Archive for wrzesień, 2014

Robert Galbraith „Jedwabnik”

„Niebezpieczeństwa jak gwiazdy –najjaśniej święcą w ciemności”.

Po lekturze „Wołania kukułki” pierwszej odsłony losów londyńskiego prywatnego detektywa Cormorana Strike,  pióra Roberta Galbraitha (a właściwie jak wszyscy już wiemy J.K. Rowling) spodziewałem się solidnej, niezmiernie ciekawej, zaskakującej i dobrze napisanej powieści detektywistycznej.  I nie zawiodłem się. Otrzymaliśmy porządnie skonstruowany, interesujący, klimatyczny i świetnie się czytający kryminał, z wciągającą intrygą i właściwie stopniowanym napięciem które nie opuszcza nas od pierwszej do ostatniej strony.

Tym razem, kolejna  zagadka dotyczyć będzie pewnego brytyjskiego pisarza (niezbyt wysokich lotów) który zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach i mimo usilnych poszukiwań oraz starań żony nie dawał znaków życia. Jak się już wkrótce okaże, nie ma go już wśród żywych ( zostaje brutalnie zamordowany) zaś wykrycie zbrodni oraz odkrycie tego kto jej dokonał staje się główna osią powieści. Nieoczekiwanie, okazuje się że kluczem do wyjaśnienia tej śmierci jest rękopis powieści denata na kartach której ujawnił on i bezceremonialnie obnażył  wszystkie ciemne sprawki i grzeszki londyńskiego środowiska literackiego: małżeńskie zdrady, kłamstwa,  uzależnienia, perwersji itd. Zadanie to jest jednak tym trudniejsze iż moc ujawnionych materiałów doprowadziła  do tego iż  liczba potencjalnych osób życzących autorowi gwałtownej śmierci gwałtownie wzrosła…

„Po śmierci Owena dotarło do nas co się stało. Ludzie kasują meile jak wariaci, udają że nigdy nie widzieli tej książki i nie wiedzą jak się skończy”.

Oczywiście, w myśl klasycznego schematu  motorem przewodnim powieści pozostaje rozwiązanie kryminalnej zagadki, ale cieszy mnie fakt iż pisarz nalazł również miejsce na rozbudowanie i pogłębienie postaci głównych bohaterów Cormorana Strika i Robin Ellacott(dotyczy to zwłaszcza ich przeszłości oraz sfer psychologiczno- emocjonalnych) nakreślenie relacji miedzi nimi samymi z jednej strony jak i osobami odgrywającymi istotna rolę w ich życiu osobistym z drugiej (Matthew, Charlotte). Jest to z pewnością jeden z tych elementów który w sposób bardzo pozytywny wpłynął na klimat i literaci odbiór tej lektury. Jest nim również przeniesienie fabuły z oświetlonego błyskiem fleszy i wszędobylskich kamer świata angielskich  celebrytów (znanego nam z części pierwszej)  do szeroko pojmowanego środowiska ludzi pióra  który wbrew pozorom nie jest ostoja kultury, spokoju, debaty i przyjacielskich uczuć…

„Ten głupi pomylony drań dopiekł nie tylko Fancourtowi, prawda? Jej też ha, ha! I cholernemu Danielowi, i mnie, i wszystkim. Wszystkim.”

Polecam ta pozycje wszystkim miłośnikom gatunku oraz tym  którzy chcą po prostu poznać świetnie napisaną i bardzo ciekawą historię, osadzoną w scenerii naszych północnych sąsiadów.

„Jeńcy wojny polsko-rosyjskiej 1919-1920”

Ilekroć zbliżają się obchody dotyczące mordu dokonanego na oficerach polskich w lesie  katyńskim 1940 roku, ze strony rosyjskiej (czy wcześniej radzieckiej) zaraz pojawiają się głosy i oskarżenia mówiące o śmierci  tysięcy  żołnierzy Armii Czerwonej,  którzy w wyniku działań wojennych 1919-1920 roku stali się jeńcami naszego państwa. To cyniczna  próba zestawienia, zrównania i co za tym idzie w jakimś stopniu usprawiedliwienia świadomej, masowej, usankcjonowanej i zleconej przez najwyższe czynniki państwowe eksterminacji polskich obywateli, która znalazła i nadal znajduje u wschodniego sąsiada wielu gorących orędowników. Problem ten urósł z  czasem do rangi międzynarodowej  i choćby z tego względu konieczne stało się powstanie rzetelnych, podpartych merytorycznie opracowań i publikacji rzucających właściwe światło na ten ważny historyczni wątek. Do takich właśnie pozycji należy książka Lecha Wyszczelskiego zatytułowana „Jeńcy wojny polsko-rosyjskiej 1919-1920”

To licząca  ponad pięćset stron,  bardzo solidne, gruntowne i wielopoziomowo udokumentowana historyczna publikacja, która przybliża wszystkim zainteresowanym ten trudny i bolesny temat. Autor przedstawia nam sytuację radzieckich jeńców wojennych, wpisując ją w szeroki historyczno-polityczny kontekst tamtych czasów, bez zrozumienia którego  bardzo trudne będzie zrozumienie realiów i wydarzeń które rozegrały się w naszym kraju w latach 1919-1920. Dotyczy on nie tylko samej wojny polsko-bolszewickiej (choć naturalnie w lekturze poświecono jej sporo miejsca ) i reperkusji jaką ona niosła dla obydwu walczących stron, ale również sytuacji międzynarodowej w jakiej znalazło się młode państwo polskie po niemal 123 latach niewoli. Zmagające się z szeregiem wewnętrznych i zewnętrznych problemów, dopiero krzepnące, organizujące się na wielu płaszczyznach i walczące o granice, co też w sposób bezpośredni czy pośredni przekładało się na losy pojmanych w wyniku wojennych zmagań żołnierzy Armii Czerwonej.

 „Tematu jeńców w tej wojnie nie da się oderwać od  ogólnego przebiegu działań militarnych,  zwłaszcza wynikających z dynamiki wojny. To ona miała bezpośredni wpływ na liczebność jeńców, a w efekcie na warunki egzystowania w miejscach odosobnienia. Dlatego do kwestii jeńców z Armii Czerwonej  w polskiej niewoli można ustosunkować się wyłącznie w kontekście mających miejsce wydarzeń, w szczególności niezwykle trudnej sytuacji aprowizacyjnej oraz materialnej Polski, będącej pokłosiem I wojny światowej toczonej na jej ziemiach, oraz wojen o granice w latach 1918-1919”.

W oparciu o niezwykle bogaty materiał dowodowy pisarz zapoznaje czytelnika z problematyką obozów jenieckich na naszym terytorium, tego gdzie się mieściły, (np. w Tucholi, w Strzałkowie czy Brzesciu Litewskim) jak wyglądały, na jakich zasadach i w oparciu o jakie przepisy prawne funkcjonowały oraz z jakimi codziennymi problemami się borykały: kłopoty z aprowizacją, brak lekarstw, niewystarczająca ilość miejsc (zwłaszcza po Bitwie Warszawskiej) a zwłaszcza szalejące i dziesiątkujące uwięzionych  ludzi epidemie: tyfusu, czerwonki, grypy czy cholery.

„Warunki sanitarne w kraju w  analizowanych latach były niezwykle trudne. Ludność dziesiątkowały epidemie  i przedwczesna umieralność z uwagi na ogólne wyczerpanie i niedożywienie. Na głód cierpiała wówczas ogromna cześć społeczeństwa cywilnego, odczuwany był więc także w szeregach armii , nietrudno zatem zrozumieć , że odczuwali go także jeńcy

Dementuje i obala narosłe wokół tego tematu mity, przekłamania czy jawne historyczne fałszerstwa, którymi co jakiś czas raczy nas strona rosyjska, dotyczące np: liczby ofiar zmarłych w naszych obozach, ( co jest o tyle dziwne i jednostronnie tendencyjne iż już dawno połączone komisje polsko –rosyjskich historyków i badaczy zweryfikowały i wspólnie ustaliły liczbę ofiar), warunków bytowania czy oskarżeń dotyczących świadomej i planowej zagłady jeńców. Zdają się zupełnie nie dostrzegać iż w analogicznym okresie wśród polskich jeńców, którzy mieli to nieszczęście  znaleźć się obozach na wschodzie, śmiertelność była o wiele wyższa oraz tego iż na mocy obustronnych porozumień umożliwiających powrót  uwięzionych do swoich krajów ( Rosjanie wielokrotne opróżniali i sabotowali tą akcję) ogromna liczba ich rodaków  nie przejawiła chęci powroty do „komunistycznego raju” zasilając walczące z bolszewikami oddziały atamana Symona Petlury, białogwardyjskiego gen. Borysa Peremykina czy gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza,  co też ma tu naturalnie swoja wymowę.

Książka  Lecha Wyszczelskiego „Jeńcy wojny polsko-rosyjskiej 1919-1920” oprócz niewątpliwych walorów historycznych i poznawczych, staje się też wyraźną barierą oddzielającą historyczną prawdę  od propagandowych narzędzi bieżącej międzynarodowej polityki. Możemy żywić tylko nadzieje iż doczekamy się kiedyś czasów gdy możliwe się stanie się  otwarcie przepastnych rosyjskich archiwum,  dzięki czemu ta  problematyka będzie miała szanse być zbadana jeszcze dokładniej i  wnikliwiej. Chyba wszyscy sobie tego życzymy.

Sebastian Reńca „Niewidzialni”.

„Jedynie prawda jest ciekawa”. Józef Mackiewicz.

 Zdarza się w naszym życiu czasami tak, że błahe i z pozoru zupełnie nie związane ze sobą wydarzenia (niekiedy bardzo odległe jeśli chodzi o czas i miejsce w których się rozgrywają) potrafią zogniskować wokół siebie grupę  obcych sobie  ludzi, tworząc przyczynowo –skutkowy ciąg zdarzeń których finał jest naprawdę trudny do przewidzenia. Tak jest też właśnie w nowej i bardzo dobrze napisanej powieści Sebastiana Reńca ”Niewidzialni”. Bo cóż takiego łączyć może umierającego (w wyniku przedawkowania narkotyków) polskiego emigranta w holenderskiej dzielnicy nędzy, zmagającego się z traumą osobistych przeżyć i alkoholem polskiego dziennikarza  śledczego, wyrwaną  z sekty, mieszkającą w Wilnie młoda litewską malarkę, przytłoczonego pracą doświadczonego policjanta, szanowanego akademickiego wykładowcę z poplątana i niejasną przeszłością, wciąż nie mogącego się pogodzić z tragiczną śmiercią córki styranego życiem ojca, odnoszącą zawodowe sukcesy szefową dużego wydawnictwa i dziewczynę szukającą prawdy o swoim pochodzeniu. Okazuje się że całkiem sporo, a wspólnym mianownikiem okazuje się  bardzo tajemnicze samobójstwo sprzed lat, młodej polskiej opozycyjnej działaczki. Tak zawiązuje się niezwykle ciekawa intryga, która od początki chwyta czytelnika za przysłowiowe  gardło, trzymając w napięciu  od pierwszej do ostatniej strony.

Autor po raz kolejny (jego wcześniejsza powieść „Z cienia” odnosi się do  tematyki tzw. „Żołnierzy Wyklętych”) podejmuje i dotyka niezwykle bolesnej dla nas Polaków tematyki rozliczeń z własną przeszłością, nie zamkniętymi rozdziałami jej historii i wciąż straszącymi nas demonami komunistycznych czasów. Wiedzie nas od   mrocznych czasów PRL-u lat osiemdziesiątych,  gdzie walka z niepodległościową opozycją ( spod znaku KOR-u, „Solidarności”, KPN-u i innych organizacji) przybiera brutalną i bezpardonowa formę, aż po czasy nam współczesne, gdzie wiele z tych zbrodni wciąż okryte jest  mgłą tajemnicy i zmową milczenia. Niestety, w obliczu słabości III Rzeczypospolitej, dawni oprawcy z UB i SB odpowiedzialni za szereg najohydniejszych zbrodni poprzedniego systemu,  mający na rękach krew swoich rodaków, nadal czują się bezpieczni i  bezkarni. Kolejne procesy sądowe umarzane są z braku wystarczających dowodów albo kończą się wyrokami uniewinniającymi (świadkowie nagle doznają amnezji, dowody winy giną, następuje przedawnienie, sędziowie są niezwykle pobłażliwi). Nadal są świetnie zorganizowani i zakonspirowani, przeniknęli niemal do wszystkich dziedzin życia politycznego i publicznego, posiadają rozległe wpływy i koneksje. W ich rękach znajduje się również rzecz najważniejsza, archiwum dawnych służb specjalnych, w którym znajduje się tysiące teczek i mikrofilmów,  przez które wiele osobistości z elit władzy i pierwszych stron gazet nie może spać spokojnie. Wszyscy słyszeliśmy oczywiście o wielkich i głośnych mordach tego okresu, jak  sprawa ks. Jerzego Popiełuszki czy Grzegorza Przemyka, lecz nikt z nas naturalnie nie wątpi  iż było ich o wiele więcej, choć  przez lata nie ujrzały światła dziennego  i być może nie ujrzą go już nigdy. Opozycyjni działacze którzy nagle znikają bez śladu,  popełniają samobójstwa,  giną pod kołami pociągów i ciężarówek, wypadają z okien, zostają śmiertelnie pobici przez nieznanych sprawców (instytucja „nieznanych sprawców” stała się niestety w Polsce tego okresu już nie mam symboliczna). Jedno z takich właśnie wydarzeń (dotyczące autentycznej historii Joanny Kepińskiej) i prób odkrycia, po latach, prawdy  stało się właśnie kanwą opisywanych w tej powieści wydarzeń.

Przyznam się szczerze  iż książka Sebastiana Reńca  jest jedną z lepszych pozycji, jakie ostatnio miałem okazję przeczytać. Uderza realizmem zdarzeń  i zachowań, oraz dociekliwą obserwacją naszej rodzimej rzeczywistości. Autor znakomicie prowadzi intrygę, właściwie stopniuje napięcie i tworzy własną niepowtarzalną lekko mroczną aurę zagrożenia, która niczym gęsta tropikalna mgła oplata przedstawione w powieści postacie. Uderza dużą dbałością o szczegóły i dobrą znajomością historycznych realiów, zwłaszcza w odniesieniu do wydarzeń z najnowszej historii Polski . To obraz brutalnego, wynaturzonego, okrutnego i cynicznego świata PRL-owskich służ specjalnych(  inwigilacja, tajni współpracownicy, podsłuchy , taśmy, donosy, anonimy, szantaże, zastraszanie, pobicia, tortury, więzienia i zwykłe polityczne mordy ). Wychodzą na jaw ciemne, skrzętnie przez lata skrywane tajemnice przeszłości, dotyczące ludzi, miejsc i zdarzeń które miały miejsce w komunistycznej Polsce, oraz po jej upadku w dobie tzw. demokracji. 

Za względu na bardzo ważny historyczny kontekst, wymowę oraz świetne pióro  powieść ”Niewidzialni”  to zdecydowanie jedna z tych pozycji literackich, która na długo zapadnie w naszą pamięć i zmusi (mam nadzieje) do pewnych głębszych refleksji. Polecam.

Paweł Majka „Dzielnica obiecana”

 Na nasz księgarski rynek trafiła w końcu długo oczekiwana polska odsłona kultowego i  cieszącego się ogromna popularnością projektu Dmitryja Glukhovsky’ego „Uniwersum Metro 2033”, pióra Pawła Majki zatytułowana „Dzielnica obiecana”. Wybór jest bardzo trafiony bo widać iż nasz pisarz doskonale odnajmuje się w tej  tematyce, podobnie jak poprzednio  skupiającej się wokół ocalałych z nuklearnej zagłady mieszkańców (tutaj Krakowa i Nowej Huty), ukrywających się przed skażeniem i zabójczym promieniowaniem. Autor trzyma się naturalnie pewnych określonych, charakterystycznych dla cyklu ram, dotyczących min: futurystycznej wizji świata jaki powstał po tej tragedii, określonego klimatu, scenerii  i wynikających z tego ludzkich zachowań i postaw. Stać go jednak na to (i bardzo mnie to cieszy) by wybiec trochę do przodu, dodać nowe elementy, nowe pomysły i tchnąć powiew świeżości w trochę  już „zczytane”  schematy. Nie chciałbym by zabrzmiało to jak narodowe poplecznictwo, ale wydaje mi się iż odbiór tej lektury przez rodzimego czytelnika jest o wiele pełniejszy  a sama fabuła bogatsza i bardziej wielowymiarowa. Częstokroć, czytając wcześniejsze powieści ( w których akcja rozgrywała się np: w Moskwie, Petersburgu, Kaliningradzie czy Rzymie) łapałem się na tym iż miejsca przedstawiane i opisywane przez autorów są dla nas tylko suchymi nazwami (czasami coś nam mówiącymi, a czasami i nie)  bez głębszych treści, skojarzeń, przesłań i podtekstów, w  przeciwieństwie zapewne do ich mieszkańców.  Tak samo jest i w tym przypadku. Dla nas Polaków,  Kraków, Nowa Huta, Wawel, Kościół Mariacki mają swoją symbolikę, wymowę i  są odbiciem naszej historii, tradycji i państwowości, zaś potwór z pieczary pod zamkiem,  podobnie jak postać z ratuszowej wierzy kojarzy nam się jednoznacznie. Nawet nowohuccy komuniści (a jakże), mieszkańcy Muzeum, czy nawiązujący do starych słowiańskich Bogów nacjonaliści wydają nam się (z perspektywy naszych dziejowych doświadczeń)  jacyś bliżsi, a ich motywy i poczynania bardziej zrozumiałe i przystępne.

Wszystko to powoduje (przynajmniej w moim osobistym odczuciu) że fabuła, akcja oraz związana z nią ciekawa intryga, połączona z  szeregiem powieściowych wątków bardziej pobudza nasza wyobraźnie, gdyż dotyczy miejsc (już po globalnej katastrofie) które dobrze znamy.

A dzieje się naprawdę sporo. Dwójka młodych uciekinierów z bunkra, pomagający im przetrwać doświadczony stalker (zwany Duchem), pościg elitarnego wojskowego oddziału, walka o władze, intrygi, zdrada, nawiedzeni komuniści, bandyci wszelkiej maści,  kanibale, potwory, demony, stada ogromnych szczurów, watahy zdziczałych psów i jednomyślne ptaki. A nad tym wszystkim prowadzona przez tajemniczego, mrocznego króla, przerażająca i okrutna  horda, niszcząca na swej drodze wszystko i wszystkich, zdobywająca kolejne bastiony nielicznej ocalałej ludzkości. To oddziałująca na czytelnika wizja brutalnego, zrodzonego z apokalipsy świata, w którym prawie nic nie jest takie jak z pozoru wygląda a ludzie są niekiedy gorsi niż zrodzone z popromiennych mutacji monstra.

  „Dzielnica obiecana” Piotra Majki to z całą pewnością lektura która zapewni nam ( i nie mam na myśli tylko zagorzałych  fanów METRA 2033) dobrych kilka godzin, naprawdę ciekawej, niebanalnej i wciągającej rozrywki. Ciekawy zamysł, porywająca, dynamiczna  i potrafiąca zaskoczyć akcja w połączeniu z bogactwem świata przedstawionego, powoduje iż książkę  znakomicie się czyta a napięcie i ciekawość tego co wydarzy się dalej towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej strony.

Zmieniające się w ostatnich latach II wojny światowej wektory europejskiej geopolityki doprowadziły do tego iż kraj nasz  (oczywiście w bardzo zmienionych granicach) na niemal pięćdziesiąt lat stał się obszarem stacjonowania  „bratnich” oddziałów Armii Czerwonej. Przez kilka dobrych dekad aż do 17 września 1993 roku, kiedy to symbolicznie pożegnał ich prezydent Lech Wałęsa, były one integralną częścią ówczesnego polityczno – militarnego układu sił  na świecie, straszakiem i ważnym elementem nacisku na rządy i przywódców państw bloku socjalistycznego (powstanie węgierskie czy inwazja w Czechosłowacji 1968 roku  są tego jak najbardziej jaskrawym, choć przecież  nie jedynym,  przykładem). Wielotorowy i wielopoziomowy wymiar tej długotrwałej obecności, zarówno w szerokim kontekście historycznym, wojskowym, politycznym lecz również gospodarczym i społecznym przez lata był tematem tabu i pilnie strzeżoną tajemnicą państwową.  Transformacja ustrojowa z 1989 roku i lata postępującej demokratyzacji życia publicznego (w rożnego jego aspektach) pozwoliły w końcu gronu historyków i badaczy zmierzyć się z tą  trudną tematyką. Funkcjonujące od lat w przestrzeni regionalnej  czy rodzinnej, powtarzane, często szeptem, informacje, opowieści, wspomnienia i plotki przybrały wreszcie formę rzetelnych, merytorycznie  uzasadnionych  i solidnie udokumentowanych publikacji.

Do jednych z takich właśnie książek należy zbiorowa praca Gdańskiego Instytutu Pamięci Narodowej zatytułowana  „Armia czerwona/radziecka w Polsce w latach 1944-1993. Studia i szkice, pod redakcją Krzysztofa Filipa i Mirosława Golona.

Jest to zbiór niezwykle interesujących, ułożonych chronologicznie artykułów (pisanych w oparcie o bogaty materiał dowodowy  i konkretne przykłady ) obrazujących nam pobyt  i funkcjonowanie Armii Radzieckiej na przestrzeni lat, na terenie naszego kraju. Dotyczy to zarówno takich  bardzo kojarzonych z tym faktem miejsc jak Legnica (gdzie mieściło się przecież dowództwo wojsk sowieckich ) czy Borne Sulinowo, poszczególnych regionów ( Pomorze Zachodnie, powiaty gdański i szczecinecki) jak i miast takich jak Sopot czy Elbląg, gdzie piętno przemarszu  i stacjonowania „wyzwolicieli” okazało się szczególnie wyraziste i wbijające się w pamięć. Niejako osobnym, lecz jak najbardziej przystającym do omawianych treści  jest artykuł Pani Dominiki Czarneckiej odnoszący się do  niszczenia pomników i miejsc pamięci poświęconych poległym radzieckim żołnierzom  do których doszło min: w Toruniu, Jeleniej Górze, Legnicy, Przemyślu czy Świdnicy i które w sposób jakże wymowny odzwierciedlały stosunek miejscowej ludności do owych wojsk jak  i formy jaką przybrała ich obecności.

„Jak już wspomniano, szczególne nasilenie ataków na pomniki wdzięczności Armii Czerwonej stało się zauważalne na początku lat osiemdziesiątych, zwłaszcza zaś w 1981 r. Ściśle odpowiadało to zaostrzającej się sytuacji społeczno -politycznej  w kraju i wzrostowi dążeń  wolnościowych wśród obywateli”

Szczególni wstrząsające  i zupełnie porażające swoim rozmiarem i stopniem bezkarności sprawców są zbrodnie dokonane przez żołnierzy  i oficerów Armii Radzieckiej oraz  funkcjonariuszy  NKWD trwające z rożnym natężeniem przez cały pobyt tych formacji w Polsce. Począwszy od zwykłych aktów wandalizmu (przychodzi mi to na myśl komentarz  nieżyjącego już niestety profesora  Piotra Wieczorkiewicza mówiący o tym iż dla  niektórych z tych sołdatów, zwłaszcza tych pochodzących z azjatyckiej części sowieckiego imperium, toaleta w mieszkaniu była przeżyciem iście cywilizacyjnym acz  niezrozumiałym, więc niszczonym) poprzez kradzież, pobicie, rozboje, grabież  majątków państwowych i prywatnych, usankcjonowane odgórnie demontaże zakładów i całych kompleksów przemysłowych aż po podpalenia, deportacje ludności,  masowe gwałty, tortury  i zabójstwa.

„Zdobyte miasto potraktowano jak wiele innych. Ludność cywilna w pierwszych dniach stała się obiektem przemoc fizycznej oraz rabunków ze strony zdobywców. Poza masowymi gwałtami na kobietach, doszło do wielu morderstw których ofiarami padali głównie mężczyźni, nie tylko stali mieszkańcy miasta, ale także liczni przymusowi robotnicy różnych narodowości”.

Pojawia się tu również, w różnym zakresie, szereg wątków natury ekonomicznej, lokalowej,  infrastrukturalnej oraz tych dotyczących relacji polsko –radzieckich na różnych szczeblach, współpracy z polskimi organami bezpieczeństwa UB, SB i polską armią, rozmaitych zachowań i postaw opuszczających nasz kraj oficerów i żołnierzy radzieckich oraz  negocjacji zmierzających do uwolnienia naszej ojczyzny od tego zbędnego nam i niebezpiecznego balastu.

Książka, oprócz porządnego wydania i oprawy edytorskiej wzbogacona jest kilkunastoma  doskonale uzupełniającymi treści fotografiami, kopiami dokumentów i postanowień sądowych, aneksem dotyczącym garnizonu w Bornem –Sulinowie   oraz niezwykle ciekawym wywiadem z gen. Zdzisławem Ostrowskim. 

 „Armia czerwona/radziecka w Polsce w latach 1944-1993. Studia i szkice jest jedną z niewielu publikacji, która w sposób tak bardzo dosłowny i analityczny przybliża nam tą pomijaną poprzez lata tematykę,  stając się kolejnym, ważnym elementem na drodze odsłaniania białych plam naszych dziejów, w których, chcemy tego czy nie, Armia Czerwona odegrała istotna rolę.

Naprawdę duży szacunek dla pracowników  IPN-u i ludzi z nim współpracujących za ogromnych wkład włożony  w wyjaśnianie i odkrywanie  na nowo  krętych  dróg naszej historii najnowszej.

Zdecydowanie polecam.

Henryk Cybulski „Krwawy Wołyń 43”

„Historia obrony Przebraża jest zarazem cząstką historii polskiego ruchu oporu przeciwko faszyzmowi. To, że faszyzm tez zdobił „tryzub”, a nie swastyka nie ma najmniejszego znaczenia. Szowinizm i nacjonalizm, bez względu na głoszone hasła , są zawsze ruchem wrogim ludzkości.”

Zawsze dziwił mnie fakt, jak  często  krętymi drogami chadza nasza narodowa historia i jak niezbadane są ferowane przez nie wyroki. Pisze dziś o Przebrażu ostatniej reducie i ostoi polskości w ogarniętym szaleństwie wojny i fanatycznego ukraińskiego nacjonalizmu Wołyniu lat  1943-1944  i jedynej  nadziei  dla ponad dwudziestu tysięcy Polaków, którzy znaleźli tu schronienie przez rządnymi krwi bandami  Ukraińskiej Powstańczej Armii. To miejsce, które ze względu na doniosłość (zarówno dla miejscowej ludności jak i całego  regionu)  rozgrywających się tu wydarzeń, a nade wszystko bezprzykładny heroizm i bohaterstwo już dawno znaleźć się powinno w naszym narodowym panteonie, obok takich słynnych miejsc jak Kamieniec Podolski, Wizna czy Westerplatte. Dziś, niemal całkowicie zapomniane i niemal niefunkcjonującę (poza społecznością dawnych Kresowiaków) w naszej  świadomości społecznej.  Jak widać lata  zakłamanego, wybiórczego i dezinformacyjnego pojmowania historii doby PRl-u znalazło tutaj swoje odbicie. Tym  cenniejsza jest więc, trwająca już od jakiegoś czasu,  inicjatywa pisarzy, publicystów, badaczy i przedstawicieli różnych środowisk próbujących przywrócić pamięć dotyczącą wydarzeń rozgrywających się na dawnych wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej i nadania im właściwego i należnego miejsca w dziejach naszego Państwa.

 Jedną z takich właśnie  pozycji jest opublikowana  staraniem  Wydawnictwa Bellona książka Henryka Cybulskiego  zatytułowana  „Krwawy Wołyń 43”. To niezwykle cenne, z historycznego, poznawczego i ogólnoludzkiego punktu widzenia,  wspomnienia byłego wojskowego komendanta obrony Przebraża wpisane w szeroki  historyczno –polityczno- etniczny kontekst zdarzeń,  które rozegrały się na przestrzeni lipca1943 i stycznia 1944 roku. To pierwsza tego rodzaju wnikliwa publikacja, która ukazała się na naszym księgarskim rynku,  poprzedzona bardzo ciekawym i solidnie merytorycznie podbudowanym  wstępem napisanym przez  Stanisława Wrońskiego. Książka, oprócz samego przebiegu walk,  ilustruje  nam niezwykle skomplikowaną  polityczną i narodowościową sytuacje tego rejonu,  polsko –ukraińską koegzystencję i to jak kształtowała  ona  na przestrzeni lat, hitlerowską okupację, szereg zagadnień ekonomicznych, religijnych i społecznych charakterystycznych dla  Wołynia w owym czasie, powstawanie  i działalności Polskich Oddziałów Samoobrony, tworzenie się zrębów rodzimej konspiracji spod znaku Armii Krajowej,  współpracę z partyzantką sowiecką, pomoc udzielaną Żydom  i rozmaitym uciekinierom z nazistowskiej niewoli. To, mimo upływu dziesiątków lat,  wciąż nacechowana dużym ładunkiem emocjonalnym bezpośrednia relacja z wielomiesięcznego oblężenia ufortyfikowanego Przebraża, ofiary krwi płaconej przez  obrońców i ludność cywilną, ogromnych trudności które niosła za sobą  codzienna egzystencja (powtarzająca się ataki Ukraińców, śmierć bliskich, kłopoty z aprowizacją, brak broni i środków medycznych, sprawy organizacyjne…)  oraz ogromnej ofiarności, poświęcenia i woli przetrwania, bez  której polska społeczność (również  ta z  okolicznych  wsi, koloni i pojedynczych gospodarstw, która znalazła tu schronienie) nie miała by szans na przeżycie.

„Tragiczne wydarzenia wyzwoliły w nich[gospodarzach] poczucie solidarności, ofiarności a nawet poświęcenia. Podczas przydzielania kwater, zbierania ofiar […] dla rozbitków nikt nie protestował, nie krzywił się , nie odmawiał. Wszyscy czuli się członkami jednej ogromnej społeczności, zagrożonej tym samym niebezpieczeństwem. Stawka było życie, sprawy materialne przestały mieć istotne znaczenie”.

To wstrząsające świadectwo człowieka który ten obóz tworzył, który uczestniczył w jego życiu i funkcjonowaniu,  od początku do końca dowodził jego obroną, działalnością prewencyjną i na którym spoczywała przytłaczającą odpowiedzialność  za ocalenie polskiej ludności, bez wytchnienia atakowanej przez sfanatyzowane ukraińskie  podziemie.

„Życie wokół Przebraża zamarło jak po przejściu jakiejś straszliwej zarazy. Staliśmy się jedynym w promieniu wielu kilometrów skupiskiem polskiej ludności[…]Musieliśmy stale uaktualniać plan obrony, dokonywać zmian w systemie  okopów, a przede wszystkim zdobyć więcej broni…”.

 „Upowcy otworzyli huraganowy ogień ze wszystkich broni i ruszyli do ataku. Było ich kilkuset. Mimo skuteczności naszego ognia bulbowcy parli do przodu jak lawina. Najpierw z odległości około pięćdziesięciu metrów prawe skrzydło załamało się i zaległo, by po chwili znowu kontynuować atak. Lewe skrzydło docierało już do naszych linii. Broniliśmy się z furią. Nasze automaty biły bez przerw, ale i nas zalewała lawina pocisków”.

To próba ocalenia od zapomnienia tego niezwykle ważnego fragmentu naszej historii najnowszej i swoisty hołd złożony zarówno samym obrońcom, oddziałom polskiej i radzieckiej partyzantki i o dziwo również niektórym okolicznym mieszkańcom  pochodzenia ukraińskiego.

  „Chciałbym wreszcie w szczególny sposób podkreślić pomoc tych Ukraińców i tych ukraińskich wsi , które nie uległy naciskom  elementów faszystowskich i które, narażając się na straszliwy odwet z ich strony, nie tylko nie dały się wciągnąć w wir krwawej walki ale udzieliły nam czynnego  i bezczynnego wsparcia”.

 Dziś wsi Przebraże już nie ma, zamieszkująca ją od wieków ludność polska została w wysiedlona na tzw. Ziemie Zachodnie, które po 1945 roku znalazły się o obrębie państwa polskiego, zaś po jej  ponownym zasiedleniu nowe ukraińskie władze nadały jej nazwę Hajowe.  Jest więc to chyba jedna z ostatnich okazji  przypominających o wydarzeniach których była świadkiem, nim na zawsze (jak wiele innych miejsc w naszej burzliwej historii) pogrąży się w odmętach niepamięci i niebytu. Gorąco polecam.

Piotr Małyszko „Podróże z dreszczykiem”

 Tak już chyba jesteśmy skonstruowani że niemal od zawsze fascynuje nas i  pociąga to co tajemnicze, nieodgadnione, mroczne, osnute mgłą zapomnienia, odnoszące się do legendarnych  postaci i wydarzeń, pradawnych budowli i  skrytych w pomroce dziejów  obrzędów czy  kultów. W sukurs tym pragnieniom i czytelniczemu zapotrzebowaniu idzie wydawnictwo Publicat wydając niesłychanie  ciekawą pozycje Piotra Małyszko zatytułowaną  „Podróże z dreszczykiem”, będącą interesującym i niespotykanym na naszym rynku ( przynajmniej ja nie spotkałem) przewodnikiem po takich właśnie, rozsianych po całym  globie, emanujących grozą miejscach. Autor zabiera nas w niezwykle klimatyczną wyprawę śladem dawnych cywilizacji, niezwykłych tworów natury, niewyjaśnionych zjawisk i  wciąż budzących niepokój miejscach dawno minionej  przeszłości.

Są wśród nich oczywiście takie które znamy i o których słyszeliśmy wszyscy ( Piranidy w Gizie, Stonehenge, Wyspa Wielkanocna, Potwór z Loch Ness, Pompeje, Trójkąt Bermudzki), takie  które przewijają się co jakiś czas w rożnych literackich publikacjach, przemyśle filmowym czy telewizyjnym ( Roswell, Latający Holender, mityczny Avalon, słynna Wisząca Skała, Wybrzeże Szkieletów, Żelazna Maska) oraz te które funkcjonują jedynie w świadomości regionalnej, etnicznej  czy środowiskowej ( Kamienne miasto Zimbabwe, katarskie zamczysko Montsegur, Kaplica Czaszek, hrabina Elżbieta Batory, twierdza asasynów Almut, rekopisy z Qumran…)

Sporo miejsca,  jest to oczywiście dla nas Polaków najciekawsze, poświęca autor  naszemu krajowi, który jak się okazuje może również  poszczycić się co najmniej kilkoma takimi miejsca, by wymienić chociażby osławioną górę Ślęże, zamek w Nidzicy, Łysą Górę, Diabła z Łęczycy czy  Biała Damę z Kórnik.

Jak przystało na porządnie i bardzo rzetelnie wydany przewodnik, oprócz walorów typowo estetycznych (świetnie  wkomponowane, oddające scenerie zdjęcia i ilustracje, będące doskonałym uzupełnieniem zawartych w lekturze treści) i jakościowych (profesjonalne wydanie, wysoka jakość papieru i druku)  przy każdym z opisywanym miejsc znajdziemy mapkę oraz szereg bardzo użytecznych informacji dotyczących dojazdów, cen biletów, godzin otwarcie, noclegów i innych bardzo przydatnych dla każdego turysty informacji.

 Podsumowując. Książka  Piotra Małyszko.„Podróże z dreszczykiem”to naprawdę ciekawa i bardzo pożądana pozycja dla wszystkich miłośników tajemnic, sekretów historii i  paranormalnych zjawisk, którzy chcą przeżyć tytułowa „podróż z dreszczykiem”, zarówno na naszym rodzinnym  podwórku jaki daleko poza nim.