Archive for maj, 2016

Vincent Nouzille „Zabójcy w imię Republiki”

„Oto jeden z najpilniej strzeżonych sekretów Republiki: w imieniu Francji, na rozkaz najwyżej postawionych francuskich polityków przeprowadzane są zabójstwa na zlecenie i inne bardzo szczególne operacje, mające na celu eliminacje niektórych spośród jej wrogów. Od niedawna opinia publiczna nie ma nic przeciwko temu, ale to nie oznacza że tego rodzaju operacje kiedykolwiek przestały się odbywać. Po prostu się o nich nie mówiło. Oficjalnie operacje „Homo” nie istnieją”.

 Jeszcze przed  publikacją książki  dało się słyszeć głosy, iż wyniki dziennikarskiego śledztwa  przeprowadzonego przez Vincenta  Nouzille  staną się przysłowiową „bombą ” i głębokim szokiem dla francuskiej i europejskiej opinii publicznej.  Po przeczytaniu lektury  i zapoznaniu się z  przytoczonymi w tekście faktami, jestem skłonny, jak najbardziej, zgodzić się z ta opinią.

Autor odsłania kulisy najbardziej tajemniczych i  tajnych  operacji francuskich służb specjalnych, rozgrywających się w rożnych okresach historii najnowszej, w wielu rejonach świata. Ukazuje ciemną (niekiedy nawet, bardzo ciemną) stronę władzy oraz  skrzętnie skrywaną prawdę o zakulisowych rozgrywkach na politycznych szczytach, których bezpośrednim czy pośrednim celem było zapewnienie i utrzymanie, mocarstwowej pozycji V Republiki.

Wszyscy mamy, naturalnie, świadomość tego  iż aparaty państwowe dysponują specjalnymi służbami i wydzielonymi jednostkami,  których zadaniem jest dbanie  o bezpieczeństwo narodowe i społeczne. Co więcej, w obliczu zagrożenia terrorystycznego,  pewne ich działania (nawet naganne z moralnego czy etycznego punktu widzenia)  są w powszechnej opinii publicznej usprawiedliwione, a czasami nawet pożądane, w imię wyższej konieczności.  Jest to widoczne zwłaszcza w kontekście zwalczania terroryzmu  islamskiego (Algieria, Libia, Syria,  Pakistan, Afganistan. itd.) polowania na  Osamę bin Ladena, mułłę Omara czy innych prominentnych członków AL.-Kaidy (szczególnie  zintensyfikowane  po atakach 11 Września) czy akcjach skierowanych w ich europejskie komórki. Muszą być jednak one odpowiednio umotywowane, poparte dowodami, analizami  i nie mogą być metodą samą w sobie.

Myślę,  jednak, iż przy  takim podejściu ( wpisującym się   w jakiś sposób w schemat i metodologie walki z tym groźnym zjawiskiem ) nie szokują one nas tak bardzo jak operacje   mające za zadanie utrzymanie  polityczno-militarno-ekonomicznej pozycji Francji na arenie międzynarodowej, jej dominacji i wpływów  w określonych regionach globu i czysto, partykularnych, biznesowych interesów. A wiele takich, szokujących przykładów, znajdziemy właśnie na kartach tej książki: polityczne zabójstwa, wspieranie lokalnych watażków, obalanie rządów, organizowanie wojskowych puczy, opłacanie najemników, wywołanie niepokojów społecznych, stosowanie  tortur, porwania,  szantaże, manipulacje… Wachlarz tego rodzaju działań (stosowanych min. przez francuską Główną Dyrekcję Bezpieczeństwa Państwowego –DGSE i inne służby) jest naprawdę szeroki i rozbudowany, zarówno jeśli chodzi o sama ich ilość  jak i rozpiętość terytorialną ( od Gujany francuskiej przez Afrykę Północna i Centralną, Bliski i Daleki Wschód, całą Europę  na  wyspach czy archipelagach Oceanu Spokojnego kończąc).

Reporterska praca Vincenta  Nouzille  obejmuje okres  ostatnich, niemal  sześćdziesięciu  lat,  pozwalając  nam objęć i zrozumień skale tego zjawiska oraz przyjrzeć się celom i motywacjom  kolejnych  prezydentów V republiki ( gen. Charlesa de Gaulle’a Georges’a Pompidou, Valéry’ego Giscarda d’Estainga, François Mitterranda , Jacques’a Chirac’a, Nicolasa Sarkozy’ego  i François Hollande’a ) na których to bezpośrednie polecenie,  owa tajna machina została wprawiona   w ruch i w ruchu tym utrzymywana (w mniejszym lub większym natężeniu) do dnia dzisiejszego.

„Rozkazy te stanowią absolutna tajemnicę, strzeżoną przez garść odpowiedzialnych osób.  Zasadniczo jest to Dyrektor Głównej Dyrekcji Bezpieczeństwa Narodowego (DGSE), szef sztabu przy prezydencie i szef sztabu rodzaju wojsk, jeśli w wykonanie zadanie zaangażowani są żołnierze. Nawet ministrów obrony nie zawsze dopuszcza się do sekretu. Francja ma do dyspozycji zabójców, których w każdej chwili może wysłać na tego typu misję”.

 Książka z pewnością może szokować  (zwłaszcza operacje Homo -przywodzące na myśl, niemal filmowe scenariusze, wzorowane na powieściach  Fredericka Forsytha  czy Roberta Ludluma),wzbudzając  zrozumiałe kontrowersje i skrajne emocje. Zmusza również do  postawienia szeregu ważkich pytań dotyczących celowość czy  potrzeby podjęcia określonych  decyzji i rozkazów, o ich aspekcie moralnym czy ogólnoludzkim już nie wspominając. 

Oprócz samych tajnych misji, dość  szczegółowo przedstawionych przez autora, owo polityczne uwikłanie  wraz  z ukazaniem całości  skomplikowanych procesów i mechanizmów współcześnie sprawowanej  władzy (również jej konsekwencji oraz  ponoszenia politycznej i osobistej odpowiedzialność za podjęte decyzje) są zdecydowanie najciekawszymi wątkami lektury.

Książka jest naprawdę świetnie napisana a zawarte w niej treści (opierające się na szerokiej analizie dostępnych dokumentów, wsparte zeznaniami światków i uczestników wydarzeń, oraz wywiadami z  byłymi agentami służb specjalnych i najemnikami)  naprawdę przemawiają  do czytelnika. Oczywiście ich autentyczność i weryfikacja to już zupełnie inna sprawa (którą zajmą się z pewnością  ludzie, posiadający odpowiednią wiedzę i kwalifikacje) ale wszystko podane jest tu w sposób   naprawdę przekonywujący i przemawiający do odbiorcy. Polecam.

 

„Miedzy Berlinem a Pekinem”

„Ośrodek Studiów Wschodnich jest miejscem wyjątkowym. Jako jedna z niewielu instytucji państwowych nie był nigdy i nie jest oskarżany o tworzenie analiz zgodnych  z zapotrzebowaniem swoich aktualnych mocodawców – choć przecież jest instytucją rządową a zwierzchnikiem szefa OSW jest premier”.

Wielokrotnie podkreślane, geopolityczne położenia naszego kraju oraz konsekwencje wynikające z takiego stanu rzeczy (rozpatrywane zarówno na płaszczyźnie historycznej jak i jak najbardziej współczesnej) stawiają nasze państwo w sytuacji w której wiedza o tym co dzieje się u naszych sąsiadów  ma wartość i znaczenie fundamentalne. Na każdym etapie dziejów a zwłaszcza na ich zakrętach, informacja  jest niezbędnym i nieodzownym narzędziem polityki i nie inaczej rzecz ma się w wieku XX , czy w początkach wieku XXI. Szczególna rola przypada tu organizacjom, agendom czy wyspecjalizowanym służbom w których wykwalifikowany i znający specyfikę poszczególnych  regionów personel, wspomaga  swoją wiedzą, analizą i opinią  elity władzy państwowej. Dzięki najnowszej publikacji Wydawnictwa FRONDA mamy okazje przyjrzeć się pracy jednej z takich właśnie organizacji, Ośrodkowi  Studiów Wschodnich im. Marka Karpia, a tym samym naprawdę znacznie poszerzyć swoją dotychczasową wiedzę, dotyczącą tak ukierunkowanej problematyki.  Tym bardziej iż,  jak przekonamy się czytając lekturę, często różnią się ona (niekiedy  w sposób dość znaczny) od tego czym karmieni jesteśmy codziennie,  przez  media głównego nurtu. 

Publikacja zbudowana jest z kilkunastu wywiadów przeprowadzonych przez Łukasza Warzechę, które niemal w całości  (z wyjątkiem pierwszego z  Olafem Osicą w którym prezentowana jest historia  OSW  i jego wieloletni  dorobek) poświęcone są  szeroko rozumianej polityce wschodniej. Każda z wypowiedzi, mimo, oczywistego, tematycznego zazębiania się, przybliża nam konkretne  zagadnienie,  charakterystykę poszczególnego regionu,  państwa czy grupy państw, rządów, przedstawicieli klasy politycznej, specyfiki sprawowania władzy, jej mechanizmów itd. Dotyka niesłychanie istotnych aspektów natury: historycznej, politycznej, militarnej, ekonomicznej, religijnej, gospodarczej, energetycznej, kulturowej, społecznej oraz  tych mniej znanych a odnoszących się do działalności służb specjalnych czy  zakulisowych rozgrywek i przetasowań  na szczytach władzy.

„Mimo krwawej historii służby specjalne cieszą się w Rosji estymą, zwłaszcza wywiad. Są owiane nimbem skuteczności, tajemniczości i wszechwiedzy. Ich funkcjonariusze byli i są podziwiani  jako świetnie znający Zachód, a jednocześnie mający własny etos i służący ojczyźnie”.

 Oczywiście, w  światłe tego co obserwującymi ostatnimi czasy, najwięcej miejsca poświęcają rozmówcy  tematyce rosyjskiej  i ukraińskiej oraz krajom, które geograficznie i kulturowo są nam najbliższe jak Białoruś, Litwa, Łotwa i Estonia.

„Rosja stosuje logikę świata darwinowskiego, czyli walki państw  i narodów o przetrwanie.  Jest w tym świecie hierarchia, a wielki mocarstwa  wykorzystują wszystkie dostępne środki, aby swoją wole narzucić innym. Najważniejsze jest zatem aby wzbudzać strach”.

 „Majdan jako idea stał się czymś w rodzaju  najwyższej instancji narodu ukraińskiego, jak gdyby izbą nadrzędną nad parlamentem, zbierającą się w razie potrzeb. Ukraińcy mają niesamowitą zdolność samoorganizacji, gdy pojawia się kryzys”.

Nagromadzenie wydarzeń oraz kontekst i zakres tematyczny a  szczególnie uwzględnienie  wektorów   polityki  rosyjskiej, powoduje jednak  iż wypowiedzi naszych ekspertów  wychodzą znacznie, znacznie dalej, obejmując swym zasięgiem Kaukaz (Gruzja, Czeczenia, Armenia, Dagestan, Abchazja, Azerbejdżan, Mołdawia) oraz państwa  i organizacje, które nie kojarzą nam się z bynajmniej z  polityką Wschodnią:  jak Turcja, Niemcy,  kraje nordyckie  (Szwecja, Norwegia, Finlandia, Dania), Bałkany czy szczególnie ważna, z naszego punktu widzenia, Grupa Wyszechradzka.

 „Dla nas kwestia rosyjska jest niezmiernie istotna, ale z punktu widzenia całej Grupy Wyszehradzkiej i naszych partnerów to zaledwie cześć sfery jej zainteresowań. Dyskusje w V4 dotyczą w dużej mierze UE: polityki spójności, korytarzy transportowych i polityki klimatycznej”.

„Podczas podboju Kaukazu przez Rosję w XIX wieku to Dagestan był ideowym centrum dżihadu. Dziś wszyscy przywódcy walczący o państwo islamskie na Kaukazie Północnym to Dagestańczycy. To w Dagestanie dochodzi do największej liczby zamachów”.

 

Umiejętnie stawianymi pytaniami Łukasz Warzecha (który sam doskonale orientuje się w opisywanej tematyce)  potrafi wydobyć z rozmówcy wiele interesujących nas opinii, komentarzy czy  analiz, dotyczących naszej bliższej i dalszej przyszłości. Ta bardzo merytoryczna i  solidnie ugruntowana wiedza, podana do tego  w sposób niesłychanie interesujący i obiektywny, a co ważne,  nie ukierunkowany politycznym zamówieniem jest tym właśnie rodzajem przekazu, którego Polacy potrzebują najbardziej i z którego są w stanie  najwięcej wynieść. Zdecydowanie polecam lekturę.

„Historia Roja” w reż. Jerzego Zalewskiego

Kamil Majewski „Lesbożerca”.

Książka Pana Kamila Majewskiego nie stała się niestety lekturą (choć naprawdę, szczerze żałuje) która, przysłowiowo,  wgniotła by mnie w fotel lub sprawiła by  świat na chwilę zwolnił.  Bardziej w tym chyba jednak moja wina niż samego autora. Często tak już bywa iż sugerując się tytułem publikacji  i krótkim jej opisem, tworzymy sobie pewien obraz tego co chcielibyśmy i co spodziewamy się  odnaleźć w treści. W tym przypadku tak właśnie było…

Spodziewałem się kryminalnej opowieści, owszem może i groteskowej, ale  z wartką, dynamiczną, zaskakującą zwrotami akcją, pełnej trupów, sekretów i  tajemniczych, mrocznych, wielkomiejskich zaułków. Może nawet z  wplecionymi w całość echami wojującego feminizmu  czy szczyptą erotyki.

Trupów wprawdzie nie brakuje i ofiary  w mniej lub bardziej spektakularny sposób schodzą z tego świata,  lecz cała intryga rozmywa się gdzieś w natłoku licznych, pobocznych wątków, kunsztownie i drobiazgowo budowanych opisów świata przedstawionego  oraz charakterystykach postaci. Powoduje  to sytuacje w której co chwilę wypadamy  z rytmu i gubimy  napięcie, które w tego rodzaju lekturze stopniowo powinno narastać (wraz ze zbliżeniem się do rozwiązania zagadki tytułowego „Lesbożercy”), by eksplodować w finale.

Niesłychanie  podoba mi się, za to,  literacki styl autora, wnikliwy i wielostronny zmysł obserwacji oraz interesujące  poczucie humoru, które lubię i  które, jak najbardziej, do mnie przemawia. Wsparty, oczywiście,  nutą groteski, autoironią, ciekawie uchwyconym  feministyczno-lesbijskim, mieszczańskim światkiem, oraz  odzwierciedleniem skomplikowanych społecznych i  międzyludzkich relacji.

„Zazwyczaj traktowano je ulgowo [lesbijki-JN], uznając je za ciekawe zjawisko mogące wzbudzić dość nudną fabułę scen heteroseksualnego seksu w filmach pornograficznych. Jeśli chodzi o obecność prawdziwych lesbijek w przestrzeni miejskiej, to zazwyczaj były one ignorowane, najczęściej brano je za chmarę podobnych do siebie   zasuszonych chłopców z tatuażami, w opuszczonych nisko spodniach i w czapkach z daszkiem, taka w każdym razie była dominująca moda w roku 2014. Tym razem to właśnie w lesbijki a nie gejów wymierzone było ostrze krytyki, chociaż oczywiście mianem bandy dewiantów określano całe środowisko”.

Mimo iż książka Kamila Majewskiego niespecjalnie do mnie trafiła (tak czasami  bywa), mam nadzieje iż nie jest to moje ostatnie spotkanie z tym polskim autorem, któremu talentu z pewnością nie brakuje.

Barbara Wachowicz „Ułan Batalionu „Zośka”

„Odchodzimy jeden po drugim jak kamienie rzucone na szaniec, ale rzucone nie w nicość nie na zmarnowanie…”

Kolejny, jakże  tragiczny życiorys, wpisujący się w epos ciężko doświadczonego przez koło historii polskiego żołnierza i patrioty a w tym wypadku również   niekwestionowanego symbolu swojego pokolenia, tzw.”Kolumbów”. Młodych ludzi, którym mimo ogromnego poświecenia i daniny krwi zapłaconej w czasie hitlerowskiej okupacji,  nie dano było  doczekać owoców powojennego, normalnego życia.

Jan Rodowicz ps. „Anoda”, harcerz, członek Szarych Szeregów, żołnierz Armii Krajowej i Delegatury Sił Zbrojnych, uczestnik Akcji pod Arsenałem oraz  Powstania Warszawskiego, aresztowany przez komunistyczną bezpiekę w Wigilię Bożego Narodzenia 1948 roku,   torturowany i prawdopodobnie zamordowany w śledztwie (okoliczności jego śmierci wciąż nie zostały wyjaśnione  a podawana przez resort wersja o samobójstwie pozostawia wiele wątpliwości).

Nakładem Wydawnictwa RYTM  ukazała się, wchodząca w skład cyklu „Wierna Rzeka Harcerstwa”, pozycja Pani Barbary Wachowicz „Ułan Batalionu „Zośka”. Gawęda o Janku Rodowiczu „Anodzie”, będąca, bardzo udaną, próba przybliżenia młodemu pokoleniu (dla starszego już za życia stał się legendą) tej zdecydowanie bohaterskiej i nietuzinkowej postaci minionego wieku. Owa forma gawędy (nic nie ujmując, naturalnie, fachowej literaturze przedmiotu) w której  o „Anodzie” opowiadają osoby mu najbliższe: rodzina (szczególnie poruszające są wyznania jego matki), przyjaciele i towarzysze walki, pozwalają spojrzeć nam na jego życie i działalność od strony bardzo osobistej. Daje to nam możliwość lepszego zrozumienia jego życiowych wyborów, motywacji, którymi się kierował, podejmowanych decyzji i sposobu w jaki postrzegał  swoje miejsce w otaczającej go, coraz bardziej, skomplikowanej i ponurej  rzeczywistości. Jestem zdania, iż ten sposób przedstawienia  biograficznego rysu (miejscami bardzo emocjonalny) oraz sama  charakterystyka postaci jest dla odbiorcy znacznie ciekawsza, ma większą szanse przebicie się do szerokiej świadomości społecznej a  tym samym pozostania  w niej na dłużnej.

„Cechował Janka żywiołowy wprost stosunek do życia. Tryskał humorem, którym zarażał otoczenie  i stanowił zawsze ośrodek zainteresowania towarzystwa, znajdując odpowiednie dla sytuacji -często abstrakcyjne-skojarzenia humorystyczne, zachowując zresztą przy tym komiczny wyraz twarzy”.

W lekturze oprócz głównego i wiodącego wątku, związanego bezpośrednio z naszym bohaterem na uwagę zasługują jeszcze, co najmniej,  dwa. Pierwszy, to  historia rodziny Rodowiczów, kształtująca, bez wątpienia, patriotyczna postawę „Anody”, z której wyłania się obraz ludzi bardzo oddanych ojczyźnie  i aktywnie  uczestniczących w propagowaniu polskiej tradycji i kultury oraz narodowowyzwoleńczych zrywach.

Drugi, to wpisane w okupacyjną a później  komunistyczną gehennę, rodzinne  dramaty: matek, ojców, sióstr, braci, próbujących ocalić, choćby w sposób szczątkowy i symboliczny, spuściznę po swoich najbliższych i sensie ofiary, którą ponieśli. To szczególnie poruszający aspekt, często pomijany w wielu historyczno – popularyzatorskich opracowaniach,  dotyczących tej tematyki. Tu, pojawiają się on często, chociażby w kontekście powojennych ekshumacji poległych żołnierzy Batalionu „Źoska” (które organizuje i w których aktywnie uczestniczy Jan Rodowicz) oraz  tworzeniu  archiwum tego oddziału.

„Bo tam, pod gruzami, czekali na niego przyjaciele. Trzeba było ich odnaleźć, zabrać , przenieść- by spoczęli obok „Rudego”, „Alka”, „Zośki”…To straszne dni. Tragiczne matki szukające pod gruzami ciał swoich dzieci, nierzadko-jak matka „Księcia”- na próżno”.

 „Te pamiętniki przyjaciół i towarzyszy broni jej synów były ostatnią lektura matki. Hanna Długoszowska, otrzymując niemal codziennie wiadomości o nowych aresztowaniach wśród „Zośkowców” popełniła samobójstwo. Archiwum przekazała swojej przyjaciółce, innej matce Irenie Zakrzewskiej. I jej nie mieli kogo uwięzić. Hania Zakrzewska, dla piękności swoich jasnych włosów zwana „Białą”, zginęła podczas pierwszych dni powstania na Woli”.

 Książka Barbary Wachowicz wsparta jest bardzo bogatym materiałem dowodowym  i faktograficznym, przedstawiającym zarówno samego „Anodę” jak i jego rodzinę oraz  przyjaciół. Mimo iż gawęda kojarzona jest raczej  jako rodzaj lekkiej opowieści, tu,  jest wstrząsającą opowieścią o tragicznych czasach i ludziach wpisanych w ten czas, który za swoje patriotyczne wybory płacili cenę najwyższą. To również przykład na to  iż ich ofiara nie poszła na marne  i mimo strasznych  lat PRL-u oraz realizowanych na różne sposoby  prób wymazania ich z narodowej pamięci,  prawda  przetrwała  i dziś można o niej pisać.

Mam również cichą nadzieje, że być  może uda się kiedyś dotrzeć do dokumentów, zeznań świadków czy skruszonych ubeków (duża nadzieja w  pracownikach Instytutu Pamięci Narodowej) z pomocą których dowiemy się jak naprawdę wyglądały ostatnie chwile Jana Rodowicza „Anody” Jesteśmy to winni jego pamięci… Gorąco polecam lekturę.