świata po  globalnym Kataklizmie, wpisująca się w kultowy już  projekt Dmitry’ego Glukhovsky’ego „Metro 2033”. Po Moskwie,Wenecji, Petersburgu, Watykanie  przyszedł czas na Kaliningrad (dawne  niemieckie miasto – twierdze Königsberg), a to za sprawą powieści Surena Cormudiana zatytułowanej „Dziedzictwo przodków”. Obserwuje od pewnego czasu, iż  kolejne pojawiające się  tytuły tego Uniwersum  coraz bardziej zmieniają pierwotną koncepcje, rozciągając i wzbogacając świat przedstawiony, zmieniając  i dodając  nowe elementy, tworząc nowe wizje i  poszerzając literacką przestrzeń.  Coraz częściej fabuła i akcja  wychodzi na powierzchnię  a charakterystyczne metro i jego stacje  z powodzeniem zastępują średniowieczne katakumby ( jak w przypadku ‘Korzeni niebios” Tullio Avoledo) czy tak jak tu stare, podziemne hitlerowskie tunele, bunkry i ukryte magazyny.  Moim zdaniem to bardzo dobrze, gdyż  wprowadza do ogólnie zarysowanego fabularnego tła odrobinę świeżości i nieprzewidywalności, dzięki czemu nie grozi nam schematyczność, powtarzająca się rutyna i powolne wypalenie się tego świetnie pomysłu. Najlepszym  tego przykładem i potwierdzeniem tej tezy jest prezentowana tu lektura.

Königsberg  stolica  dawnych Prus Wschodnich. Na zgliszczach tego niegdyś wspaniałego i dumnego  miasta, nieliczne ocalałe z zagłady grupy ludzi,  zgrupowane w kilku koloniach, krok po kroku i dzień po dniu walczą o przetrwanie w niezmiernie trudnych warunkach bytowych, narażeni na groźne promieniowanie, toksyczne gazy, niosące śmierć  mgły, rozmaite skażenia oraz niebezpieczne zmutowane formy życia.  

„Po niebie niczym strzały przemknęły rzadkie obłoki pędzone przez nieznaną siłę, huk narastał, aż nagle do lasu wdarł się huragan, potężną falą pyłu wyrywając z korzeniami młode drzewa i łamiąca stare. Fruwające krzaki zamieniły się w niekończącą się ulewę, ścianę kurzu, kamieni, ziemi, która porwała stojące na skraju lasu samochody i ludzi”.

 Niestety kolejne niebezpieczeństwo pojawi się ze strony której z pewnością nikt się nie spodziewał. Co oznacza hitlerowska flaga zetknięto na najwyższym punkcie wybrzeża? Kim są zamaskowani i mówiący po niemiecku żołnierze, którzy zaatakowali jeden z rosyjskich obozów? Co sprowadziło ich w to miejsce? Czy mają  z tym coś wspólnego wciąż owiane tajemnicą  podziemia Piątego Fortu? Czy zagrożonej społeczności uda się przetrwać?

„Dziedzictwo przodków” jak przestało na część szerszego cyklu świetnie  i niezmiernie sugestywnie wpisuje się w znaną nam stylistykę i utrzymuje charakterystyczny, lekko mroczny klimat opowieści. Niezmiennie kreśli pełen grozy, strachu i nieustającego zagrożenia obraz ludzkości która musi przystosować się do nowej rzeczywistości ze wszystkimi tego dramatycznymi konsekwencjami (nie braknie wśród niech naturalnie przejawów  niczym nieuzasadnionej przemocy, brutalności i  okrucieństwem). Ciekawa, tajemnicza i pobudzająca wyobraźnie  intryga,  wciągająca od pierwszych stron dynamiczna akcja oraz nieźle zarysowane kreacjo bohaterów (oraz całych społeczności) powoduje iż podczas czytania nuda nam z pewnością nie grozi.

Powieść Surena Cormudiana „Dziedzictwo przodków” uszczęśliwi z całą pewnością wszystkich fanów „Uniwersum Merto 2033” a tych odbiorców  którzy nie mieli wcześniej okazji zetknąć się z tym projektem z pewnością zachęci do jego poznania.

Stephen E. Ambrose „Obywatele w mundurach”

Jest to opowieść o szeregowcach i młodszych oficerach, o ludziach którzy uczestniczyli w walkach. Mówi o tym kim byli, jak walczyli, dlaczego walczyli, jak wytrwali i  jak zwyciężyli”.

Literatura dotycząca wydarzeń drugiej wojny światowej jest tak ogromna i rozbudowana iż obejmuje  swoim  zasięgiem niemal jej wszystkie, militarne, polityczne i społeczne aspekty. Dotyczy to zarówno  pozycji popularnonaukowych, przez typowo historyczne aż po pełne i  drobiazgowe  opracowania technologiczne. Moim jednak zdaniem, elementem  który  wnosi do naszej wiedzy najwięcej  i najbardziej poszerza nasze spojrzenie na ten (innym formom oczywiście nic nie ujmując)  straszny i krwawy  XX –wieczny konflikt są  bezpośrednie relacje świadków i uczestników omawianych wydarzeń,  w naturalny sposób pozbawione pojawiających się z biegiem czasu różnych ideologicznych, światopoglądowych i wymuszonych aktualna sytuacją polityczna  przekłamań i  naleciałości, owocujących niekiedy  wybielaniem jednych a  kolorowaniu innych faktów.  Jedną z takich właśnie książek opartych na bardzo osobistym materiale porównawczym i badawczym,  na który składają się pisane na gorąco relacje, listy do rodzin i przyjaciół, dzienniki,  szczere, niemal intymne wspomnienia  jest   książka Stephena E. Ambrose’a  zatytułowana  „Obywatele w mundurach”.  Jest to niezwykle interesujący, zwłaszcza z  naszego współczesnego punktu widzenia, i  dramatyczny  obraz zmagań amerykańskiej (w  większości) armii toczącej boje na Froncie Zachodnim  widziany z perspektywy zwykłego szarego żołnierza: walczącego na pierwszej linii zbrojnych działań,  zmagającego się z niedostatkiem zaopatrzenia, brudem, głodem, niekompetencję dowódców, własnym strachem i samym sobą…

 „Prawie przez cały czas byliśmy straszliwie przemarznięci, okropnie zmęczeni i śmiertelnie przerażeni. Byliśmy jednak wtedy młodzi i silni, posiedliśmy cudowną odporność młodości i  miło tych wszystkich cierpień,  strachu, nienawiści, wojna była dla nas także wielką, choć zawsze groźną przygodą. Ani jeden z nas nie chciałby przeżyć jej jeszcze raz, ale wszyscy jesteśmy dumni z tego że przeszliśmy tak ciężką próbę i wyszliśmy zwycięsko. Jeśli czegoś  żałujemy, to tylko tych przyjaciół którzy nigdy nie wrócili”.

 To autentyczne historie, młodych ludzi (wyrwanych ze swoich środowisk i domów) którzy wcale nie palili się do udziału w wojnie w odległej dla nich Europie, niekiedy bardzo  dalekie od kreowanych przez Hollywoodzki przemysł filmowy  bohaterskich, kryształowo czystych, ludzkich postaw. Towarzyszymy mi w czasie walk na lądzie i w powietrzu, wśród żywopłotów Normandii, na linii Zygfryda, w Ardenach, nad  Renu aż do samego zwycięstwa  i upadku III Rzeszy. Lektura dotyka chyba większości wojennych i  okołowojennych aspektów militarnych działań na tym froncie ( również personel medyczny  i rozmaite służby pomocnicze i techniczne) w których amerykańska armia miała swój udział. Znacznie poszerza naszą wiedzę dotycząca tej wciąż fascynującej tematyki w czym ogromna zasługa świetnego literackiego warsztatu autora, który znakomicie odnajduje się w gąszczu postaci i relacji, nie przytłacza czytelnika nadmiarem informacji a robi  to w sposób ciekawy, przystępny i  zrozumiały nawet dla laika.

 „Obywatele w mundurach” Stephena E. Ambrose’a to świetnie napisana pozycja dla wszystkich interesujących się drugą wojną światową  i chcących  poznać bezpośrednie racje ludzi którzy brali w niej udział.

Magdalena Biniaś–Szkopek „Bolesław Kędzierzawy”

 Okres rozbicia dzielnicowego, zapoczątkowany testamentem Bolesława Krzywoustego z 1138 roku, jakbyśmy go negatywnie nie ocenili, jest bez wątpienia jednym z najbardziej burzliwych, dramatycznych i skomplikowanych  czasów  w historii polskiego średniowiecza. Z tego też powodu główni bohaterowie owych trudnych lat, wpisani w głęboki historyczno –polityczny rys, z całą pewnością zasługują na bliższe poznanie.  W tym kontekście na szczególne względy zasługuje  również Bolesław Kędzierzawy, drugi pod względem starszeństwa żyjący syn Bolesława Krzywoustego  i jego drugiej żony Salomei,  córki hrabiego z Bergu. Człowiek, którego splot nieszczęśliwszych i niespodziewanych, jak to często w historii bywa, wypadków i zdarzeń (śmierć dwójki starszych braci Leszka i Kazimierza) postawił nagle w pozycji najstarszego z książąt juniorów i realnego pretendenta do korony polskiej.   Książka Magdaleny  Biniaś–Szkopek zatytułowana „Bolesław Kędzierzawy”  kreśli nam właśnie biograficzny obraz   tego władcy (chyba nazbyt krytycznie ocenianego przez potomnych ) od wczesnej młodości, spędzonej pod kuratela matki (kobiety o bez wątpienia silnej osobowości i politycznym zmyśle), w okresie rządów jako księcia Mazowieckiego i w tym najważniejszym  przedziale czasowym, jako zwierzchnika całej Polski. Autorka w sposób niesłychanie interesujący i  barwny a co za tym idzie  bardzo przystępny (bez najmniejszych problemów trafiający nawet do słabo zorientowanego w tej tematyce czytelnika) przedstawia najważniejsze etapy jego życia i sprawowanych rządów:  pierwsze kroki w dorosłość, rządy senioralne Władysława Wygnańca,  skomplikowana sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna kraju,  objecie przywództwa nad koalicją młodszych książąt, bezpardonowa walka i przejecie władzy, interwencja niemieckiego cesarza Fryderyka Barbarossy zakończona hołdem lennym, walki wewnętrzne, stosunki z kościołem, działalność gospodarcza i  fundacyjna, próby podboju i chrystianizacji Prus, utrata Śląska i działania zmierzające do jego odzyskanie  itd.

„Jako pierwszy i długo jedyny zasiadał przez ponad dwadzieścia lat na tronie wielkoksiążęcym. To jego rządy utrzymujące pokój i stabilizacje w kraju, sprawiły że Polska przez pierwszy okres rozbicia dzielnicowego przeszła w miarę spokojnie i nie uległa dalszym podziałom, a społeczeństwo i gospodarka mogły się rozwijać

Opierając się na zachowanych archiwalnych dokumentach i kronikach oraz współczesnym dorobku archeologicznym i badawczym,  próbuje nam przybliżyć sylwetka tego władcy i jego czasy. Cele które mu przyświecały, motywy którymi się kierował podejmując takie a nie inne decyzje, kierunki polityki które wyznaczał i szereg różnorakich czynników, częstokroć zupełnie niezależnych od niego, które wpłynęły i  ukształtowały jego określony wizerunek wśród potomnych.

 „Przemiany które dokonywały się podczas jego panowania zachodziły spokojnie, bez większych wojen i konfliktów. Warto podkreślić że pewne ustępstwa na rzecz innych książąt i możnowładztwa były w tym czasie jedyna drogą”.

Z pokorą należy więc  pochylić się nad dziejami człowieka i władcy który wyraźnie odcisnął swoje piętno na historii naszego państwa i narodu.  Bardzo dobrze napisana biografia Bolesława Kędzierzawego, pióra Magdaleny  Biniaś–Szkopek z pewnością nam w tym pomoże.

Władysław Wilk „Dziennik Snajpera”

 „My zawsze byliśmy wolni. Można nic nie mieć, żyć w kraju podbitym przez wrogów i zachować wolność. Czeczeniec rodzi się i umiera jako wolny człowiek. Nie można w nas tego złamać”.

Kiedy w 1994 roku wybuchła pierwsza wojna czeczeńsko –rosyjska,  oczy całego świata  zwróciły się na tą  małą  kaukaska republikę. Starcie przysłowiowego Dawida z  Goliatem spowodowało, oczywiście, fale sympatii oraz rożnego rodzaju manifestowanego poparcia dla walczących o wolności czeczeńskich bojowników. Nikomu chyba jednak, tak naprawdę, nie przyszło wtedy do głowy że przeogromna rosyjska machina wojenna połamie sobie zęby  w starciu z tak wielką desperacja i wolą walki o niepodległość i suwerenność swojego państwa.

Dziś dzięki Wydawnictwu  War Book  mamy unikalną możliwość spojrzeć na te wojnę zupełnie inaczej,  od środka, trzymając w ręku wspomnienia Władysława Wilka, polskiego korespondenta wojennego który widząc dramat i tragedią tego narodu zamienił aparat fotograficzny na karabin i  przyłączył  się do jego walki. Konsekwencja tej niełatwej decyzji  jest wstrząsającą relacja  z  wciąż mało nam znanego  teatru wojny którą nasz bohater w pocie, krwi  i znoju  u boku Czeczenów toczy z radzieckim najeźdźcom. Znajdziemy tu wszystko: codzienność partyzanckiego życia, wszechobecność śmierci, nieustające zagrożenie, strach, ból, zmęczenie, dramatyczne moralne i życiowe wybory.

„Byłem już tutaj prawie tydzień. Tutaj – to znaczy w okopach na górze Rozenkort, z bronią w ręku, bo w ogniu tej wojny kąpałem się od dwóch lat. Wierzyłem, że jest to wojna szlachetna i sprawiedliwa. Pewnie byłoby mi trudno strzelać, gdybym w to nie uwierzył. Zapewne nie mógłbym wtedy tego robić. Wolałem tak o sobie myśleć, chociaż całkiem możliwe, że prawda była inna. Może jej jeszcze nie znałem”.  

Podana bez znieczulenia, nasycona emocjami, obdarta z literackiego patosu i taniej medialnej bohaterszczyzny, ukazuje nam  porażający sumienie obraz wojny nie tylko w  jej polityczno- militarnym wymiarze (znajdzie się tu również miejsce na prawdziwą przyjaźń i miłość).

Jest to dla czytelnika na tyle ciekawe iż mamy możliwość spojrzeć na ściąg toczących się tu wydarzeń z naszej polskiej (słowiańskiej),  nacechowanej  historycznie, społecznie i obyczajowo, perspektywy. Cenne, zwłaszcza w zestawieniu z zupełnie nam obcą kaukaską kulturą, przepełniona rozmaitym i często dla nas niezrozumiałymi,  nakazami, zakazani, tradycyjnymi i  religijnymi normami, (nie mówiąc już zupełnie o tych dotyczących obecnych w oddziałach egipskich, afgańskich, tureckich i innych  mudżahedinów).

Ahmed, podobnie jak Maharbek, był wahhabitą. Nie bardzo orientowałem się, na czym polega odrębność ich wierzeń w świcie islamu. Zdaje się że nie uznawali żadnych proroków, oprócz Mahometa. W porównaniu z muzułmanami sunnickimi,  a Czeczeńcy byli sunnitami poglądy wahhabitów brzmiały bardzo ortodoksyjnie”

 Książka Władysława  Wilka „Dziennik Snajpera” to naprawdę znakomita, pełna nowych, częstokroć zupełnie  nieznanych nam faktów, pozycja dla wszystkich tych, którzy w o historii najnowszej chcą wiedzieć zdecydowanie więcej niż przeciętni odbiorcy. To również, z czego się bardzo cieszę, pierwsza cześć szerszego cyklu zatytułowanego „ Kondotierzy” będącego opowieścią o Polakach walczących na różnych frontach współczesnej Europy i Świata.