Archive for luty, 2015

Iwona Kienzler „Życie w PRL-u”

 Należę do pokolenia którego życie przypadło (na szczęście) na schyłek epoki PRL-u  i nasze osobiste doświadczenia dotykające istoty tego systemu są na tyle znikome i fragmentaryczne (co oczywiste, byliśmy dziećmi)  iż wiedze o nim czerpaliśmy głównie z relacji i opowiadań naszych ojców czy dziadów. Dziś, dysponując już większą historyczną wiedzą i własnym bagażem życiowych doświadczeń, mamy możliwość zupełnie inaczej spojrzeć na lata 1945-1989. Coraz częściej jednak, ze zdziwieniem a niekiedy z budzącym się zażenowaniem dla ludzkiej ignorancji i głupoty, słyszę głosy próbujące wybielać i zakłamywać prawdziwy obraz totalitarnego PRL-u.

Książka Iwony Kienzler  „Życie w PRL-u” pozwala nam w bardzo przystępnej, popularnonaukowej i skondensowanej formie przypomnieć (zwłaszcza młodemu pokoleniu), najważniejsze wydarzenia tego ponurego okresu, obejmujące szeroką gamę zagadnień i zjawisk.  To przekrojowe, choć ze względu na rozmiar bardzo powierzchowne, spojrzenie na lata komunistycznej dyktatury (przyznam się szczerze, że w kilku miejscach aż prości się o bardziej wnikliwe podejście do tematu, czy sprawdzenie wiarygodności poszczególnych faktów np: dotyczących śmierci Bolesława Bieruta po XX Zjeździe KPZR) obejmujące  oprócz wydarzeń  czysto historycznych,  również szereg ważkich aspektów natury politycznej, ekonomicznej, społecznej, ideologicznej, kulturowej  i obyczajowej, przeplatanych śmiesznymi anegdotami, polityczną satyrą ( niekiedy gorzką) i ulicznym humorem, charakterystycznym dla różnych etapów i przejawów nowej władzy.

Amerykański dziennikarz pyta Polaka:

-Jaki jest wasz stosunek do ZSRR?

– Bardzo dobry-słyszy w odpowiedzi- My dajemy im zboże, a oni biorą nam cukier.

 „Obowiązuje zakaz kąpieli w Bugu, bo gdyby ktoś zaczął tonąć  i machać rękami, Sowieci mogliby pomyśleć że są wzywani na pomoc”.

Zawarty w lekturze ciąg historyczno-politycznych wydarzeń, ułożony jest w porządku chronologicznym,  będącym odzwierciedleniem owego  systemu rządów  oraz  zmian zachodzących w relacjach państwo –naród,  na przestrzeni dekad i lat w ramach gwałtownie zmieniających się uwarunkowań wewnętrznych i międzynarodowych. Począwszy od osławionego już w manifestu PKWN  i  instalowania się w Polsce się nowych, polsko sowieckich władz, poprzez  referendum a później wybory w 1947 roku, tzw. okres stalinowski,  lata łagodzenia politycznego kursu po śmierci Józefa Stalina, pełnego nadziei Październik 1956 roku i dojście do władzy Władysława Gomółki, tragiczny rok antysemickich wystąpień   w 1968 roku, erę gierkowską, aż po upadek komunistycznych rządów.

Wyraźnie zarysowana jest  tu  metodologia sprawowanej władzy: bezwzględna walka z podziemiem niepodległościowym (AK, NSZ, WiN), brutalne tłumienie wszelkich opozycyjnych przejawów, pokazowe procesy, skrytobójcze mordy, więzienia (znęcanie się psychicznie i  fizyczne nad osadzonymi), walka z kościołem katolickim, wszechwładna cenzura, wywłaszczanie, masowa inwigilacja, niszczenia własności prywatnej, reglamentacja towarów i ogólna bieda, brak wolności słowa i wiele innych, zupełnie karygodnych  zjawisk tego okresu. Niektórym z nich, jak cenzurze, centralnemu planowaniu, socrealizmowi  poświęca autorka osobne rozdziały.

Oczywiście, zaraz mogą podnieść się głosy że w omawianym okresie zrobiono również wiele dobrego: odbudowano kraj (zwłaszcza stolice) po zniszczeniach II wojny światowej, zlikwidowano analfabetyzm i przepaści klasowe,  zapewniono ogólny dostęp do oświaty i służby zdrowia itd. Ale czy wolne, demokratyczne rządy nie dokonałoby tego? Z całą pewnością tak, a wsparte dodatkowo amerykańskim Planem Marshalla, z którego skorzystała  Europa Zachodnia postawiły by nasz kraj na nogi o wiele szybciej, zapewniając jego mieszkańcom lepszy (nieobciążony ideologicznie) start ku przyszłości…

 Książka Iwony Kienzler  „Życie w PRL-u” ze względu na przystępność formy i treści   jest zdecydowanie pozycją dla tych wszystkich, który po raz pierwszy stykają się z problematyką PRL-u i  która być może stanie się dla nich zachętą do sięgnięcia po poważniejsze i bardziej wnikliwe opracowania dotyczące tej tematyki.

Wojciech Mucha „Krew i ziemia”

Nie jesteśmy ukrainofilami. Nie podoba nam się bynajmniej obecny stan rzeczy w społeczeństwie ukraińskim, nie roztkliwiamy się nad historią ukraińską, nie rozrzewniamy się nad obrazem stepu, futoru czy sadu wiśniowego (…). Raczej przeciwnie. Potrafilibyśmy w sposób może bardziej jaskrawy, a zapewne od pewnych ugrupowań ukraińskich bardziej obiektywny, skrytykować sytuację wewnętrzną w społeczeństwie ukraińskim, pracę jego niektórych reprezentantów i instytucji, sens pewnych posunięć

Dawno nie było już tak doniosłego wydarzenia w najnowszej historii Europy (zwłaszcza naszej jej części)  które by w tak wyraźny sposób zachwiało  mozolnie budowanym przez lata, europejskim systemem  wzajemnego bezpieczeństwa, polską racją stanu i opinią publiczną   jak rozgrywający się na naszych oczach konflikt ukraiński. Dramatyczne  i krwawe wydarzenia na kijowskim Majdanie, upadek rządów Janukowycza, zajęcie Krymu i wybuch zamieszek na wschodzie kraju, które w krótkim czasie przekształciły się w otwarte starcia zbrojne (a w konsekwencji okupację tych terytoriów przez wspieranych przez Moskwę tzw.”separatystów”). Wszystko to podziałało na  światowych i europejskich przywódców jak przysłowiowy kubeł zimnej wody, wyrywając z sennego letargu (do których przywykliśmy w ostatnich dekadach względnej stabilizacji) całe społeczeństwa i narody. Dziś, koszmar naszych dziadów i ojców rozgrywający  się tuż  za naszymi wschodnimi rubieżami,  rozlewa się złowrogim pomrukiem po stolicach, parlamentach i polityczno –wojskowych czynnikach decyzyjnych Wspólnoty Europejskiej (i wśród milionów zwykłych obywateli), budząc ogromne zaniepokojenie a często  i strach, co do najbliższej,  nadchodzącej przyszłości. Mimo licznych prasowych i medialnych  doniesień, przekazów i komentarzy (właściwie nie schodzących z telewizyjnych ramówek), dotyczących postępującej eskalacji wydarzeń w tym regionie, różnych form jakie przybierają i podejmowanych co jakiś czas prób międzynarodowych mediacji, nasza wiedza o samym konflikcie, jego podłożu i głównych jego autorach (z obydwu zwaśnionych stron) jest wciąż bardzo znikoma i fragmentaryczna.

Dużą pomocą w zrozumieniu skomplikowanej, trudnej sytuacji w jakiej znalazł się nasz wschodni sąsiad stanie się dla nas książka Wojciecha Muchy zatytułowana „Krew i ziemia”, będąca wstrząsającym, reporterskim zapisem  tego co  polscy dziennikarze  mieli okazje zaobserwować  i przeżyć podczas dwóch misji,  które odbyli na targanej burzliwymi wypadkami i splamioną krwią ukraińskiej ziemi.

Z tego też, jak sądzę, powodu   konstrukcja tej publikacji jest właśnie dwudzielna.  Część pierwsza, „Krew” – to poruszający i uderzający realizmem opis wydarzeń rozgrywających się na  kijowskim Majdanie i wokoło niego,  podczas protestów  i brutalnych prób jego stłumieni przez Berkut i siły specjalne, wierne jeszcze starej władzy. „Ziemia „-czyli części druga, to z kolei unikalny i szalenie interesujący zapis podróży naszych bohaterów po różnych rejonach ukraińskiego państwa,  już po wydarzeniach w stolicy, biegnącej przez min: Donieck, Bar, Winnice, Równe, Czerniowce, Użgoród i wiele innych ciekawych dla nas miejsc, często związanych z naszą własną, odległą historią  i zamieszkujących je mieszkańców (z niektórymi z nich zetknęli się już wcześniej).

Publikacja, mimo iż nasycona (co oczywiści nieuniknione) dużym ładunkiem emocjonalnych, jest pierwszą w naszym kraju próbą obiektywnego, na tyle na ile w zaistniałej sytuacji jest to możliwe, spojrzenia i przybliżenia czytelnikowi realiów i skomplikowanej  sytuacje wewnętrznej i zewnętrznej w której znalazło się zdestabilizowane ukraiński państwo, zbilansowania dotychczasowej wiedzy o  sytuacji tego narodu w kontekście własnej i międzynarodowej  polityki  (z uwzględnieniem dominującej roli Rosji, Władymira Putina ) i niezbyt optymistycznych prognoz co do zażegnania tej sytuacji . To próba uzmysłowienia polskiemu czytelnikowi jak wyraźnie i głęboko  sięgają podziały w ukraińskim społeczeństwie, jak  różne są oczekiwania jego obywateli  w zależności od regionów z których pochodzą i jak trudno przychodzi im skrystalizowanie na nowo narodowej tożsamości.  To rozgrywająca się na naszych oczach historia ukraińskiej drogi ku demokracji i prawie do decydowania o sobie,  krętych ścieżkach polityczny – dyplomatycznych układów, pozakulisowych  zależności, poświecenia w imię określonych wartości, zdarzaniu się twardych, pragmatycznych  reguł państwowego współistnienia z szumnymi, często populistycznymi, ideami i hasłami. Obraz smutnej rzeczywistość  przeplatany jest idealistycznymi  porywami,  szeregiem podziałów na tle narodowościowym i etnicznym,  różnym pojmowaniu historii i jej zaszłości (szczególnie bulwersujące nas Polaków podejście do Ukraińskiej Powstańczej Armii i Stefana Bandery), stosunkiem do Rosji, USA, krajów nadbałtyckich  i Unii Europejskiej. Tego jak sami Ukraińscy postrzegają swój kraj, jego miejsce wśród innych państw, samych siebie i kierunek przemian jaki powinni obrać w przyszłości. 

To, co bez wątpienia uderza w tej publikacji,  a tym samym czyni ją niesłychanie dla nas interesującą, szczególnie z poznawczego punku widzenia ,to to iż przedstawione w niej fakty i zjawiska odbiegają dość  często od głównego nurtu i sposobu w jaki ukraiński kryzys przedstawiany został i zostaje nadal  w mediach „głównego nurtu”. Autor sięga głębiej, do miejsc i ludzi których na próżno by szukać w środkach masowego przekazu, prze co zarówno same fakty jak i ich  tło są o wiele  pełniejsze, bardziej różnorodne i merytorycznie uzasadnione.

 Książka  „Krew i ziemia”  Wojciecha Muchy, pozwoli nam z całą pewnością spojrzeć szerzej na tok i dramaturgie rozgrywających  się tu wydarzeń  i pogłębić naszą wiedzą o wielu istotnych aspektach ukraińskiego konfliktu, który, chcemy tego czy nie, już  dawno wyszedł poza lokalne i regionalne granice. Polecam.

Najnowsza powieść Dmitrija Glukhovsky’ego.

Już za dwa tygodnie w księgarniach całej Polski pojawi się FUTU.RE – najnowsza powieść Dmitrija Glukovsky’ego, autora kultowego Metra 2033 i twórcy najsłynniejszej postapokaliptycznej serii Uniwersum Metro 2033.

FUTU.RE jest opowieścią o świecie, w którym śmierć została pokonana; badania naukowe, prowadzone jeszcze przez nasze pokolenie, zapewniły kolejnym nieśmiertelność, zatrzymały starzenie się i sprawiły, że ludzkość weszła w posiadanie Graala, poszukiwanego przez nią od zarania dziejów. Ziemię zaludniają wiecznie młode, zdrowe i piękne istoty. Jednak każda utopia ma swoje cienie. Przeludniony świat pęka w szwach. Środki potrzebne do życia muszą być ściśle racjonowane – dotyczy to również mieszkań: Europa, Ameryka, olbrzymie połacie pozostałych kontynentów zostały zabudowane ogromnymi wieżowcami, których najniższe kondygnacje przykryły znany nam świat, a najwyższe sięgają ponad chmury. To w nich, w koszmarnie ciasnych kubikach, gnieździ się ludzkość, zmagająca się z niedoborem środków i legislaturą, która ma utrzymać przeludnienie w ryzach.

FUTU.RE to opus magnum Glukhovsky’ego: niezwykle dojrzała powieść, która oprócz charakterystycznych elementów gatunku science fiction (trzymająca w napięciu, pełna nieoczekiwanych zwrotów fabuła, niezwykle przekonująca wizja świata przyszłości), zawiera coś jeszcze. Autor podejmuje dyskurs o miejscu Boga w świecie, w którym nieśmiertelność jest dostępna dla każdego i poddaje krytyce społeczeństwa Europy i Ameryki, z których każde na swój sposób radzi sobie z cywilizacyjnymi konsekwencjami nieśmiertelności.

Ale FUTU.RE jest przede wszystkim naładowaną emocjami opowieścią o miłości, odkrywaniu własnego powołania i o niezmienności ludzkiej natury, ze wszelkimi pozytywnymi i negatywnymi tego konsekwencjami. FUTU.RE to prawdziwie intensywny opis nowego wspaniałego świata, który sprawi, że czytelnik już od pierwszych stron poczuje jego klimat; oczami Jana Nachtigalla 2T, Nieśmiertelnego, pozna szczegółowo jego blaski i cienie.

Za podsumowanie FUTU.RE Glukhovsky’ego niech posłuży zwrot z czwartej strony okładki: „POKONALIŚMY ŚMIERĆ. I CO DALEJ?”.

Zapraszamy do wysłuchania pierwszego rozdziału powieści FUTU.RE, zatytułowanego „Horyzonty” w mistrzowskiej interpretacji Krzysztofa Banaszyka.

http://bit.ly/future-audio1

Sylwia Frołow „Bolszewicy i apostołowie”

 „Wierzę, że przyszłość będzie miłosierna dla nas wszystkich. Rewolucjonista i wstecznik, ofiara i kat, zdrajca i zdradzony- wszyscy razem dostąpią zmiłowania, kiedy błyśnie wreszcie światło na naszym ciemnym niebie”

Osiem niezwykłych historycznych szkiców. Osiem pogmatwanych i  skomplikowanych ludzkich życiorysów, naznaczonych (w różny sposób) przez rosyjską rewolucje, przeświecające  jej idee oraz  całą gamę konsekwencji, które ze sobą niosły, dla nich samych jak i niezliczonych ludzkich mas. Osiem postaci, które na zawsze zapisały się w historii XX wiecznej Rosji  i które (mimo dzielących ich różnic: indywidualnych, klasowych, ideologicznych, ekonomicznych czy innych) stały się odbiciem swoich czasów, głęboko wierząc w słuszność podejmowanych przez siebie decyzji, wyborów, oraz celów które im przyświecały  i do których dążyli w sposób bezkompromisowy, bezwzględny.

 Ludzi, gotowych w imię urzeczywistnienia głoszonych przez siebie haseł i programów poświecić życie osobiste i rodzinne, dopuścić się wielu manipulacji, niegodziwości, oszust, kłamstw, okrutnych, odrażających zbrodni, skrytobójczych mordów a nawet masowych eksterminacji tysięcy zupełnie niewinnych ludzi.

Niektóre z tych postaci są nam doskonale znane, a ich biografie zapełniłyby półki niejednej miejskiej biblioteki: Włodzimierz Ilicz Ulianow, czyli  Lenin, ostatni car Rosji  Mikołaj II czy słynny pisarz Maksym Gorki. O innych,  oprócz grona zagorzałych miłośników historii i badaczy rosyjskich dziejów, zwykły czytelnik wie raczej niewiele i  właśni te  są, moim zdaniem,  zdecydowani najciekawsze: starszy brat Lenina, Aleksander – stracony za próbę zamachu na cara, Borys Sawnikow- legendarny eserowski bojownik i terrorysta, przed którym drżała bolszewicka władza, dwie słynne (choć pochodzące z wrogich sobie obozów) rosyjskie rewolucjonistki,  Maria Spidorowa i Aleksandra Kołłątaj  i chyba najbardziej tajemniczy w tym gronie człowiek  Aleksander Parvus- który w znacznym stopni wziął na siebie finansowanie bolszewickiej rewolucji 1917 roku i był pomysłodawca powrotu Lenina do ogarniętej wrzeniem Rosji w niemieckim pociągu i za niemiecki pieniądze. To, co najbardziej uderza mnie  w tej lekturze, to fakt iż autorka podjęła się trudnej próby odmitologizowania tych postaci, obdarcia ich z utrwalonego w literaturze, komunistycznej propagandzie  i historii  wizerunku (często zupełnie zakłamanego czy nieprawdziwego)  i wyraźnego wyjścia   poza ogólnie przyjęte  ramy w jakich postrzegamy ich samych, ich działalność, zawodowe i polityczne kariery oraz szereg  wydarzeń (niekiedy dramatycznych i tragicznych w swoim wymiarze) w których brali udział,  bądź też odcisnęli na nim swoje piętno w aspekcie decyzyjnym czy wykonawczym. 

Próbuje znaleźć w nich ten kruchy ludzki wymiar, ów  pierwiastek, który leży u źródeł tego, dlaczego wybrali właśnie taką,  a nie inną życiowa drogę, moment czy  momenty które spowodowały że poddali się  bezgranicznie  idei światowej rewolucji. Wniknąć w ich warstwę  psychologiczną, emocjonalną, intymną  oraz spróbować zagłębić się w ich motywacje,  sposób w jaki postrzegali i oceniali otaczający ich świat, cytując ich samych oraz ludzi którzy mieli z nimi bezpośredni kontakt.
Co ciekawe, niektórzy z nich, pod koniec swojego życia zdali sobie sprawę z klęski koncepcji i planów  w które wierzyli i którym podporządkowali całe swoje życie,  ponosząc na tym polu ideologiczną i osobistą porażkę.

„Przegraliśmy. Idee przepadły, żyje się nie lżej, ale ciężej. Światowej rewolucji nie ma i nie będzie. A jeśli miała by być, to przyniesie tylko nieobliczalne szkody całej ludzkości”. [ Aleksandra Kołłątaj-JN]

” […] nie ma za co umierać. Właśnie nie ma za co. Bo idea umarła już dawno” [Borys Sawnikow-JN]

 Zestawiając ze sobą  w lekturze te barwne biografie,  Sylwia Frołow  kierowała się zapewne własnym określonym kluczem takiego właśnie ich doboru. Ja osobiście w ich  gronie chętnie spotkałbym chociażby Aleksandra Kiereńskiego  (jako polityka plasującego się, oczywiście w  dużym  uproszczeniu, gdzieś pomiędzy Leninem a Mikołajem II) oraz  któregoś ze znanych przywódców białych armii:  Antona Denikina czy Aleksandra Kołczaka, jako przeciwwagę dla bolszewików.  Być może autorce uda się kiedyś poszerzyć plejadę prezentowanych  tu historycznych postaci, związanych z rosyjskimi wydarzeniami tego okresu. Bardzo by mnie to ucieszyło.

Książka  napisana z  wyraźną pasją (chylę czoło) i ogromnym literackim zaangażowaniem, co skutkuje tym iż nie jest to suche, skostniałe, powielane po raz któryś  i pozbawione emocji historiograficzne odzwierciedlenie faktów z początków XX wieku, ale opowieść o ludziach z krwi i kości, których życie i decyzje miały ogromny wpływ na dzieje ówczesnego  świata a pokłosie niektórych podjętych przez nich działań odczuwalne jest  jeszcze po dziś dzień. Naprawdę gorąco polecam.

Karl Whitney „Dublin. Miasto nieodkryte”

 

Kolejny, zbiorowy portret europejskiego miasta prezentowany nam  w ramach bardzo interesującego cyklu  wydawnictwa Magnum -„Miasta świata”. Po Rzymie, Amsterdamie, Jerozolimie i Berlinie  przeszedł czas na stolice Zielonej Wyspy, czyli irlandzki Dublin. Przewodnikiem po nim staje się książka Karla Whitney’a  zatytułowana „Dublin. Miasto nieodkryte”, będąca niesłychanie barwnym, wnikliwym i naznaczonym przez  liczne dziejowe zakręty, obrazem tego wciąż mało nam znanego  miasta.
Pieszo, rowerem, tramwajem, autobusem,  wspinając się na okoliczne wzgórza, schodząc w  podziemne labirynty, klucząc wśród  zatłoczonych uliczek i  zakorkowanych jezdni,  konsekwentnie, krok po kroku, wiedzie nas pisarz ku miejscom, które jego zdaniem,  warte są pokazania  i utrwalenia w naszej pamięci.  Główne komunikacyjne arterie, majestatyczne mosty, miejsca naznaczone przez wichry i burze  historii ( Zamek Dubliński, Katedra świętego Patryka, Trinity College), wspaniałe (utrzymane w gregoriańskim czy neoklasycystycznym   stylu) kamienice, gwarne, urokliwe handlowe pasaże, lśniące zielenią parki lecz również ultranowoczesne projekty (Most Samuela Besketa), biurowce, osiedla, przyciągające  neonami  bary i restauracje,  krzykliwe witryn modnych sklepów i centrów  handlowych oraz często obskurne, stojące na rogach budki z  jedzeniem.

Miejsca, gdzie historia miesza się z polityką, tradycja z wielokulturowością,  a dawne struktury miejskiej zabudowy ze śmiałymi, współczesnymi urbanistycznymi wizjami.

Autor pokazuje nam swoje rodzinne miasto ( pełne ważnych dla niego i wzbudzających wspomnieni miejsc) pragnąc uzmysłowić czytelnikowi to, jak
 zmieniało się ono na przestrzeni wieków, dekad i lat (sporo tutaj historycznych wycieczek np . w stronę kultury celtyckiej, ery wikingów czy brytyjskiej dominacji ) i ewoluowało w rożnych kierunkach na płaszczyźnie architektonicznej, politycznej, kulturowej, społecznej, obyczajowej, co oczywiście miało i ma nadal, ściśle określony wpływ na to jak wygląda ono i funkcjonuje dzisiaj. Towarzyszą mu inni mieszkańcy irlandzkiej stolicy, którzy dzielą się z nami swoimi opiniami, spostrzeżeniami i  przemyśleniami: członkowie rady miejskiej, archeolodzy, inżynierowie, pracownicy wydziału kanalizacji, mieszkańcy kamienic i  osiedli, deweloperzy, kierowcy miejskiej komunikacji, a nawet byli członkowie  Irlandzkiej Armii Republikańskiej.

Nie obędzie  się oczywiście bez wędrówki śladami najwybitniejszego Irlandzkiego pisarza Jamesa Joyse’a (i jego rodziny), który jak nikt chyba inny nie był tak bardzo związany z irlandzką stolicą.

„Wszystkie większe utwory Jemesa Joyce’a są osadzone e Dublinie, mieście, w którym pisarz mieszkał od swojego urodzenia w 1882 roku do wyjazdu do Paryża  w 1904. Życie i twórczość Joyce’a stały się oficjalna częścią  historii  miasta: wyretuszowane, uładzone, upiększone. Od wielu lat twarz Joyce’a jest, w dosłownym sensie, powszechnie uznawaną walutą: pojawia się na irlandzkim banknocie  na tle Gór Dublińskich i południowej części Zatoki Dublińskiej”.

Wszystkie te elementy, po skomponowaniu ich w jedna spójna całość, pozwolą nam zobaczyć Dublin z trochę innej (niż ta prezentowana w  turystycznych przewodnikach), perspektywy, przez co nabieramy dużej chęci by odkrywać je wciąż na nowo. Książka Karla Whitney’a  „Dublin. Miasto nieodkryte” z pewnością nam w tym pomoże.

Stefan Korboński „Polonia Restituta”

„Dwudziestolecie Niepodległości poprzedzone przeszło stuletnia niewolą, ma wielkie historyczne znaczenie. W tym Dwudziestoleciu, każdy wolny, niepodległy dzień się liczy i każde wolne, niepodległe wydarzenie się rachuje”.

 Długo nam przyszło czekać na polskie wydanie wspomnień Stefana Korbońskiego, które po raz pierwszy ukazały się drukiem w Stanach Zjednoczonych w latach osiemdziesiątych. Dziś, dzięki staraniom Wydawnictwa Prohibita  zagościły w końcu na naszych księgarskich półkach.

To fascynująca, pouczająca, niezwykle  ciekawa i wyraźnie tchnąca  sentymentem podroż ku burzliwemu, trudnemu, skomplikowanemu i pełnemu niepokojów okresowi  dwudziestolecia międzywojennego,  widziane oczami człowieka głęboko zaangażowanego (w rożnej formie)  w życie i rozwój odradzającej się po latach zaborów II Rzeczypospolitej. Wieloletniej i owocnej działalności, rozgrywającej  zarówno na polu wojskowym, zawodowym, politycznym, społecznym, obyczajowym,  kulturowym jak i towarzyskim.

 „Moje Dwudziestolecie Niepodległości jest o tyle bogate, że składa się na nie, z jednaj strony walka z bronią w ręku o odrodzona Polskę, nauka, praca i polityka, z drugiej bujna młodość, czasami szalona, upojenie przyrodą i przygodą oraz wesołe, nieraz lekkomyślne życie”.

 I takie też są wspomnienia Stefana Korbońskiego,  w którym doniosłe historyczne wydarzenia (konflikt  polsko-ukraiński i walka o Lwów,  wojna polsko -bolszewicka 1920 roku,  III Powstanie Śląskie,  przewrót majowy, proces brzeski, twarde rządy sanacji) przeplatają się z bujnym i rozrywkowym życiem kulturalno-towarzyskim, wykwintnymi restauracjami, bankietami, rautami, światem modnymi  klubów, barów, pojedynków i suto zakrapianych nocnych eskapad.

 „Wspaniałe lokale, dywany, meble, bary, trunki z całego świata, artyści, śpiewacy, tancerze, orkiestry, tańce i wyfrakowaną służba – wszystko to składało się na podniecającą, naładowana elektrycznością atmosferę, która się wdychało pełną piersią już po przekroczeniu pierwszego progu.[…] Adria stała świątynią lekkiej muzy, równą podobnym w Nowym Yorku, Paryżu i Londynie”.

Duża aktywność polityczna  i zaangażowanie w ruch ludowy  oraz obowiązki wynikające z kariery prawniczej (ciekawe jest,  widziane właśnie z tej perspektywy, spojrzenie na ówczesna polską rzeczywistość), lecz również relacje z  widowisk, wystaw, bali,  przedstawień teatralnych, oper, baletów  i innych rozrywek tego czasu, w których nasz bohater miał okazje uczestniczyć. Zwłaszcza wątek kulinarny dotyczący tego w czym gustowała przy stole ówczesna elita

 „Gdy byliśmy nastawieni tylko na konsumpcje, szło się do Bukieta na Nowym Świecie na karasie w śmietanie, karpia z wody z masłem, na bryzol, a ja na tak zwaną „potrawę niezdecydowanych”, czyli sznycel wiedeński po męsku, a więc z dwoma jajkami i garniturem jarzyn”

 „Irena kochała raki i mnie zaszczepiła tę pasję. Polowaliśmy na nie po restauracjach i zjadali tuzinami, ale nie pod białe francuski wino, Mosela czy reńskie, a pod czysta z kropelkami”.

To wspaniały, bogaty okres naszych dziejów (choć targany jak wiemy szeregiem wewnętrznych i zewnętrznych konfliktów i problemów) który mimo tego iż dawno  przeminął, wzbudza nadal  w autorze ogrom uczuć przeróżnej natury (co zrozumiale), które w sposób niezwykle sugestywny udzielają się  czytelnikowi.  Pozwalają mu tym samym , choć na krótką chwilę poczuć klimat i atmosferę  tamtych dwóch, niesłychanie ważnych dla naszego kraju,  dekad.

 „Polonia Restituta” Stefana Korbońskiego  to bez wątpienia znakomita lektura i unikalne wielopoziomowe  historyczne świadectwo, które stać się powinno pokazową lekcja patriotyzmu, bezinteresowności i zaangażowania w sprawy niepodległości naszej ojczyzny i jej rozwoju.

Mam nadzieje iż tak się stanie. Gorąco polecam.

Simon Scarrow „Centurion”

“Gdy nad portem zapadł zmrok, dowódca kohorty spoglądał w dół ostrego zbocza ku rzece. Eufrat spowijała rzadka mgła.[…] Na te myśl, centurion Kastor poczuł jeżące mu się na karku włoski. Owinął się szczelnie płaszczem, zwęził oczy w szparki i zapatrzył się na ziemie leżące na drugim brzegu rzeki . To było terytorium Partów”

To już ósma, w kolejności, odsłona losów  dwójki zaprawionych w bojach, rzymskich centurionów II Legionu,   Katona i Marko  wpisana w znakomity rzymski cykl powieści Simona Scarrowa zatytułowany „Orły imperium”.

 Autor konsekwentnie i z niezaspokojonym apetytem wiedzie nas ku kolejnym zbrojnym bataliom,  toczonym przez rzymską armię na rożnych, wciąż zmieniających się, teatrach wojny rozległego  cesarstwa.  Tym razem, zarówno fabuła jak  i akcja powieści toczą się wokół zbrojnej konfrontacji  z potężnym i wpływowym  imperium Partów, zaś zarzewiem konfliktu staje się niewielkie, lecz bogate królestwo Palmiry,  od dawna będące kością niezgody w polityce obu potęg. Podstępne zajęcie pogranicznego  fortu na Eufratem i rzeź rzymskiego garnizonu, staje się kroplą która przechyliła czarę goryczy  i pogrzebała  utrzymujący się jeszcze kruchty i iluzoryczny pokój.

 Książka trzyma solidny poziom poprzednich części cyklu, zarówno jeśli chodzi o aspekty merytoryczne (znajomość historycznych realiów opisywanego okresu,   tutaj dodatkowo wzbogacona  o wiedzę dotycząca Bliskiego Wschodu) jak i typowo literackie. Sprawnie i ciekawie prowadzona narracja, dynamizm sytuacyjny, przemyślane dialogi, łatwość łączenia literackiej fikcji z prawdziwymi wydarzeniami i ogólna spójność powoduje że otrzymujemy ( po raz kolejny) porządną historyczno- przygodową powieść wysokiej  noty, która pochłania nas bez reszty.

 Pozycja ta  jest też niejako kwintesencją tego, czym ekscytowaliśmy się  czytając poprzednie tomy: wielobarwnością i niemal drobiazgowymi opisami miejsc i zdarzeń, kipiącymi od emocji kreacjami bohaterów, pełną niespodzianek i nagłych zwrotów  dynamiczną  akcją, oraz  ukazaniem wojny we  wszelkich możliwych jej krwawych aspektach (oraz specyfikę walk rożnych rodzajów wojsk i narodowości tego regionu) wraz z całą gamą towarzyszach temu uczuć.

Dowódca pierwszy dotarł do wzniesionej na placu barykady z przewróconych wozów i belek. Rąbnął tarczą o wywrócony stragan, potem dźgnął powietrze nad nim włócznią, starając się przyszpilić najbliższego przeciwnika. Mężczyzna odskoczył jednak, schował się za tarczą i wymierzył cios mieczem w drzewce włóczni próbując wytrącić broń z ręki gwardzisty. Tymczasem dowódcę  wsparli z obu stron  greccy najemnicy rażąc chowających się za barykadą grotami włóczni …”

 Powieścią „Centurion” Simon Scarrow znów udowadnia iż  jest prawdziwym mistrzem gatunku, który  jak nikt inny potrafi tchnąć życie w świat dawno minionych dziejów.

Polecam wszystkim miłośnikom dobrej powieści historycznej.

Marek Piekarczyk „Zwierzenia kontestatora”

 „Pojawił się, rozbłysnął i rozświetlił przekorną paletą wartości. Nieoszlifowany diament, który na szczęście nie dał się wygładzić”.

 Autoryzowany, utrzymany w konwencji wywiadu rzeki, biograficzny rys jednego z najważniejszych i najbardziej rozpoznawalnych polskich muzyków rockowych ostatnich dekad, Marka Piekarczyka. Wieloletniego wokalisty  kultowego już zespołu TSA, Ball’s Power, solisty, głównego bohatera rock –opery Jezus Christ Superstar (w reżyserii Jerzego Gruzy) a ostatnio również cenionego i lubianego przez publiczność  jurora muzycznego talent – show The Voice of Poland. Artysty zdecydowanie nieszablonowego, wrażliwego  muzyka, poety, autora tekstów, a przy tym  bacznego i wnikliwego obserwatora otaczającej nas rzeczywistości.

Wywiad szczery, refleksyjny, nie stroniący od tematów kontrowersyjnych i bolesnych (zwłaszcza tych dotykających sfery rodzinnej), miejscami bardzo osobisty, wręcz intymny, przeplatany humorem, licznymi anegdotami i historyjkami z barwnego rockandrollowego życia. To wyłaniająca się z treści opowieść o  trudnej i wyboistej drodze na artystyczny szczyt, blaskach   i cieniach sławy, pieniądzach, firmach fonograficznych  i polskich rynku muzycznym (nie wystawia mu bynajmniej laurki), postaciach, które odegrały w jego życiu ważną rolę oraz  całej plejadzie interesujących  ludzi, których los postawił na jego drodze. O młodzieńczych fascynacjach (nie tylko muzycznych), hipisowskich ideałach, ponurych, pełnych absurdów czasach PRL-u, który wpisał się w historie tego pokolenia, dziewczynach, miłostkach i poważnych związkach (zwłaszcza ostatnim), przyjaciołach, dramatycznych wyborach, ojcostwie,  ciężkiej pracy,  niedoli emigranta oraz odnajdywaniu się w nowej, współczesnej już nam, rzeczywistości III RP. Przede wszystkim jednak o muzyce, muzyce wokół której ogniskowało się przez lata (w takiej czy innej konfiguracji i  formie) i ogniskuje się nadal  jego życie: dawnych i obecnych  idolach, procesie tworzenia, powstawaniu płyt,  relacjach z tras, koncertów, kontaktach  z fanami, managerami czy członkami innych zespołów z którymi spotykał się przez  lata obecności na scenie

„Czasami spotykaliśmy inne zespoły: Daab, Republikę, Manam, Lady Pank, Oddział Zamknięty. Cieszyliśmy się z tych spotkań, bo mogliśmy się poznać, pobyć ze sobą. Wszyscy byli szczęśliwi, wygłupialiśmy się”

 Książka „Zwierzenia kontestatora” pozwoli nam trochę inaczej spojrzeć na sylwetkę Marka Piekarczyka  i w pewnym sensie zerwać z jego scenicznym i medialnym wizerunkiem rockmana (ze wszystkimi prawdziwymi czy nieprawdziwymi przejawami takiego życia), poznać jego  poglądy, dotyczące różnych sfer naszej egzystencji, podparte  naprawdę sporym bagażem przeróżnych (nie zawsze pozytywnych przecież) doświadczeń. Jest jednym z niewielu znanych mi dziś ludzi, z tego środowiska, nie zabiegającym o tani medialny poklask. Człowiekiem, który ma naprawdę coś do powiedzenia,  a przy tym  nie wstydzi się tego.

„Człowiek wolny może mówić to co naprawdę myśli, nawet w ramach takiego programu [The Voice of Poland.-J.N]. Mówię o rzeczach niemodnych w dzisiejszym świecie: o wrażliwości, o uczuciach, walczę by w programie śpiewano stare polskie piosenki. Wstawiam się za tymi , którzy cierpią, bo wszystko wokół jest zdominowane przez język angielski, a przez to obce. Może reprezentuje tych, których nikt nie chce słuchać i mówię o sprawach im bliskich”

Opisując tą publikacje nie sposób nie wspomnieć, a przy tym  nie pochwalić, znakomitego wydania lektury, zarówno jeśli chodzi w warstwę edytorską jak i o samą oprawę: porządna, gruba, twarda, przyciągająca wzrok okładka, odpowiednio dobrana szata graficzna,  bardzo dobrą jakość papieru i druku. Całość dodatkowo wzbogacona o liczne dokumentujące treść  zdjęcia, z rożnych okresów życia naszego bohatera, teksty wierszy, piosenek, dyskografie i kalendarz. 

 Obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów  twórczości Marka  Piekarczyka,  zespołu TSA i miłośników  polskiego ostrzejszego brzmienia, oraz tych wszystkich czytelników którzy chcą poznać biografie jednego z najlepszych polskich wokalistów, który, moim znaniem, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa…