„Przygotuj się na krwawą, mityczną podróż w głąb wikińskiej duszy, gdzie walka jest jak poezja, miłość jak klątwa, pieśń jak złoto, magia jak religia, a śmierć to zbawienie…”
Bezpośrednia kontynuacja losów skandynawskiego awanturnika, lekkoducha i pieśniarza Ainara Skalda (zapoczątkowane w tomie pierwszym, pod tym samym tytułem), który w wyniku niespokojnej natury i swoich, nie zawsze najszczęśliwszych życiowych decyzji i wyborów po raz kolejny uwikłany zostaje w skrajnie niebezpieczną misję. Misję, z której, o dziwo (choć naturalnie nie bez problemów) udało mu się ujść z życiem. Niestety, stare mądre przysłowie o wpadaniu z deszczu pod rynnę, w tym konkretnym przypadku, sprawdza się niemal co do joty. Kagan Tytus Wielki, mimo zakończonej powodzeniem wyprawy, polegającej na uprowadzeniu i dostarczeniu mu złotowłosej księżniczki (córki politycznego konkurenta) łamie daną obietnicę i zamiast sutej nagrody skazuje naszego bohatera na uwięzienia i śmierć. Również powracający współtowarzysze Ainara, ogromny, ledwo panujący nad swym gniewem Ali Czarny Berserk i szalony wojownik Haukrhedin (w umyśle którego nieustanny bój toczą człowiek i jastrząb) mają w stosunku do niego własne, niezbyt przyjazne plany. Jak więc możemy się domyślać, bez względu na to jak potoczą się losy naszego pieśniarza, z pewnością będzie dramatycznie, spektakularnie i … krwawo.
Powieść trzyma solidny poziom i klimat przedniej części cyklu (wcześniej pojawiła się niezwiązana z prezentowanymi tu wydarzeniami, oczywiście poza samą osobą Ainara, pozycja „Skald. Karmiciel Kruków”) choć w tej powieści sam świat przedstawiony i związana z nim fabuła są znacznie bardziej rozbudowane i pełniejsze . Również sam główny bohater, mimo iż nadal jest postacią wokół której ogniskuje się większość prezentowanych wątków, ustępuje trochę pola pozostałej dwójce, o życiu których, jego krętych i dramatycznych ścieżkach dowiadujemy się znacznie więcej. Ów dokonany przez autora zabieg pozwala czytelnikowi spojrzeć na toczące się wydarzenia ze znacznie bardziej poszerzonej (choć miejscami dość osobliwej) i przez to o wiele ciekawszej dla nas perspektywy. Kilka naprawdę ciekawych informacji zasięgniemy również o czasach i realiach (społecznych, kulturowych, etnicznych) epoki w której toczy się akcja powieści, zwłaszcza w jej kontekście militarnym dotyczących różnorodnych (w zależności od pochodzenia) metod i strategii prowadzenia wojen.
„Skald wrócił do przeglądu wojsk. Lewe skrzydło szyku zajęli Baganakijczycy, a prawe Oguzowie. Ci ostatni po serklandzku zwani Al.-Guezzija, bardziej niż uzbrojeniem różnili się od innych ludów ubiorem i sposobem strojenia swoich koni. Baganakijczycy, nazywani też przez osiadłe ludy Pieczyngami, słynęli z kunsztu rymarskiego, więc siodła swoich koni zdobili piękniej niż suknie własnych kobiet. Większość z nich, zamiast kolczug nosiła baranie kubraki lub proste kaftany, a na głowie proste hełmy. Połowa z nich, czyli niemal dwa tysiące ludzi, była konnymi włócznikami, a druga połowa-konnymi łucznikami. Właśnie ci drudzy rozpoczęli bitwę”.
Ciekawy pomysł, sprawna realizacja, nieźle scharakteryzowane postacie bohaterów głównych i pobocznych, oraz spora doza nieprzewidywalności zdarzeń, powoduje iż powieść naprawdę bardzo dobrze się czyta. Lubię wczesnośredniowieczne, skandynawskie klimaty więc z niecierpliwością oczekiwał będę dalszych, z pewnością burzliwych, losów Ainara Skalda.
Ogromny plus również za naprawdę świetną, wyrazistą i przyciągającą wzrok okładkę, wyróżniającą książkę z całej masy innych tytułów.