Archive for listopad, 2019

Anna Artemjewa, Jelena Raczewa „Niezarekwirowane”.

„W tej książce jest wiele miłości. Jest i dużo śmierci. Wielu półżywych więźniów zlizujących brudy z mebli. Jest piękno muzyki Czajkowskiego słyszanej przez obozowy głośnik, jest ciężar brył rudy uranu na taczce i smak pierwszego kupionego na wolności piernika. Jest wiele bólu, światła, krwi, śmiechu i żądzy życia”, ale też nieprzepracowanej przez dziesięciolecia traumy”.

Trzymamy w swoich rękach znakomitą  publikację Anny Artemjewy i  Jeleny Raczewej, zatytułowaną  „Niezarekwirowane. Historie ludzi, którzy przeżyli to, czego boimy się najbardziej”. To  bez wątpienia lektura trudna i bardzo  bolesna, zarówno ze  względu na formę, dobór treści jak i pewne, szczególne i rzadko prezentowane w literaturze przedmiotu zestawienie poszczególnych postaci i zdarzeń. To niezwykle osobista i emocjonalna opowieść o ludziach dotkniętych (w taki czy inny sposób) ponurym, okrutnym piętnem sowieckiego totalitaryzmu, w jego różnych, często bardzo skrajnych, odsłonach.

To co jednak jest w tej książce  naprawdę wyjątkowe i jest jej niewątpliwym atutem  to to, iż  udało się Paniom zebrać i zestawić ze sobą  kilkadziesiąt  wspomnień, zarówno byłych więźniów, straszliwych sowieckich GUŁAG-ów (Gławnoje uprawlenijeisprawitielno-trudowychłagieriej i kolonij, Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy)  jak i strażników i  pracowników poszczególnych szczebli obozowej administracji, w latach największego, stalinowskiego, terroru.

I to właśnie ten ostatni aspekt jest w tych relacjach zdecydowanie  najciekawszy, gdyż ludzi dawnego ustroju  bardzo ciężko nakłonić do zwierzeń, dotyczących ich obozowej służby oraz  tego czego byli uczestnikami bądź świadkami (a posiadają z pewnością znaczną wiedzę o tragicznych wydarzeniach tego potwornego czasu)  w tych zapomnianych przez Boga, naznaczonych cierpieniem,  przerażających miejscach.  Czytając ich wspomnienia (zapewne niepełne, jak możemy się domyślać)  trudno oprzeć się wrażeniu  jak  wiele jeszcze jest w tej  historii białych plam, ponurych tajemnic, niewygodnych pytań, które trzeba zadać i winnych, których trzeba osądzić, choć dziś już raczej tylko symbolicznie

To ukazane  na konkretnych przykładach bezwzględne i zbrodnicze oblicze systemu, odciskające swe piętno na wszystkiej, bez wyjątku, bohaterach powieści, niezależnie od statusu społecznego,  politycznych przekonań, pozycji, statutu materialnego, wpływów, znajomości i tego po której stronie kolczastego drutu  akurat się znajdowali.

A znajdziemy wśród nich rodowitych Rosjan, Polaków, Ukraińców, Żydów i obywateli krajów bałtyckich. Robotników, chłopów, intelektualistów, artystów, lekarzy, działaczy politycznych, państwowych aktywistów, członków partii, wojskowych, partyzantów i zwykłych pospolitych bandytów. Łączy ich właściwie jedno.  Na pewnym etapie swojego życia  wpisali się w obraz radzieckiego   państwa  w którym zbrodnicza, komunistyczna, doktryna, zbiera najkrwawsze żniwo,  ingerując i oplatając swymi mackami  najdrobniejsze przejawy życia.

Autorki zbierały swój materiał  w latach 2012-2018  (minęły więc  dekady od opisywanych wydarzeń)  i być może ze względu na to odniosłem wrażenie  iż w niektórych wypadkach (co jest, naturalnie, zrozumiałe) obraz owych traumatycznych przeżyć  został częściowo zatarty w pamięci (a czasami wyparty), wypaczony,  wybielony,  a granice miedzy więźniem  a strażnikiem, ofiarą  a katem  stały się bardziej  płynne ale to, oczywiście, każdy musi ocenić już sam.

Reasumująć. Książka  Anny Artemjewy i  Jeleny Raczewej „Niezarekwirowane. Historie ludzi, którzy przeżyli to, czego boimy się najbardziej”.  to wstrząsające świadectwo dramatycznych czasów doby stalinizmu. Poruszająca lekcja historii z której wnioski wyciągnąć powinniśmy wszyscy. Duży plus za znakomite wydanie i unikatowe zdjęcia.   Gorąco polecam.

Adam Przechrzta „Demony czasu pokoju”.

„Kraj ogarnia niespotykana wcześniej fala zbrodni. Milicja nie daje sobie rady z doświadczonymi, kutymi na cztery nogi, zaprawionymi w walkach frontowcami. Ktoś musi zaprowadzić porządek…”

Krwawo okupione zwycięstwo  nad faszyzmem   i powoli odchodzący w niebyt  straszliwy, wojenny, koszmar ostatnich lat, dał milionowym mieszkańców sowieckiego państwa, straszliwie pokiereszowanym (fizycznie i psychicznie) przez okrutny konflikt,  szansę na powrót do normalności i  stopniową odbudowę swojego życia. Niestety, nie jest to szansa osiągalna dla wszystkich  o czym już wkrótce przekona się  bohater kolejnej powieści Adama Przechrzty, pułkownika GRU (a teraz milicji) Aleksander Rozumowski. Wszechwładny radziecki Generalissimus Józef Stalin ma co do niego zupełnie inne plamy a to, jak możemy się domyślać,  nie wróży już nic dobrego…

Nasz bohater po raz kolejny trafia w wir niebezpieczeństw, tajnych misji, politycznych rozgrywek na szczytach władzy  i bezpardonowej walki miedzy radzieckimi służbami specjalnymi ( Beria-Abakumow).  Nadal to właśnie jego osoba oraz wykreowany wizerunek są osią napędową toczących się w wydarzeń i zdecydowanie jednym z najciekawszych elementów całej lektury. Postać intrygująca, świetnie skonstruowana i  niejednoznaczna, choć od pierwszej strony wzbudzająca naszą sympatie. Powróci, naturalnie,  kilka znanych nam z poprzednich tomów postaci oraz pojawi się kilka zupełnie nowych, wartych zauważenia.

Autor odchodzi trochę od jednego z wiodących  wątków poprzednich części ( „Demony wojny”, „Demony Leningradu”) , czyli sekty Doskonałych i związanych z nimi sekretów, na rzecz powojennych realiów rządzących sowiecką Rosją  (bardzo ciekawy wątek dotyczący kryminalnego półświatka) i charakterystycznego dla tego okresu klimatu, ale  to specjalnie mi jakoś nie przeszkadza.

Adam Przechrzta po raz kolejny  udowodnił że jest pisarzem, który jak nikt inny, potrafi łączyć prawdziwe, historyczne wydarzenia i zjawiska,  ze światem literackiej fikcji i fantazji. Nadal zaskakuje  świeżością pomysłu, nieszablonowością  i łamaniem stereotypów,  dzięki czemu lektura  zdecydowanie wyróżnia  się  wśród licznych pozycji tego gatunku. Dynamiczna, przemyślana,  spójna i ciekawie skonstruowana intryga, wyraziści bohaterowie (niemal każdy z nich ma swoje tajemnice) oraz trudny  do przewidzenia finał,  spowoduje iż czeka nas kilka wieczorów naradę godziwej  rozrywki.

Na szczególne podkreślenie zasługuje, wielobarwny a przy tym bardzo   sugestywnie i plastycznie oddany  obraz sowieckiego państwa lat pięćdziesiątych w  której przeplatają się losy komunistycznych bonzów,  dawnej (pozostałej jeszcze przy życiu) rosyjskiej arystokracji, partyjnych dorobkiewiczów,  biedoty, półświatka, oraz  rożnych radzieckich  formacji wojska, milicji i tajnych służb.

Mamy więc w swoich rękach kolejne  bardzo udane połączenie wojennego dramatu, krwistego kryminału, dobrej sensacji i fantastyki, napisane przy tym nowatorsko, interesująco, inteligentnie i niebanalnie.

Myślę ze wszystkim miłośnikom twórczości Pana Adama Przechrzty, do których i sam się zaliczam, rekomendować i zachęcać do przeczytania tej pozycji nie muszę, gdyż z pewnością znajdą tu to wszystko co tak bardzo lubią i cenią sobie w pisarstwie tego autora. Innym, zdecydowanie polecam.

Halina Marcinkowska „Wieczni tułacze”.

„Te historie z reguły kończą się dobrze, bo ci ludzie lądują w Palestynie i potem w Izraelu, swojej wymarzonej ojczyźnie. Albo też znajdują dom w państwie, które pozwala im osiągnąć stabilizację ekonomiczną. Pozostaje tęsknota za ziemią, gdzie się urodzili, skąd pochodzą ich rodzice i dziadkowie. I za językiem oraz kulturą polską”.

Złożoność stosunków polsko–żydowskich  na przełomie wieków i dekad chyba nigdy nie uwidoczniło się z taką wyrazistością i siłą  jak w wieku XX  i to zarówno  w pozytywnym i bardzo negatywnym znaczeniu tego słowa.

W tym konkretnym przypadku, podejmującym  tematykę powojennej emigracji polskich Żydów, dotyczy to  falowego odpływu tej ludności z naszego kraju (w rożnych okresach)  podyktowanym zarówno traumatycznymi przeżyciami wojennymi (Holocaust) i powojennymi (przesunięcie granic, utrata majątków, niechęć miejscowej ludności,  „pogrom Kielecki”)  jaki i   okolicznościami natury historycznej, politycznej, religijnej, ekonomicznej czy ideologicznej, związanej z ruchem syjonistycznym i powstaniem państwa Izrael.

Emigracja, wyjazd (czy czasami też ucieczka, z hebrajskiego „bricha” ) takiej masy ludności, niezależnie od tego czy była  dobrowolna czy przymusowa,  jawna czy skryta, legalna czy nielegalna, była z całą pewnością ogromną i niepowetowaną strata dla całego narodu i państwa polskiego.

Prezentowana tu książka  „Wieczni tułacze. Powojenna emigracja polskich Żydów” jest  pozycją niesłychanie interesującą nie tylko ze względów historyczno- poznawczych (co zrozumiałe) ale przed wszystkim dlatego i wnosi do naszej wiedzy, często bardzo ubogiej czy fragmentarycznej,  dużą ilość mało  znanych faktów, dotykających tej bolesnej problematyki oraz obala pokutujące od lat stereotypy, mity i błędne opinie.

Jednym z nich jest powszechne przekonanie iż masowa emigracja Żydów z naszego kraju została sprowokowana i  spowodowana  falą rosnącego antysemityzmu, (wszyscy pamiętamy sztandarowe hasło „ Syjoniści do Syjamu”),  który ogarnął Polskę w wyniku tzw. wydarzeń marcowych 1968 roku, będących pokłosiem ostrych walk frakcyjnych w łonie rządzącej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.  W jej  wyniku  tysiące obywateli polskich, wyznania mojżeszowego, zostało publicznie napiętnowanych, wyrzucanych z pracy, rugowanych z uczelni, usuwanych z wojska, aparatu państwowego i zmuszonych do wyjazdu.

Owo jakże dramatyczne wydarzenie (dantejskie sceny z Dworca Gdańskiego) na zawsze stało się symbolem polskiego szowinizmu, nietolerancji i  zakłamania ówczesnych, komunistycznych,  elit choć nie  było (niestety) ani jedynym ani też największym, jak dowiemy się z lektury, zjawiskiem  masowej emigracji.

Autorka  w zamkniętych czasowo ramach  1944-1975 (choć zdarzają się, naturalnie,  wcześniejsze, historyczne wycieczki), prezentuje nam rozpisany na wiele głosów obraz, naszej polsko-żydowskiej,  narodowej tragedii i dziejowej niesprawiedliwości, która na  zawsze położyła się cieniem na stosunkach polsko –izraelskich, zarówno tych prywatnych, osobistych jaki  i oficjalnych, państwowych.

To efekt kilkunastu lat moich rozmów z osobami z całego świata. To lekarze, prawnicy, artyści, zwykli robotnicy, także tacy którzy nigdy nie nauczyli się dobrze języka kraju, w którym się znaleźli”

To lektura bez wątpienia trudna, złożona a  miejscami i kontrowersyjna ale  też inna chyba być nie może.

Jest jednak, i nie mam co do tego cienia wątpliwości,  bardzo potrzebna aby przypomnieć starszemu pokoleniu  i  uzmysłowić temu młodemu,  istotę pewnych  historyczno-politycznych  mechanizmów  i procesów (które w rożnych formach  obserwujemy również w dzisiejszym świecie) których  konsekwencje na zawsze potrafią zmienić życie tysięcy ludzi.

Książka Haliny Marcinkowskiej to głos ważny głos w dyskusji  o skomplikowanych relacjach polsko żydowskich,  dawniej i dziś, rzucających sporo nowego światła na ta tematykę. Polecam gorąco.

Serial

Glen Cook „ Port Cieni”.

„Żołnierze Czarnej Kompanii nie zadają pytań, tylko biorą zapłatę. A jednak to, że są faworytami Pani, oznacza, że ściągają niewłaściwą uwagę, i sprawia, że stają się celem…”.

Cykl „Kroniki Czarnej  Kompanii” to jedna z tych nielicznych pozycji fantasy (czy też military lub dark fantasy, jak chcą niektórzy,  ale nie chodzi tu przecież o  nazewnictwo) o niekwestionowanym statusie, którego miłośnikom, tego rodzaju literatury, nie trzeba specjalnie reklamować i skłaniać do przeczytania. To klasa sama w sobie, arcydzieło gatunku i niedościgniony wzorzec dla ogromnej rzeszy naśladowców  na całym świecie, by wymienić tu tylko Stevena Eriksona i jego monumentalną „Opowieść z Malazajskiej Księgi Poległych”. Jego niewątpliwym fenomenem jest uniwersalizm i ponadczasowość, dzięki czemu niezmiennie trafia do szerokiego grona odbiorców, bez względu na wiek,  pleć, zainteresowania czy  szereg innych czynników. Sam jestem tego najlepszym przykładem.

Pierwszy kontakt  z fascynującą  historia kompani najemników miałem wiele lat temu  i dziś sięgając po „ Port Cieni”, jej najnowszą odsłonę, nie mogę wyjść z podziwu jak zawarte w niej treści wciąż mnie poruszają, intrygują i działają na wyobrażenie.

Jak nadal urzeka mnie ta opowieść, przemawia do mnie, uderza charakterystycznym bogactwem świata przedstawionego. Mimo upływu lat (a może właśnie dzięki temu) nadal działa  na mnie sposób i rozmach w jaki autor wykreował ów  literacki obraz, jak element po elemencie  zbudował niepowtarzalną aurę, nastrój oraz pełen grozy, tajemnicy, mroku, strachu i niebezpieczeństwa specyficzny  klimat. Wszystko wzajemnie się tu  przenika, komponuje ze sobą,  oddziałując na splot wydarzeń i koleje losów głównych bohaterów.

Nie chcę naturalnie zdradzać zbyt wiele z fabuły i akcji powieści, aby nie psuć nikomu przyjemności obcowania z lekturą, ale jak możemy się domyślać przed zaprawionymi  w bojach  najemnikami, tym razem utrzymującymi porządek i zwalczającymi  wszelkie przejawy buntu przeciwko rządom Pani, w prowincjonalnym Aloesie, staną kolejne o wiele bardziej wymagające i niebezpieczne wyzwania z  tytułowym „Portem cieni” i realną  groźbą uwolnienia Dominatora.

Po raz kolejny powrócą na karty  znani nam wcześniej  bohaterowie: Konował  (nasz narrator), Milczek, Goblin, Jednooki, Kapitan i wiele innych postaci a  ich losy przeplatać się będą zarówno z wiodącym jak i  pobocznymi  wątkami (szczególnie interesujący jest  ten dotyczący sióstr Senjak ). Wraz z nimi zanurzymy  się w   okrutny, ponury i niekiedy przerażający obraz żołnierskiego  świata, pełnego przemocy,  grozy, czarnej magii, zniszczenia, niewinnej krwi, potworów wszelkiej maści, oraz ludzi o duszach czasem czarniejszych niż najgłębsze czeluście…

„Port Cieni” Glena Cooka o naprawdę świtanie opowiedziana (ale to tego twórca już nas przyzwyczaił) historia o życiu i śmierci, trudnych, ludzkich wyborach (ich konsekwencjach, bliższych i dalszych) o przeplataniu się przeszłości z teraźniejszością, demonach dręczących duszę i ciało, oraz iskierce nadziei i dobra która tkwi w każdym z nas.

Polecam lekturę  nie tylko miłośnikom twórczości tego pisarza.

Elżbieta Cherezińska „Wojenna Korona”.

„Dokonało się. Na skroniach Władysława Łokietka spoczęła królewska korona. Ale wrogowie króla rosną w siłę…”.

Powieść Elżbiety Cherezińskiej  „Wojenna Korona” (podobnie jak cały cykl  „Odrodzone królestwo”) to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich powieści historycznych, jaką miałem okazję i przyjemność przeczytać ostatnimi czasy.  Świetnie napisana, cechująca się  dużym rozmachem (znakomita warsztatowo), głęboko osadzona w skomplikowanych XIII i XIV wiecznych realiach naszego kraju. Ukazana w szerokim kontekście politycznym, militarnym, religijnym,  obyczajowym i społecznym.

Pozwala nam, wraz z bohaterami lektury, zarówno historycznymi jak i  fikcyjnymi ,  na nowo odkryć dawno zapomniane wydarzenia, niewyjaśnione tajemnice i brać udział w okrutnej, krwawej i bezpardonowej walce o utrzymanie  krakowskiego tronu. Autorka wiedzie nas przez  czas konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych, prawie nieustającej wojny domowej, najazdów, oblężeń, zasadzek, wielkich bitew, potyczek i zwykłych mordów, czas niewysłowionego cierpienia i ludzkich dramatów. Przez  kręte ścieżki dyplomacji, kojarzonych politycznie małżeństw,  intryg, kłamstw, łamanych paktów i obietnic, trucicielstwa i skrytobójczych zabójstw, niekończącej się waśni o wpływy stronnictw politycznych i wielkich rodów.

To świat wielkich namiętności, miłości, przyjaźni, poświecenia, ponadczasowych idei, szalonych eskapad,  lecz również wybujałych i niepohamowanych ambicji, chciwości, dbania jedynie o własne, partykularne interesy, dążenie do zaszczytów i władzy za wszelką cenę. Gdzie przeszłość  i teraźniejszością ściśle się splata  wpływając na bieg przedstawionych wydarzeń, a dwie jakże przeciwstawne sobie religie i światopoglądy ( chrześcijaństwo i wciąż tkwiące w narodzie pogaństwo) mimo upływu lat nadal ścierają się ze sobą.

Wszystko to, naturalnie,  wplecione jest w losy głównych i pobocznych bohaterów powieści: Władysław Łokietek, Jadwiga, Jan Luksemburski, Ryksa, córka Przemysła II (jedna z ciekawszych postaci) , zwaśnieni książęta Wrocławia i Głogowa  i wielu, wielu innych.

To właśnie na nich skupia się głównie fabuła i akcja  powieści. Są doskonale scharakteryzowane, wliczając w to dużą dbałość o szczegóły oraz szeroki aspekt psychologiczny. Autorka ukazuje nam złożoność ich osobowości oraz wzajemne relacje między nimi, są elementem łączącym literacka fikcję z  prawdziwymi, historycznymi wydarzeniami. Przyglądamy się ich poczynaniom i sposobom w jaki realizują swoje cele i ideały, poznajemy ich poglądy  i zmieniające się charaktery.

Wyłania nam się z tego obraz Piastów ( i nie tylko Piastów) jakich nie znamy, co w konsekwencji powoduje iż wydają nam się jacyś bliżsi, bardziej namacalni, prawie realni i z większym zrozumieniem traktujemy motywy przyświecające ich działaniom. Losy naszych bohaterów ściśle splecione są z tragedia narodu i rodzącego się państwa, oglądamy więc dramatyczne wydarzenia tamtych dni z ich perspektywy, udzielają nam się ich emocje, uczucia i sposób postrzeganie świata. Atrakcyjna, z punktu widzenia czytelnika jest wieloosobowa narracja pozwalająca nam widzieć toczącą się  akcję  z perspektywy różnych osób, często o odmiennych poglądach, statusie społecznym i politycznej orientacji.

Niewątpliwym i dużym atutem są występujące i przeplatające się w powieści niemal przez cała lekturę wątki fantastyczne (walczące herbowe zwierzęta i bestię) które budują swoisty klimat  i koloryt, znacznie wzbogacając  samą opowieść, a tym samym wpływając na  czytelnicze odczucia.

Na każdym kroku widać doskonałe merytoryczne przygotowanie autorki, z całą pewnością wiele czasu i ciężkiej pracy poświeciła na studiowaniu i odkrywaniu XIII i XIV wiecznych polskich realiów (w jej różnych aspektach) i znajduje to odzwierciedlenie w powieści.

Książkę Elżbiety Cherezińskiej  „Wojenna Korona” polecam wszystkim miłośnikom naszej historii, zwłaszcza doby średniowiecza, którzy chcą spojrzeć na ten niezwykle ważny okres naszych dziejów nie tylko przez pryzmat znanych nam z historii wielkich bitew i orężnych zmagań. To naprawdę bardzo dobry kawałek polskiej literatury. Duży plus za okładkę.

Piotr Niemczyk, Jan Kapela „Krótki kurs szpiegowania”.

Nic tak nie rozpala czytelniczej wyobraźni jak tajne, zakulisowe, pełne sekretów i pilnie strzeżonych tajemnic, działania służb specjalnych. Utrwalone w niezliczonej ilości opowiadań, sensacyjno-szpiegowskich powieści, dziesiątkach filmów i seriali o  mniej lub bardziej fantastycznych fabułach i akcjach. Nie sposób nie wspomnieć o nieśmiertelnym  agencie 007 Jej Królewskiej Mości  czy Jasonie Bournie , znanym nam wszystkim z twórczości (również zekranizowanej)  Roberta Ludluma.

Nic więc dziwnego iż tego rodzaju literatura święci tak wielkie triumfy a jaj  znani twórcy  jak Frederick Forsyth, Tom Clancy, Jack Hoggins czy Ken Follett (jego nieśmiertelna „Igła”)nadal zapełniają księgarskie i biblioteczne półki w niemal wszystkich krajach świata.

Niektórzy  pisarze bazują na własnym doświadczeniu, związanym  z tą, szczególną, profesją (bywali pracownikami czy współpracownikami  rozmaitych rządowych, cywilnych czy wojskowymi,  agend)   inni przygotowywali się do publikacji godzinami  wertując państwowe archiwa, przerzucając setki historycznych dokumentów, relacji, wspomnień,  bądź też  spotykali się z byłymi czy obecnymi agentami służb specjalnych.

Nic więc dziwnego iż u prawdziwych mistrzów gatunku znajdziemy odbicie szpiegowskich działań  zarówno w fabule powieść jak i  kreacjach bohaterów co tym ciekawsze iż dają one  wyraźne złudzenie  (co  bardzo cenne w wielu przypadkach) autentycznej specyfiki i metodologii działań  w tym zakresie.

Czy jest tak jednak w istocie?

Na to i wiele innych pytań spróbują  odpowiedzieć nam autorzy  bardzo ciekawej , popularnonaukowej publikacji, zatytułowanej „Krótki kurs szpiegowania’.

Książki  ujętej  w formie niesłychanie interesującej rozmowy   Piotra Niemczyka z Janem Kapelą, która dotyka różnych aspektów  i zagadnień związanych z szeroko pojętym zagadnieniem  szpiegostwem, zarówno w odniesieniu i wykorzystaniu literackim jak i tym zupełnie klasycznym, prezentowanym przez różne wywiadowcze i kontrwywiadowcze służby  współczesnym państw:  werbunek, metody szkolenia, pozyskiwanie agentury, sposoby  inwigilacji, dezinformacja, fałszerstwa, odwracanie agentów, skrzynki kontaktowe, metodologia pracy w terenie, tajne przeszukania, wywiad elektroniczny i wykorzystanie nowinek  najnowszej technologii.

„Krótki kurs szpiegowania” napisana jest bardzo prostym, przejrzystym językiem a  ze względu na  formę (nie przeładowaną terminologią) odbiór nie sprawia czytelnikowi  żadnych problemów.

Mimo jednak pozornej  lekkości  trudno w  niej nie dostrzec  wyłaniającego się z treści  wyraźnego ostrzeżenia przed możliwościami dzisiejszego  wywiadu, kontrwywiadu i innych  służb specjalnych, zarówno własnych jaki  i obcych. Również różnorakich konsekwencji jakie działania t te mogą mieć dla nas współczesnych.

Polecam.

Andriej Butorin „Mutant”.

„Kiedy twój wygląd niemal u wszystkich budzi tylko dwa uczucia: strach i agresję…
Kiedy wybuch wściekłości w każdej chwili może zamienić się w prawdziwy wybuch…
Kiedy jedyną nadzieją na przywrócenie pamięci jest Dziadek Mróz, a on wcale nie jest miłym czarodziejem z bajki…
Kiedy grzesznicy są bardziej ludzcy niż święci i nikomu nie można ufać…
…jest tylko jedno wyjaśnienie:
JESTEŚ MUTANTEM!”.

Bardzo lubię w swoich literackich podróżach  co jakiś czas powracać do stworzonego przez Dmitryja Glukhovsky’ego projektu Uniwersum METRO. Świata, który zaczął żyć już ( i chyba dobrze) własnym  życiem, powielanym w wielu rożnych odsłonach, miejscach i formach, trzymających się, oczywiście, mniej lub bardziej, głównego kanonu cyklu.

Podczas zgłębiania kolejnych opowieści z futurystycznego, postapokaliptycznego świata naszej  przyszłości, odniosłem wrażenie iż kolejni twórcy coraz bardziej wychodzą z fabułą i akcją  poza ciemne, duszne, mroczne tunele i stacje metra, kierując się ku  skażonej radioaktywnej  powierzchni, co stwarza, naturalnie,  niemal nieograniczone (chyba że jedynie przez wyobraźnie i talent autorów) możliwości budowania i kształtowania świata przedstawionego czy określonego klimatu zdarzeń.

Nie inaczej jest w prezentowanej tu publikacji Andrieja Butorina zatytułownej  „Mutant”, choć tu całość dodatkowo wzbogacona jej o pewien bajkowy pierwiastek (Dziadek Mróz, Śnieżka, Baba Jaga i kilka innych z łatwością rozpoznawanych odniesień do historii z dzieciństwa), choć sceneria jest zupełni odmienna i raczej nie kojarzą się nam z tym cyklem-ot dodatkowy smaczek.

Jeśli dodamy do tego tytułowego Mutanta, cierpiącego na zanik pamięci,  oraz grupkę jego oryginalnych (dosłownie i w przenośni ) przyjaciół, którzy wraz z nim podejmą się niebezpiecznej podróży by poznać tajemnice jego pochodzenia i przeszłości, to obraz będzie prawie pełen… ale, oczywiście, szczegółów nie zdradzę.

To właśnie oni będą naszymi przewodnikiem po tym przerażającym i wynaturzonym świecie i to ich emocje, tęsknoty, nadzieje czy złudzenia udzielą się nam wszystkim. Szczególnie wyrazista i przemawiająca do czytelnika jest kreacja głównego bohatera, z którego punktu widzenia obserwujemy  rozgrywającą się na łamach powieści fabułę.

Książka Andrieja Butorina „Mutant” jest bez wątpienia interesującym powiewem świeżości w trochę już (niekiedy) zakurzone i  zgrane pomysły rozmaitych pisarzy, prezentującą trochę odmienne spojrzenie na świat po globalnej Katastrofie.

Będzie ona z pewnością lekturą, która zapewni nam kilka dobrych wieczorów, ciekawej i wciągającej rozrywki. Intrygujący zamysł oraz  porywająca akcja powoduje iż książkę  znakomicie się czyta a napięcie i ciekawość tego co wydarzy się dalej towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej strony.

Polecam ją nie tylko fanom cyklu  Uniwersum METRO,  gdyż lektura, nawet w oderwaniu od niego, znakomicie broni się sama.

S.Koper, T.Stańczyk „Ostatnie lata polskiego Lwowa”.

„Czy Polska może istnieć bez Lwowa? Ostatnie siedemdziesiąt lat udowadnia, że jest to możliwe, ale polska dusza mocno straciła na tej separacji”.

Bardzo często, zwłaszcza w literaturze historycznej czy popularnonaukowej  spotykamy się z opinią głoszącą, iż prawdzie serce dawnej Rzeczypospolitej biło na jej Kresach (Marszałek Józef Piłsudski bardzo obruszał się na to określenie), choć  trzeba przyznać iż w świetle konkretnych dziejowych wydarzeń i  życiorysów naszych rodaków, czasami naprawdę trudno z tezą tą polemizować.

Naturalnie w tym kontekście  miejsce szczególne zajmuje Lwów (jak mawiano trzecia, po Warszawie i Krakowie, stolica Rzeczypospolitej) miasto ze wszech miar szczególne, doświadczone przez burzliwe wichry historii i zajmujące  w dziejach naszego państwa i narodu miejsce wyjątkowe.

Nawet będąc tu dziś a pamiętajmy iż od dziesięcioleci znajduje się on przecież na terytorium Ukrainy (najpierw sowieckiej a później niepodległej) wciąż wyczuwalny jest ten ważny, polski pierwiastek choć, niestety, jak sam miałem okazje się przekonać, coraz bardziej zanikający.

Tym bardziej więc cenna jest praca Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka zatytułowana „Ostatnie lata polskiego Lwowa”, będąca bardzo udana   próbą uchwycenia ostatniego półwiecza  polskości w tym miejscu i  regionie.

Autorzy w oparciu o liczne dokumenty, wspomnienia i relacje świadków stworzyli wspaniałą (pełną, naturalnie, historycznych odniesień)  panoramę miasta  i jego mieszkańców,  wpisaną w charakterystyczne dla opisywanego, XX -wiecznego,  okresu tło. Obejmujące zarówno  kontekst polityczny (skomplikowane stosunki polsko –ukraińskie),  militarny (obrona Lwowa, bohaterskie „Orlęta”, kampania 1939 roku), gospodarczy (historia firmy Baczewskich) społeczny  (kolebka polskiej piłki nożnej, obyczajowe skandale, słynna sprawa Gorgonowej) jak i  religijny  (cmentarz Łyczakowski) czy  kulturowy (Panorama Racławicka, Wesoła Lwoska Fala z nieodżałowanymi   Szczepciem i Tońciem, Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska).

Pełno tu mało znanych faktów (również tych niewygodnych czy wręcz  pikantnych), ciekawostek, interesujących opowieści, dotyczących mieszkańców Lwowa ( w tym również  jego elit) i  różnych aspektów życia  w tym miejscu.

To wyłaniający się z treści obraz miasta, które przyciąga  niczym magnez, fascynuje, pobudza wyobraźnie, wzbudza emocje i pragnienia  lecz posiada również swoją ciemniejszą stronę: wyznaczona przez lata konfliktów zbrojnych, narodowej i  religijnej nietolerancji ( złożona problematyka żydowska)  terrorystycznych zamachów i nie zawsze właściwych decyzji lokalnych, polskich, władz.

Książka  Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka  jest naprawdę bardzo dobrą  i świetnie  się czytającą, popularnonaukową pozycją (w dużej mierze będącą subiektywnym spojrzeniem autorów na niektóre wydarzenie i fakty),  która znakomicie łączy rzetelne historyczne podejście (podparte ogromną i wielostronną, merytoryczną wiedzą) z literackim warsztatem, który pozwala  oddać specyficzny, wielokulturowy klimat  owego miejsca i czasu.

Jest znakomitym przykładem na to, iż historia nie jest suchym zlepkiem faktów i dat, lecz żywą, wciąż na nowo odradzająca się tkanką z której możemy czerpać pełnymi garściami.A Lwów, niestety,  jest nadal pełną nostalgii, niezagojoną raną, która nadal w tej tkance tkwi…
Naprawdę gorąco polecam lekturę.