Archive for sierpień, 2017

Christopher Macht „Spowiedź Stalina”

„Stalin w przeciwieństwie do Hitlera nie był wariatem-był pozbawionym ludzkich uczuć psychopatą, niezwykle logicznym, przebiegłym i dalekowzrocznym”.

Brutalna, szczera, podana  bez ogródek i retuszu prawdą o życiu  Józefa Stalina, obejmująca  szczegóły z życia osobistego (również te jak najbardziej pikantne), kulisy partyjnej kariery, sekrety politycznych układów i związków oraz  niewysłowiony obraz licznych zbrodni, dokonanych w imię ideologii i żądzy władzy. Spowiedź radzieckiego generalissimusa, niewątpliwie jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, który w bardzo osobistej rozmowie jednym ze starych bolszewickich działaczy, odsłania swoją „duszę”, ujawniając  tajemnice swojego życia oraz licznych decyzji (niektórych, bardzo brzemiennych w skutki, które miały wpływ na  naród i społeczeństwo radzieckie   a dalej również Europę i Świat)  rzuci wiele nowego światła  na sposób postrzegania komunistycznego dyktatora  i jego czasy.

I wszystko byłoby, oczywiście,  w najlepszym porządku, gdyby nie to iż ów wywiad,  tak naprawdę, nigdy nie miał miejsca (przynajmniej moim, skromnym, zdaniem) i jest jedynie  umiejętnie   napisaną, i to trzeba otwarcie pisarzowi przyznać, literacką fikcją. Niestety, choć żałuje,  nie przemawia do mnie historia  o sekretnie udzielonym wywiadzie,   który  ukazał się, dopiero, w sześćdziesiąt lat po śmierci dyktatora.

Znając biografię Stalina,  cechy jego osobowości,   naznaczoną trupami i krwią  drogę na szczyty bolszewickiej władzy, bezwzględność, skłonności psychopatyczne,  azjatyckie okrucieństwo i wręcz chorobliwą  podejrzliwość, trudno mi  sobie wyobrazić  iż pozwolił sobie na tak osobiste i refleksyjne wynurzenia. Zwłaszcza przed wypuszczonym z łagru bolszewickim działaczem,  który na własnej skórze przekonał się (będąc zapewne świadkiem niszczenia i śmierci wielu innych  partyjnych towarzyszy) jak wygląda tzw. ludowa sprawiedliwość i do czego doprowadził sowiecki system władzy.

A już, zupełnie, nie wyprażam sobie iż taki człowiek (który podobnie jak  tysiące innych, osadzonych w radzieckich obozach, więzieniach czy katowniach NKWD,  truchlał ze strach na samą myśl o dyktatorze) był w stanie pytać  dyktatora o to, jak układały  się jego seksualne stosunki z żoną czy licznymi kochankami. To samo dotyczy   pytania (pojawia się w lekturze kilka takich „perełek”) zadane, najpotężniejszemu,  człowiekowi swojej epoki.   Czy czuje się łajdakiem?  I on grzecznie odpowiada…(sic!!!) No cóż , po prostu, wgniata w fotel….

Również język,  którym posługują się obydwaj rozmówcy, miejscami zupełni nie przystaje do opisywanych czasów  i ma  zdecydowanie zbyt współczesne brzmienie.

 Dysponując bogatym, różnorodnym materiałem dowodowym, licznymi archiwalnymi, dokumentami, wspomnieniami członków rodziny, najbliższych współpracowników oraz ogromną literaturą przedmiotu a  posiadając dobry literacki  warsztat (takim  Christopher Macht niewątpliwie dysponuje)  można całkiem sugestywnie  przedstawić, jak taki wywiad mógłby wyglądać w rzeczywistości. W taki też, moim zdaniem, sposób ową lekturę   powinniśmy  potraktować.

Pomijając zupełnie, już,  ten aspekt publikacji, należy stwierdzić iż książkę czyta się naprawę dobrze. Mamy okazje poznać wiele mało znanych faktów, sekretów czy  ciekawostek związanych z burzliwym życiem  oraz wieloletnią  działalnością radzieckiego przywódcy. Bardzo ciekawie jawią się wątki  dotyczące życia osobistego i rodzinnego  (znacznie mniej znanego)  generalissimusa, oraz jego skomplikowanych relacji z matką, żoną, dziećmi  oraz tego jak później, tragicznie,  potoczyły się ich losy (np.  samobójcza śmierć  żony Nadieżdy Alliłujewy  9 listopada 1932 roku).  Na podkreślenie zasługuje również opis relacji dyktatora z najbliższymi współpracownikami,  zawdzięczającymi właśnie jemu swoje oszałamiające  kariery, status społeczny i bogactwo. Związki i  łączące ich relacje (różnej natury) pomogą nam lepiej zrozumieć funkcjonowanie sowieckiej dyktatury.

 Książka Christophera Machta przeraża, ale i uwodzi zarazem, pokazując wiele twarzy Józefa Stalina  oraz  zbrodniczego sowieckiego totalitaryzmu.

Łukasz Malinowski „Wężowy język”.

„Przygotuj się na krwawą, mityczną podróż w głąb wikińskiej duszy, gdzie walka jest jak poezja, miłość jak klątwa, pieśń jak złoto, magia jak religia, a śmierć to zbawienie…”

Naprawdę bardzo udana kontynuacja losów skandynawskiego awanturnika, lekkoducha i pieśniarza Ainara Skalda, bohatera kilkutomowego już cyklu powieści Łukasza  Malinowskiego ( „Karmiciel Kruków”, „Kowal słów” tom I,II, „Wężowy język” tom I),  który w wyniku niespokojnej natury i  swoich, nie zawsze najszczęśliwszych życiowych decyzji i wyborów,  po raz kolejny uwikłany zostaje w skrajnie niebezpieczną eskapadę.

Ta akurat odsłona „Wężowy język” tom II  jest bezpośrednią kontynuacją wątków zawartych w części pierwszej,  w której  to, nasz bohater  wraz z towarzyszącym mu przyjacielem Alim Czarnym Berserkiem  (ich  przyjaźń  przybiera miejscami dość szorstką formę) oraz   grupą bitnych  wojowników  przybywają do Miklagardu, najpotężniejszego i najbogatszego miasta, znanego im świata. Cel jest oczywiście jeden, napaść, złupić ile się da i zanim obrońcy na dobre  zorientują się w skali zagrożenia, wrócić na okręty i odpłynąć w nieznane. Niestety,  jak to często bywa w życiu naszego pieśniarza, sprawy gwałtownie się komplikują i z wrogiego łupieżcy, staję się najemnym konungiem na usługach cesarza. Ale i tym razem nie dane będzie mu zaznać, zbyt wielu, pałacowych wygód a wizja bogatej przeszłości zamajaczy przed nim w postaci pirackiego złota, znajdującego się na Krecie.

W prezentowanej tu lekturze  większy nacisk położony został na wątki związane z niepokorną córką Ainara,  Selą  (skądinąd, nieodrodną córeczką tatusia), która staje się  drugą, równoprawną bohaterką powieści a jej pojawienie się zdecydowanie pozytywnie wpływa na opowieść,   wzbogacając jej treść oraz  dynamizując fabułę i akcję. Ciekawe jest również  spojrzenie  ma toczący się ciąg, powieściowych wydarzeń, właśnie,  z jej perspektywy. Mocnym atutem pozostają  nadal postacie hamramirów: straszliwych, szalonych, wojowników w których głowach zamieszkuje zarówno człowiek jak i zwierze.

Dowiemy się z fabuły kilku  naprawdę ciekawych informacji o czasach i realiach (społecznych, religijnych,  kulturowych, etnicznych) epoki w  której toczy się akcja powieści ( połowa X wieku) a  szczególnie jej kontekście polityczno- militarnym, dotyczącym różnorodnych metod i  strategii prowadzenia  wojen.

Prezentowana tu pozycja trzyma solidny poziom swoich poprzedniczek i podobnie jak one jest doskonałym przykładem dobrze napisanej, awanturniczo-przygodowej, powieści (co tym bardziej cieszy iż dotyczy polskiego autora) osadzonej w interesujących, historycznych realiach, które niezmienne pobudzają nasza wyobraźnie. Również  język jak  i  oryginalne nazewnictwo (trudniejsze wyrażenia są wyczerpująco przetłumaczone i wyjaśnione) nie sprawia  poważniejszych trudności 

Sprawne splatanie literackiej fikcji z prawdziwymi wydarzeniami, unikalny klimat  oraz spora dawka nieprzewidywalności, powodują iż z niecierpliwością oczekiwał będę na dalsze koleje losów Ainara Skalda. Polecam.

 

 

Tarja Turunen

Rzeczozmęczenie – co to takiego?

 James Wallman, brytyjski dziennikarz, futurolog i prognostyk trendów, który swoją wiedzą i doświadczeniem dzielił się z takimi firmami jak BMW, Nike czy Burberry, mianem „stuffocation” określił syndrom przytłoczenia nadmierną liczbą przedmiotów („stuff” – rzeczy i „suffocation” – duszenie się).

W Polsce ukazuje się właśnie jego książka poświęcona temu zjawisku. „Stuffocation”  – w polskim przekładzie autorstwa Katarzyny Dudzik „Rzeczozmęczenie” – to pasjonująca opowieść o tym, skąd wzięła się u nas nieodparta chęć gromadzenia rzeczy, które z biegiem miesięcy i lat zaczynają się piętrzyć w naszych mieszkaniach, domach, garażach i piwnicach, nie tylko odbierając nam wolność w wielu aspektach, ale też – w skrajnych przypadkach – zagrażając naszemu zdrowiu, a nawet życiu.

Na pewno każdy z nas na jakimś etapie życia doświadczył tytułowego rzeczozmęczenia – mając powyżej uszu wielu posiadanych rzeczy i kosztów, które się z nimi wiążą. Wallman w swojej książce zabiera nas do źródeł rzeczozmęczenia i pokazuje, jak z nim walczyć. Jego książka nie jest jednak zwykłym poradnikiem na temat wyrzucania rzeczy i odzyskiwania miejsca, które dotychczas zajmowały w naszym życiu – dosłownie i w przenośni. „Rzeczozmęczenie” to coś o wiele głębszego: to epicka, pełna przemawiających przykładów i ciekawych kulturowych, antropologicznych i socjologicznych odniesień narracja, która uzmysłowi nam, dlaczego jesteśmy tak przywiązani do rzeczy i dlaczego związek ten staje się z biegiem czasu coraz bardziej toksyczny.

Recepta Wallmana na rzeczozmęczenie jest skuteczna, w dodatku może być wcielona w życie przez każdego; wystarczy – jak twierdzi autor – zrewidować wyznawane przez nas wartości i zamiast na gromadzeniu rzeczy skupić się na gromadzeniu doznań i wspomnień. W niezwykle przekonujący sposób Wallman podsuwa nam ideę eksperientalizmu – antidotum na negatywne skutki trwającego od lat pięćdziesiątych materializmu, który z jednej strony w bardzo pozytywny sposób ukształtował współczesność, a z drugiej – uczynił nas niewolnikami rzeczy i nadmiernej konsumpcji.

„Rzeczozmęczenie” czyta się jak powieść – powieść, dzięki której uświadomimy sobie przyczyny tytułowego syndromu i nauczymy się, jak z nim walczyć i odzyskać wolną przestrzeń – tak w naszych mieszkaniach, jak i w naszej psychice. Wspomnienia żyją dłużej niż rzeczy – twierdzi Wallman, wskazując tym samym drogę ucieczki z pułapki, zastawionej przez nas przez nieodpartą odwieczną chęć posiadania. Tę książkę naprawdę warto przeczytać.

„Wstaje świt.

„Koniec wojny. Nowy świat, nowe otwarcie. Siedem dzienników ludzi wkraczających właśnie  w życie-osób z rożnych środowisk, o roznych aspiracjach i wraźliwościach. Corka krawca z Żyrardowa, profesorski syn ze Lwowa, studentka medycyny z Warszawy… W zestawieniu teksty tworzą dopełniający się „zatrzymany w kadrze” obraz tamtych lat-wyjątkowy bo widziany oczami wyłącznie młodych ludzi”.

 Unikalne w swojej treści i przekazie,  fragmenty odgrzebanych  i przywróconych pamięci  pamiętników młodych Polek i Polaków,  opisujących realia pierwszych, powojennych lat ( zamkniętych w ramach 1945-1948) po II wojnie światowej, w odradzającej się, po straszliwych  doświadczeniach okupacji,  Rzeczypospolitej. Ich dobór oraz  ujecie tematu jest o tyle szczególne  ponieważ autorami są ludzie młodzi, dopiero wkraczający w dorosłość, ze wszystkimi tego, stanu rzeczy, konsekwencjami. Częstokroć bardzo doświadczonych już przez los, naznaczonych piętnem  wojny i dramatem sześcioletniej okupacji,  trudnymi warunkami życia, wszechobecnym strachem, działalnością w podziemiu niepodległościowym.  Pomimo tej gorzkiej lekcji życia, jest w nich (i jest to charakterystyczne dla wszystkich prezentowanych tu wspomnień) to co tak, cechuje każdą, bez wyjątku,  młodzież: ciekawość świata, ogromny zapał, chęć działania, ambicja, odrobina szaleństwa, pragnienie  zmian, pęd do wiedzy,  marzenia, szczytne ideały…itd.

I właśnie owo zderzenie młodzieńczych pragnień i wizji z brutalną, ponurą, powojenną rzeczywistością , w której giną powoli dawne wartości a prym zaczyna wieść komunistyczna propaganda zaś  władza przechodzi w ręce Polskiej Partii  Robotniczej i jej  przybudówek (wsparta, naturalnie, obecnością „bratniej” Armii Czerwonej i działalnością rodzimego Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji  Obywatelskiej) jest najciekawszym, moim zdaniem, elementem tej publikacji.

Starcie tradycyjnych wartość z nowymi,  socjalistycznymi nurtami, katolickiego wychowania z komunistycznym ateizmem, przedwojennej kultury z PPR-owską nowomodną, wyniesionych z konspiracji nadziei z oszukańczym, pojałtańską ładem.

Wszystko to wpływa na to iż młodzi ludzie, początkowo zagubieni, z biegiem czasu muszą odnaleźć się i przystosować (chcąc, nie chcąc) do stworzonej ponad ich głowami  rzeczywistości, z trudem przyswajając sobie zachodzące w ich ojczyźnie zmiany – nie tylko polityczno-ustrojowe.

Jedni z młodzieńczym entuzjazmem i zapałem, wolni od wojennego strachu, dają się porwać nowemu nurtowi życia. Rzucają się w wir nowych możliwości, nauki, pracy, powstających młodzieżowych organizacji czy oferowanych uroków życia, z charakterystyczną dla tego wieku arogancją i lekkomyślnością.  Inni,  szczególnie ci związani z polskimi organizacjami niepodległościowymi jak Armia Krajowa  czy  Narodowe Siły Zbrojne z trudem torują sobie drogę w  naznaczonych czerwonym terrorem  czasach, wybierając dalszą konspirację i podziemną walkę (najczęściej kończącą się dla nich tragicznie) bądź  też starając się trzymać z boku zachodzących, gwałtownie zmian, nadal hołdując własnym przekonaniom.

Jakby jednak nie potoczyły się losy i  życiowe wybory naszych bohaterów,  ich pamiętniki są niesłychanie ciekawym  i unikalnym  świadectwem  dramatycznych, powojennych czasów, ich określonej specyfiki oraz zachodzących w tym czasie  trudnych historycznych- politycznych procesów, które na kilka dekad  określiły nasze miejsce w Europie i Świecie. Prób odbudowania swojego życia, które ukierunkowało tą młodzież (często wyrwaną przez wichry dziejów z rodzinnych miejscowości i wsi) na całe późniejsze życie.

Owe zapisy mają rożną formę. Są dłuższe i  krótsze, dotykają różnej tematyki i rożnych rozdziałów życia. Najcenniejszą ich zaletą jest jednak to, iż są, bez wątpienia,   prawdziwe,  bardzo osobiste  a czasami wręcz intymne, bo z założenia,  przecież, raczej nie przewidziane kiedykolwiek  do druku. Pisane na gorąco, uderzają  szczerością i   kakofonią rozmaitych uczuć.

Wiele w nich aspektów rodzinnych,  skomplikowanych wojennych losów, międzyludzkich relacji (rożnych), pierwszych fascynacji i miłości, targających nimi wątpliwości,  pragnień i niepokojów. Niekiedy dotyczą spraw ważnych, fundamentalnych i ponadczasowych, niekiedy zaś zupełnie zwykłych prozaicznych, codziennych i  niewiele znaczących, które często wypełniają  życie nas wszystkich. Bywa że  czytając zwarte w pamiętnikach informacje,    uświadamiamy sobie, ze zgrozą, iż dla wielu ludzi mogłyby one  skończyć się wizytą Urzędu Bezpieczeństwa,  a dalej więzieniem czy nawet śmiercią.

Prezentowana tu lektura „Wstaje świt. Dzienniki młodych z pierwszych lat powojennych” pod redakcją Aleksandry Janiszewskiej jest bez wątpienia bardzo ciekawa,  pouczająca i nad wyraz potrzebna, zarówno  ze względu na formę  jaki i unikalne treści, które zawiera. Zdecydowanie warta przeczytania, zwłaszcza dla dzisiejszego pokolenia  młodych Polaków,  dla których te wydarzenia są już odległą i mało znaną  historią a dotyczy, przecieżm  ich rówieśników. Naprawdę polecam.

 

 

Martin Kitchen „Speer. Architekt śmierci”.

„Mit przyzwoitego narodowego socjalisty, którym architekt Hitlera Albert Speer otaczał się aż do śmierci, był przez lata akceptowany przez znanych historyków. Mit ten polegał na odrzuceniu tego, co zostało dowiedzione ponad wszelką wątpliwość: że wykształceni, inteligentni i kulturalni ludzie mogą w pewnych okolicznościach zachowywać się jak bestie w ludzkim ciele i być równie moralnie odrażający jak psychopaci. Był to mit oparty na negacji faktu, że człowiek niewyróżniający się niczym szczególnym, taki jak Albert Speer, opisujący samego siebie jako apolitycznego technokratę, mógł nie tylko być uwikłany w nazistowskie zbrodnie, ale też stać się jednym z największych nazistowskich zbrodniarzy”.

Dla każdego kto, choć trochę, interesuje się historią nazizmu czy II wojną światową, nie ulega wątpliwości iż Albert Speer był jednym z kluczowych filarów III Rzeszy a jego miejsce na procesie norymberskim (wśród takich zbrodniarzy jak: Hermann Goering, Joachim von Ribbentrop, Alfred Rosenberg, Hans Frank, Ernst Kaltenbrunner…)  było jak najbardziej uzasadnione i w pełni sobie na nie zasłużył.

Główny architekt Adolfa Hitlera, od 8 lutego 1942 minister odpowiedzialny za uzbrojenie i amunicję, szef Organizacji Todta, wykorzystując swoje nieprzeciętną inteligencję i prawdziwy zmysł organizatorski (trzeba to otwarcie przyznać) znacznie przyczynił się, zarówno  bezpośrednio jak  i pośrednio do przedłużenia działań wojennych a tym samym, do spotęgowania ogromnych zniszczeń, śmierci milionów żołnierzy i ofiar cywilnych. To jemu należy przypisać dynamiczne zwiększenie (oraz  utrzymanie) wysokiego tempa produkcji zbrojeniowej, przeznaczonej na cele militarne, w tym czołgów, samolotów, dział, amunicji, benzyny, paliwa lotniczego i rakietowego. Bez  jego, niewątpliwych talentów i twórczego umysłu,  klęska hitlerowskich Niemiec miała by miejsce zdecydowanie  szybciej.

Podczas procesu norymberskiego jako jedyny z oskarżonych wyraził skruchę z powodu zbrodni narodowego socjalizmu (któremu zawdzięczał, przecie,ż wyniesienie   na szczyty władzy) co dało  mu podstawę   by przez   przez kolejne lata, zasłaniając się niewiedzą czy niepamięcią, kreować swój wizerunek  tzw. „dobrego nazisty”. Swoją drogą to bardzo popularna przypadłość wśród nazistowskich zbrodniarzy-ot taka dygresja. Speer  jednak   robił to w sposób na tyle inteligentny, przemyślany  i skuteczny iż udało mu się zawiść wielu, nawet uznanych,  publicystów  i historyków, nie mówiąc już o zwykłych obywatelach.

Na szczęście nie udało się mu to ze wszystkimi…

Mamy w swoich rękach bardzo obszerną publikację brytyjsko-kanadyjskiego historyka Martina Kitchena, zatytułowaną „Speer.Architekt śmierci”, w której autor obala historyczne kłamstwa związane z tą  postacią i bezlitośnie  rozprawia się z  fałszywym, tworzonym dla medialnych potrzeb, wizerunkiem tego, niewątpliwego  zbrodniarza.

 Aby w pełni zrozumieć złożoność tej postaci autor opisuje nam jego życie osobiste i zawodową karierę, które (wpisane naturalnie, i jest to bardzo ważny kontekst, w zmieniające się polityczne i społeczne  tło ówczesnych  XX –wiecznych Niemiec)  z młodego, utalentowanego i ambitnego architekta, uczyniła aktywnego nazistę (wstąpił do NSDAP 1 marca 1931) i bliskiego współpracownika Adolfa Hitlera, wspierając i  wcielającego w życie jego obłąkańczą,  germańską wizje przyszłego świata. Autor w sposób niezwykle wnikliwy  i dobrze udokumentowany, kreśli jego oszałamiająca, nawet jak na ówczesne standardy, karierę, pozycje wśród hitlerowskiej elity władzy, zakres wciąż powiększających się kompetencji i wpływów (bardzo interesujące wątki dotyczące Adolfa Hitlera oraz  stosunków i relacji panujących wśród najwyższych  niemieckich dygnitarzy, partyjnych i państwowych) oraz szereg decyzji,  których podjęcie w konsekwencji zaprowadziło go  najpierw na norymberską ławę oskarżonych,  a potem cele, osławionego, wiezienia Spandau (wyrokiem sądu został skazany na dwadzieścia lat).

Te zresztą fragmenty książki, dotyczące więziennych losów Alberta Speera, zdecydowanie mniej znane czytelnikowi,  mnie osobiści zainteresowały  najbardziej. Podobnie jak jego dalsze kolej losów, już  po zwolnieniu z więzienia w 1966 roku, jako publicysty czy wykładowcy, często udzielającego się  w prasie i mediach ( i chętnie zapraszanego do rożnych audycji) podejmujących tematykę II wojny światowej czy nazizmu.

Z książki  wyłania się obraz genialnego organizatora, doskonałego planisty, zdecydowanie odbiegającego intelektem, kulturą  i sposobne bycia od innych nazistowskich przywódców ( by nie powiedzieć kreatur), który wszystkie swoje zalety  poświecił urzeczywistnieniu zbrodniczej idei, nie bacząc na to, do czego ona prowadzi. . Zdeklarowanego nazisty, który wbrew temu co twierdzi, miał pełną świadomość tego co wokół niego się dzieje i jak straszliwie zbrodnie popełniane są przez naród niemiecki na mieszkańcach podbitych krajów. W celu potwierdzenia tych tez, autor publikuje materiały z których jasno wynika iż  był on odpowiedzialny za wysiedlenie z Berlina tysięcy Żydów,  nie obca była mu wiedza o tym jak traktowani są przez SS robotnicy przymusowi  w podległych mu zakładach i do jakich  dantejskich scen dochodzi w obozach koncentracyjnych. Co więcej,  po latach udał dotrzeć się do dokumentów  z których jasno wynika iż Speer był autorem projektów rozbudowy obozu w Auschwitz,  w tym wież wartowniczych,  nowych  baraków dla więźniów, kostnic i pieców krematoryjnych(!!!).

Ukazuje całą brutala  prawdę  o nazistowskim przestępcy i zbrodniach brunatnego reżimu, których nie da się wymazać z historii XX wieku i które powinny na zawsze stać się przestrogę dla rządów i narodów świata.

„Speer. Architekt śmierci” Martina Kitchena, to niesłychanie ciekawa propozycja dla wszystkich, którzy chcą poznać mechanizmy funkcjonowania hitlerowskiego państwa przez pryzmat życia i kariery jednego z jej wysokich przedstawicieli. Gorąco polecam.

Ks. prof. Waldemar Cisło „Emigranci u bram”

„Wzrost islamskiego radykalizmu, rozwój terroryzmu, wojny na Bliskim Wschodzie, prześladowania chrześcijan przez radykalnych muzułmanów – mają swoje podłoże w szerszym zjawisku, jakim jest nasilający się od jakiegoś czasu konflikt islamu z cywilizacją Zachodu”

 Mając w pamięci wydarzenia rozgrywające się na przestrzeni ostatnich lat, w Europie i na Świecie,  trudno o bardziej aktualną publikację niż ta, którą serwuje nam Wydawnictwo Biały Kruk, piórem ks. prof. Waldemara Cisło.

Jak byśmy nie zaklinali rzeczywistość czy próbowali  bagatelizować zachodzące ma naszych oczach zmiany,  kryzys imigracyjny  i związane z nim  niebezpieczeństwo jest faktem, który wbrew naszym oczekiwaniom i pobożnym życzeniom,   w takiej czy innej formie, dotyka (i  dotykać będzie w przyszłości) całą wspólnotę europejską, w tym , naturalnie, nas Polaków.  „Arabska wiosna”, która ogromną falą rozlała się po  Bliskim Wschodzie, obalając skostniałe, skorumpowane totalitaryzmy i dyktatury, przyniosła wytchnienie  milionowym masom mieszkańców tego regionu i pobudziła nadzieje na lepszą przyszłość. Niestety, uwolniła również, demony fanatyzmu religijnego (dotychczas, w większości, kontrolowanie czy trzymane w ryzach przez rządzące reżimy) czego konsekwencją stała się  eskalacja muzułmańskiego radykalizmu, dynamiczny wzrost działalność organizacji terrorystycznych czy  powstanie tzw. Państwa Islamskiego.

 Aby zrozumieć w pełni sytuacje w której znalazł się nasz kontynent (i nie tylko nasz, oczywiście)  potrzebna jest znacznie szersza i wielokierunkowa wiedza  (również ta historyczna)  dotycząca  tematyki  emigracyjnej i powiązane w nim, w znacznym stopniu, męczeństwo chrześcijan w rożnych częściach naszego globu.

Doskonałą okazją  by taką wiedze pozyskać staje się książka ks. prof. Waldemara Cisło zatytułowana „Imigranci u bram”,  podparta ogromną i wielopłaszczyznową wiedzą oraz osobistym doświadczeniem kapłana  który podzielił się nią z czytelnikami.  Nakreślił w niej  obraz tej problematyki przez pryzmat historii, geopolityki, gospodarki, religii, aspektów etnicznych, narodowościowych i terytorialnych. Spraw  dotykających, wciąż nierozwiązanej, spuścizny kolonialnej, ekonomicznych interesów wielkich mocarstw, państw czy   potężnych koncernów przemysłowych, spraw  społecznych, obyczajowych czy pokoleniowych.  Również, co nieuniknione, wybujałych  ambicji poszczególnych przywódców, często popierających czy wykorzystujących do własnych celów religijny fanatyzm i ideologiczną podbudowę.

„Europa już od dawna zmaga się z problemem niedoborów na rynku pracy. Ze względu na starzenie się społeczeństw nie miał kto pracować. Niektóre państwa zachodnie postanowiły więc poradzić sobie z tym w ten sposób, że ściągały do siebie imigrantów zarobkowych z krajów muzułmańskich i zatrudniały ich w tych branżach, w których był deficyt rąk do pracy. W przypadku Francji nie bez znaczenia było również obciążenie kolonialne i poczucie winy po wojnie w Algierii. Pamiętając o średniej urodzin przypadającej na Francuzkę i islamską emigrantkę, łatwo zrozumieć, dlaczego ta początkowo mała grupa zaczęła szybko rosnąć. Dodatkowym bodźcem do zwiększania się tej populacji była możliwość łączenia rodzin. Przedsiębiorcy z wdzięcznością przyjmowali tanią siłę roboczą dającą możliwość pomnażania zysków. Pomysł był dobry, tylko potem okazało się, że nie do końca. Muzułmańscy imigranci z Turcji, Maroka, Algierii czy islamskich krajów Afryki Środkowej nie integrowali się, nie uczyli języka, nie poznawali miejscowej kultury. Nigdy też nie powodziło się im ekonomicznie aż tak dobrze jak rdzennym mieszkańcom danego kraju. Stąd rosnąca frustracja, stąd te liczne, zamknięte, ksenofobiczne społeczności muzułmańskie we Francji (dzisiaj we Francji żyje około 6 milionów wyznawców islamu), w Niemczech, Belgii czy Wielkiej Brytanii. I stąd ich nienawiść do kultury krajów, w których mieszkają (ci młodsi nawet od urodzenia) i szerzej do całej kultury zachodniej„.

Ów  szeroki wachlarz zagadnień (bardzo często ściśle powiązanych ze sobą, w tej czy innej formie),  da nam możliwość zrozumienia wielu mechanizmów i procesów zachodzących we współczesnym świecie   i, być może,  odpowiedź  na fundamentalne pytanie. Co dalej w tej sytuacji?

W publikacji najwięcej miejsca (co  zrozumiałe) poświęca autor tematyce związanej z Islamem  i jego ekspansją (w rożnych dziejowych okresach, z naciskiem na współczesność) oraz rożnych formach jaki on,  zawłaszcza na kontynencie europejskim,  przebiera. Autor podchodzi do tego zagadnienia bardzo kompleksowo i analitycznie przedstawiając nam zagadnienia dotyczące Islamu w bardzo szerokim kontekście, nawiązując do  osoby samego Mahometa  (jego życia i działalności) oraz  kreśląc obraz religii, która zmieniała się i ewoluowała na przestrzeni wieków,  przybierając formę, którą znamy dzisiaj, zarówno w wymiarze religijnym, ideologicznym, obyczajowym jak i  tym  zupełnie państwowym.

To bardzo ważny przekaz, szczególnie w obliczu rozmaitych ograniczeń i zagrożeń (opisanych tu na konkretnych przykładach-częstokroć przerażających z naszej, nadwiślańskiej, perspektywy), które owa religia ze sobą niesie dla  społeczności chrześcijańskich wraz z radykalizacją postaw swoich wyznawców na Bliskim i Dalekim Wschodzie (Chiny, Korea Północna,  Indie), Afryce (Sudan) czy  Europie (Francja, Wielka Brytania,  Niemcy, kraje skandynawskie). Nas, oczywiście, najbardziej interesuje nasze europejskie podwórko w którym dochodzi do przerażających aktów terroru , dynamicznej  radykalizacji młodego pokolenia muzułmanów czy szybkiego zasiedlenia (zastąpionego przez element militarny), które za kilkadziesiąt lat zmieni oblicze dotychczasowych społeczeństw (dane są zatrważające) i stanie się dla nas realnym problemem. Już dziś np. w tolerancyjnej i otwartej dotychczasowo Szwecji, obserwujemy powstawanie hermetycznych muzułmańskich enklaw, rządzących się  prawem szariatu do których boi się zapuszczać nawet  lokalna policja.

 „Mamy już przykłady w Szwecji czy we Francji, że muzułmanie w niektórych miasteczkach stanowią większość i są tam w stanie wybierać swoich burmistrzów i swoje władze. Mamy też przykład ze wspomnianej Szwecji: w miasteczku, w którym rządzą muzułmanie, wydano wszystkie gminne pieniądze na świętowanie ramadanu i zabrakło pieniędzy na drzewka na Boże Narodzenie… To nie jest może dyskryminacja, ale po prostu prognoza,  jak w przyszłości może wyglądać Europa”.

Autor bardzo wyraźnie piętnuje politykę  niezdecydowania  Unii Europejskiej, wielkich mocarstw czy poszczególnych rządów oraz brak skonkretyzowanej i  długofalowej wizji rozwiązania problemu emigracyjnego (oddziela przy tym autentycznych, wojennych  uchodźców od tzw. emigrantów ekonomicznych). Kierowanie się jedynie doraźnymi  rozwiązaniami  oraz polityczną poprawnością,  która w przyszłości może przynieść nam wszystkim, naprawdę, opłakane skutki. Oddaje przy tu głos środowiskom i  osobom, które na własnej skórze przekonały się jak poważny jest to problem, jak szybko dokonuje się  jego eskalacja, jak głęboko roszczeniowy jest stosunek emigrantów do państw, które wyciągnęły do nich swa pomocna dłoń.

Kilka gorzkich słów pada również pod adresem  samej religii chrześcijańskiej (a skoro mówi o tym duchowny, ma to swoją wagę), która w wielu przypadkach nie potrafi powstrzymać fali ateizacji, szczególnie w młodym pokoleniu, dla którego przestaje być „atrakcyjne duchowo” a które zaczyna  szukać dla siebie wzorców i  idei w innych religiach, w tym  również Islamie.

Oczywiście, z tezami i opiniami przytoczonymi przez ks.Waldemara Cisło  możemy się zgadzać bądź też nie (i to jeden z uroków naszej demokracji), jest to jednak z całą pewnością lektura z  którą, niezależnie od poglądów politycznych czy sposobu postrzegania świata warto się  zapoznać. Szczególnie w kontekście prasowych i medialnych doniesień, które nie zawsze cechują się obiektywizmem i merytorycznie wiedzą.  Polecam. 

Anne Garrels „W kraju Putina”.

Gdy w okolicy Czelabińska spadał meteoryt, rozjarzył niebo  i rozrzucił deszcz odłamków, a następnie cicho zatonął w jeziorze.  Wielu miało nadzieje, że podobnie będzie wyglądał upadek Związku Radzieckiego. Rezultatem upadku mocarstwa miała być uległa Rosja, nieszkodliwa jak kamień znajdujący się dziś w czelabińskim muzeum. Tak się jednak nie stało…”

 To kolejny, świetnie napisany  i porywający w swej treści reportaż, sygnowany przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego (polecam przy tej okazji:  Tima Judaha  „Czas wojny. Opowieści z Ukrainy”  i Hervé Ghesquière „Sarajewo. Rany są zbyt głębokie”) które powoli, jeśli chodzi o ten rodzaj literatury, staje się klasą samą w sobie -chylę czoła.

Ty razem będzie to interesujące spojrzenie  na  współczesną Rosje (choć, oczywiście, dla większego zrozumienia zawartych tu treści nie zabraknie wycieczek w okresy  wcześniejsze)  pióra amerykańskiej korespondentki  Anne Garrels, która spędziła w tym kraju kilka dobrych lat i jest  prawdziwą znawczynią problematyki wschodniej.   Co ciekawe,  zwłaszcza dla nas, tym razem nie będzie to spojrzenie z perspektywy wielkich i znanych metropolii jak Moskwa czy Petersburg, głównych beneficjantów ustrojowych  przemian, zaistniałych  po upadku ZSRR, lecz z. odległego,  prowincjonalnego Czelabińska. Tego samego Czelabińska,  który w 2013 roku znalazł się na ustach całego świata za sprawą upadku meteorytu  a który jak wiele mu podobnych miast i regionów (gdzie przysłowiowo „diabeł mówił dobranoc”) zmagały się i nadal zmagają ze skutkami gwałtownych, polityczno-gospodarczych zmian, zachodzących w ich ojczyźnie.

Zawsze miło i z wielką korzyścią dla wszystkich jest posłuchać ludzi, których wiedza  nie opiera i nie ogranicza się tylko do suchych, konkretnie sprecyzowanych  i ogólnie dostępnych wiadomości czy faktów, lecz na własnym doświadczeniu, osobistych kontaktach z mieszkańcami, znajomości  przedmiotu (w różnej formie) i obserwacjach, które pozwalają dotrzeć i wniknąć głębiej w rozpatrywaną tematykę, zrozumieć nastawienie i mentalność rozmówców, określony kontekst wypowiedzi, często myślowe skróty,  odniesienia, czytać między wierszami. Daje to unikalną możliwość lepszego zrozumienia czasu i miejsca, kształtujących je okoliczność, zewnętrznych i wewnętrznych,  oraz trudnych  wyborów, które każdego dnia stają się udziałem mieszkańców tego regionu, często  o różnym statusie materialnym i pozycji społecznej. To obraz społeczeństwa na rozdrożu dwóch epok. Przeżartych przez korupcje, biedę, galopujące bezrobocie, gospodarczą zapaść, wzrost przestępczości zorganizowanej i  brak perspektyw końcówkę rządów Borysa Jelcyna oraz   przynoszącą nadzieję i  stopniową, względną bo względną, ale jednak stabilizacje  nową władzę  Władymira Putina i jego ekipy.
 To też tłumaczy, w pewnym sensie, fenomen popularności obecnego prezydenta Rosji oraz  ogromną lojalność w stosunku do nowej władzy, wyrażaną (i przekładającą się wymiernie na wyborcze głosy) przez  mieszkańców prowincjonalnych regionów tego wielkiego, rosyjskiego państwa.

Reportaż Anne Garrels  pokazuje Rosję dwóch prędkości, ale tak naprawdę jest poruszającą opowieści o zwykłych mieszkańcach,  mających swoje marzenia, ambicje, plany na przyszłość i wciąż niestrudzenie zmagających się z trudami dnia codziennego. Rosjanach, którzy tak naprawdę (mentalnie czy światopoglądowo) nigdy nie wyparli się poczucia mocarstwowości (nieważne w jakim polityczno-historycznym zabarwieniu)  i dla których nadal najlepszą metodę (bardzo zręcznie, zresztą, wykorzystywaną i  podsycaną przez kremlowską propagandę) spajającą społeczeństwo i naród jest jednoczenie się wokół wspólnego wroga.

To co bardzo podoba mi się w tej lekturze to, to,  iż autorka (mimo, z całą pewnością,  wyrobionego zdania dotyczącego  różnych poruszanych tu zagadnień czy zjawisk)  stara się być jak najbardziej obiektywna i rzetelna w tym co opisuje,  nie próbując przekonywać na silę odbiorcy do własnych spostrzeżeń i opinii.

Dostajemy za to naprawę  sporą dawkę  interesującej i unikalnej , myślę,  w swoim wymiarze wiedzy, która zdecydowanie przybliży  nam tematykę wschodnią. No i książkę znakomicie się, przy tym, czyta… Gorąco polecam.