Archive for październik, 2021

David Farrier „Za milion lat od dzisiaj”.

„O śladach,  jakie zostawimy”.
„Milion lat, może trochę więcej, może trochę mniej. Co po nas zostanie? Plastik, odpady jądrowe czy kilometry dróg asfaltowych – tworzymy artefakty zdolne przetrwać bardzo długo. Wszystkie te przyszłe skamieliny opowiedzą następnym pokoleniom wiele o tym, jak żyliśmy w XXI wieku”
.

Książka pełna głębi i refleksji, pouczająca i wstrząsająca zarazem. Uzmysławiając nam ogrom zachodzących wokół nas zmian o  których gdzieś słyszeliśmy, o których być może  wiemy (w mniejszym lub większym zakresie)  lecz umykają nam gdzieś w nawale codziennych obowiązków i  galopującym tempie życia.

A są przecież niesłychanie  ważne, gdyż dotyczą i dotykają nas zarówno  personalnie jak i globalnie. Nas jako ludzi nas jako mieszkańców Planety i kiedyś staną się naszym dziedzictwem i naszą dziejową spuścizną, namacalnym (skamieniałym?) obrazem tego kim byliśmy, jak żyliśmy i co po sobie zostawiliśmy.

A przyznać trzeba szczerze i otwarcie  iż nie jest to wizja, która powinna cieszyć nas i napawać  optymizmem gdyż staje się powoli odsuniętą w czasie, skrytą pod radioaktywnym płaszczem,  nie spersonifikowaną grozą, ponurą i budzącą strach.

Mimo iż książka jest pozycja reporterską autor znaczne wykracza poza ramy gatunku, wspaniale operując literackim warsztatem, czarując słowem, grając na emocjach i sentymentach, pokazując nam skalę zagrożeń współczesnego świata często nawiązując  do literatury, historii, sztuki, malarstwa, fotografii, muzyki i własnych doświadczeń na polu akademickim (wspaniałe opisy Szkocji w stolicy której, Edynburgu, jest wykładowcą). 

Z pasją i zaangażowaniem (ale nie takim  krzykliwym, destrukcyjnym,  kreowanym czy dyktowanym politycznym zamówieniem czy modą) pisze o bolączkach współczesności i  miejscu  człowieka, którego wiedza i  świadomość  zachodzących wokół niego mechanizmów i  procesów może przyczynić do zmiany sposobu myślenia a w konsekwencji  do potrzebnych przewartościowań. 

I chyba właśnie dlatego  książka Davida Farriera  „Za milion lat od dzisiaj” ma on szansę  trafić ze swoim przesłaniem do szerokiego grona odbiorców. Do mnie trafiła 

Gorąco polecam lekturę. Duży plus za bardzo sugestywną  okładkę.

„Normalni ludzie”-serial

Adrian Goldsworthy „Upadek Kartaginy”.

„O upadku Kartaginy pisało wielu historyków starożytnego świata.Był to porywający epos, w którym główne role przypadły dwóm wielkim strategom, Hannibalowi i Scypionowi[…] Już wtedy zdawano sobie sprawę, że ów konflikt, największy – tak pod względem zaangażowanych weń sił, jak i liczby ofiar – i najbardziej zacięty w starożytności, był punktem zwrotnym w dziejach, który stworzył podwaliny rzymskiej dominacji w ówczesnym znanym świecie.

Spotkałem się kiedyś z dość popularną tezą głoszącą  iz gdyby Hannibalowi po zwycięstwie pod Kannami w 216 r p.n.e udało się zdobyć Rzym to historia świata prawdopodobnie potoczyła by się zupełnie  inaczej, gdyż imperium rzymskie nigdy by nie powstało (a tym samym nie zawładnęło by ogromnymi połaciami  Europy, Afryki i Azji) a nawet jeśli to  nigdy nie wyszłoby  poza lokalną hegemonię. Ale czy na pewno!?
Opinia jest dość  powierzchowna (choć, naturalnie, ciekawa) spowodowana zapewne mitem genialnego kartagińskiego stratega i wodza, utrwalonym w licznych naukowych traktatach, historycznych  opracowaniach, akademickich wykładach, literaturze popularnej,  podręcznikach a nade wszystko w szeroko rozumianej kulturze masowej i medialnej. Wszyscy wszak kojarzymy wielką, niemal epicka  przeprawę Hannibala  przez Alpy, uderzenie na całkowicie zaskoczone rzymskie legiony, słynne bojowe słonie przechylające na korzyść  Kartaginy zbrojne starcie z Rzymem a powiedzenie „Hannibal u bram” na zawsze stało się symbolem zbliżającego się niebezpieczeństwa. Mniej osób zdaje sobie jednak sprawę że opisane tu historyczne wydarzenia rozegrały się podczas tzw. drugiej wojny punickiej (finalnie były ich trzy) zaś sam konflikt między obiema ówczesnymi śródziemnomorskimi potęgami trwał  (ze zmiennym szczęściem) ponad sto lat i zakończył się zdobyciem i zburzeniem  Kartaginy. 

Niewiele też osób zapewne  wie jak potoczyły się  dalsze losy samego Hannibala.

Z całą pewnością w uzupełnieniu wiedzy  pomocna nam będzie  książka  zatytułowana „Upadek Kartaginy”, która w sposób bardzo zrozumiały, wnikliwy i podbudowany gruntowną wiedzą  przybliży nam genezę  tego największego starożytnego konflikty, jego przebieg, najważniejsze wydarzenia, głównych antagonistów oraz jego wpływ na  dominację w basenie Morze Śródziemnego. 

Książka zyska uznanie  wśród fanów wojskowości (choć zaręczam że nie tylko),  gdyż jest to element dominujący w analizie  i opisie wojen punickich,  choć naturalnie trafiają się również (co oczywiste) ważne aspekty dotyczące polityki, ekonomi i zagadnień społecznych. Główny nacisk kładzie jednak autor na ów wojskowy aspekt, skupiając się na szczegółach dotyczących obydwu armii (zarówno w odniesieniu do wojsk lądowych jaki floty-bardzo ciekawe wątki)  ich liczebności, wyszkoleniu, organizacji, stosowanej strategii i taktyce (oraz ich efektom) charakterystyki poszczególnych formacji (ich słabych i mocnych stron)  mobilności, wyposażenia, decyzji dowódczych (oraz tego co w określonych okolicznościach na nie wpłynęło) oraz szczegółowego omówienia przebiegu poszczególnych kampanii i bitew (bitwa pod  Eknomos w  256 p.n.e, Trebią w 218 p.n.e,  Kannami  w 216 p.n.e, oblężenie Syrakruz w latach 214-212 p.n.e , oblężenie Kartaginy  149-146 p.n.e i wielu innych).

Całość wkomponowana, naturalnie, w  szeroki   polityczno-militarny kontekst  danych czasów  i określonych, globalnych i lokalnych, uwarunkowań.  

„Upadek Kartaginy” Adriana Goldsworthy to niezwykle przemyślaną i bardzo dobrze udokumentowaną analiza  jednego z najważniejszych konfliktów starożytności, który wywarł istotny wpływ na obraz świata, który wyłonił się w wiekach późniejszych. 

Polecam ja  również dlatego iż pewne dziejowe  mechanizmy i procesy, tak naprawdę, niewiele zmieniły się  od czasów  Hannibala  i Scypiona. Warto o tym pamiętać.

Mick Herron ” Kulawe konie”.

„Nie przestajesz być szpiegiem tylko dlatego, że wypadłeś już z gry…”

Nic tak nie rozpala czytelniczej wyobraźni jak tajne, zakulisowe, pełne sekretów i pilnie strzeżonych tajemnic, działania służb specjalnych. Utrwalone w niezliczonej ilości opowiadań, szpiegowskich powieści, dziesiątkach filmów i seriali o  mniej lub bardziej fantastycznych fabułach i akcjach, by  wspomnieć o nieśmiertelnym  agencie 007 Jej Królewskiej Mości  czy Jasonie Bournie, znanym nam wszystkim z twórczości (również zekranizowanej)  Roberta Ludluma.

Nic więc dziwnego iż tego rodzaju literatura święci tak wielkie triumfy a jej  znani twórcy  jak Frederick Forsyth, Tom Clancy, Jack Hoggins czy Ken Follett ( i jego nieśmiertelna „Igła”) nadal zapełniają księgarskie i biblioteczne półki w niemal wszystkich krajach świata.

Do tego zacnego grona z całą pewnością pretendować może  MIck Herron a jego niedawno wydana na polskim rynku książka zatytułowana  ” Kulawe konie” nawiązuje do najlepszych wzorców gatunku.

Tytułowe „Kulawe konie” to grupa agentów  MI5 ( brytyjski kontrwywiad) odsuniętych od ważnych, bieżących spraw  i zesłanych  do  Slough Hous w zapomniany wywiadowczy niebyt za szereg potknięć,  przewiń, błędów i grzeszków: narkotyki,  pijaństwo,  rozpustę, zawodowe niedbalstwo,  błędy w sztuce  czy mieszanie się w wewnętrzną politykę kraju.  I stan ów  trwałby zapewne dalej gdyby nie porwanie  przez grupę brytyjskich, prawicowych, radykałów hinduskiego chłopca oraz groźba jego publicznej egzekucji. 

Owo wydarzenie staje się dla nich okazją przypomnienia o sobie i swoich umiejętnościach oraz próbą odkupienia win  i powrotu do dawnej prestiżowej służby.

„Nigdy nie lekceważ tych, którzy nie mają nic do stracenia”.

Autorowi udało się stworzyć bardzo  inteligentną i  rozpisana na wiele głosów szpiegowsko-sensacyjną powieść, tocząca się miejscami w iście leniwym (by nie powiedzieć flegmatycznym) angielskim stylu, okraszonym, naturalnie, nutą czarnego wyspiarskiego  humoru. 

Lektura, uderza realizmem zdarzeń, wnikliwością, wewnętrzną  spójnością fabuły i akcji  oraz znakomitym merytorycznym przygotowaniem autora (wyczuwa się imponującą znajomość zagadnień  wywiadowczych i kontrwywiadowczych,  w jej różnych odsłonach i aspektach). 

Duża zasługa w tym warstwy opisowej, charakteryzującej się dużą dbałością o szczegóły, czasami wręcz drobiazgowością, która buduje określony obraz  i klimat powieści i jest jednym z jej ważniejszych atutów.  Naturalnie nie najważniejszym, bo najważniejsi są, oczywiście, ONI, agenci po przejściach z których udało się autorowi stworzyć plejadę (by nie powiedzieć barwną menażerię) nietuzinkowych  i niejednoznacznych postaci z których każda posiada jakąś własną, nie zawsze świetlaną, historię i których nieoczekiwany splot okoliczności zmusza do współpracy  i pokazania swojej wartości. 

To ONI są motorem napędowym nadchodzących wydarzeń i naszymi przewodnikami po jasnych i ciemnych (częściej ciemnych) stronach tajnej służby  wkomponowanej  w sieć politycznych układów i zależność elit Zjednoczonego Królestwa. 

Gdzieś na obrzeżach lektury, poza głównym nurtem fabuły, pojawia się również szereg ważkich kwestii dotyczących współczesności: zagrożeń jakie ze sobą niosą międzynarodowe  i lokalne organizacje terrorystyczne, granic odpowiedzialności ponoszonej przez rządy i  przywódców w kontekście ochrony swoich obywateli, sposobów zwalczanie tego zagrożenia,  granic do których w walce tej można się posunąć oraz skuteczności przepisów i praw odnoszących się do tego zagadnienia.
Kulawe konie” M. Herrona  to pozycja, która zapewni nam wiele godzin inteligentnej, błyskotliwej i świetnie podanej rozrywki na naprawdę wysokim poziomie. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom
.

Karol Kowal „Serenada na wiolonczelę i rewolwer”.

„Międzywojenna Warszawa, burzliwy czas po przewrocie majowym. Okres rozkwitu państwa, ale też intrygi, polityczne roszady i widmo sowieckiej inwigilacji, która od Bitwy Warszawskiej przybiera coraz bardziej wyszukane formy…”

To moje drugie spotkanie z twórczością Pana Karola Kowala i choć, niestety, jego poprzednia powieść ” Agent Jego Świątobliwości ” nie ujęła mnie w sposób jakiś szczególny (doceniam, naturalnie,  znakomity warsztat literacki oraz zamysł twórczy autora)  to w przypadku powieści „Serenada na wiolonczelę i rewolwer”  pisarz trafił w samo sedno moich zainteresowań.

Historyczno- szpiegowska opowieść rozgrywająca się  w dwudziestoleciu międzywojennym przemawia do mnie w sposób absolutny  i nie pozostawiający żadnych wątpliwości. Postać głównego bohatera,  krytyka muzycznego Hipolita Wajchera,  próbującego wyjaśnić okoliczności śmierci swojego przyjaciela, opozycyjnego dziennikarza Ksawerego Szkieltowskiego bardzo  zręcznie ( i z pomysłem) opleciona jest  pajęczyną polityczno -wywiadowczych intryg wyznaczających dynamikę powieści, tworzącą jej określony klimat, oddający   skomplikowane realia tego okresu,  nie uciekając, przy tym, od trudnych czy bolesnych polityczno – społecznych problemów z którymi wciąż zmagało się odrodzone państwo polskie.

Zaskakuje, barwną,  wielopłaszczyznową fabułą, umiejętnie prowadzoną intrygą, która powoli odsłania nam swoje sekrety, budując odpowiednie napięcie i powodując iż  elementy układanki zaczynają  coraz  wyraźniej do siebie pasować.

Autorowi udało się w sposób spójny ale i  bardzo intrygujący połączyć literacka fikcję z prawdziwymi wydarzeniami owego czasu.  Mam tu  na myśli min. jedną z największych, nierozwiązanych,  zagadek  II Rzeczypospolitej czyli tajemnicze   zaginięcie jednego z głównych przeciwników  Józefa Piłsudskiego w armii  gen. Włodzimierza Zagórskiego (prawdopodobnie uprowadzonego i  zamordowanego  przez wiernych Marszałkowi sanacyjnych oficerów), największą porażka polskiego (i nie tylko polskiego ) wywiadu  związaną z prowadzoną przez sowietów operacja „Trust, jedną z wielu  afer gospodarczych  tzw. „aferą zapałczaną”, czy licznymi próbami  infiltracji naszego kraju poprzez agenturę  radzieckiego wywiadu, aktywnie wspieraną przez działaczy Komunistycznej  Partii Polski. 

Wszystkie te wydarzenia mają istotny,  bezpośredni lub pośredni, wpływ na na decyzję podejmowane przez   naszego bohatera oraz motywy działań  postaci pobocznych a tym samym na kształtowania  się i rozwój przedstawionej w lekturze  fabuły i akcji.

Reasumując.

Powieść  „Serenada na wiolonczelę i rewolwer” Karola Kowala to lektura, którą bardzo dobrze się czyta i która, być może,  zmotywuje nas  by   o niektórych opisanych tu wydarzeniach dowiedzieć się trochę więcej. Polecam. 

Marco Pizzuti „Druga wojna światowa. Inna historia”.

„Historię zawsze piszą zwycięzcy i druga wojna światowa nie stanowi wyjątku od tej reguły. Nie oznacza to, że pokonani są lepsi od pogromców, lecz tylko tyle, że państwa stojące po obu stronach konfliktu mają coś do ukrycia”.

Publikacja Marco Pizzuti  jest  naprawdę dobrze napisaną,  popularnonaukową,  historyczną lekturą, odsłaniającą czytelnikom mało  znane (bądź nieznane) fakty i wydarzenia dotyczące II wojny światowej   i jako taka doskonale się sprawdza. Jest idealną pozycją dla wszystkich rozpoczynających  przygodę z tą fascynującą  tematyką, do tego ciekawą  i wiele wnosząca z poznawczego punktu widzenia. 

Znajdziemy na jej kartach  wiele wydarzeń i faktów  tego globalnego dramatu,  wciąż budzących wątpliwości i kontrowersje, szczególnie  w odniesieniu  do nazistowskich Niemiec, Państw Sprzymierzonych ( szczególnie Stanów Zjednoczonych)  jak i  samego teatru wojny. Autor w swojej publikacji wykracza  poza   czasowe ramy tego konfliktu  ( 1939-1945) odnosząc się zarówno  do czasów wcześniejszych: (sytuacja niemieckich Żydów w XX wieku, finansowanie narodowego-socjalizmu  przez przedstawicieli wielkiego  amerykańskiego przemysłu czy przejęcie władzy  przez nazistów) jak i tych powojennych,  dotyczących ucieczek nazistowskich  zbrodniarzy do krajów Ameryki Południowej czy śledztw prowadzonych przez aliancki wywiad a później FBI dotyczącego  losów (w tym też domniemanej ucieczki ) Adolfa Hitlera.

Osobie Adolfa Hitlera poświęcił zresztą pisarz znaczną część swojej książki, prezentując nam  często skrzętnie ukrywane fakty z jego życiorysu,  dotyczące życia osobistego, rodzinnego czy wręcz intymnego w kontekście   związków dyktatora z kobietami. 

Wśród wielu poruszanych w publikacji  wątków dotyczących II wojny światowej zdecydowanie najciekawsze są  te (przynajmniej moim zdaniem) dotyczące  zaawansowanych technologii III Rzeszy, historii nazistowskich prób jądrowych, zbrodni żołnierzy alianckich dokonanych na ludności cywilnej (Włochy) i    jeńcach wojennych  czy  kulisy kapitulacji Japonii.

Książka Marco Pizzuti „Druga wojna światowa. Inna historia” jest  kolejną pozycją próbującą wyjaśnić wciąż liczne białe plamy i tajemnice naszej historii najnowszej, obalić pokutujące od dekad  mity, a tym samym  przybliżyć  nam trochę niektóre aspekty tego straszliwego konfliktu, które w sposób  bezpośredni lub pośredni  miały wpływ na losy wojennych i powojennych  zmagań. Polecam.

Affair-serial

Jack Campbell „Narodziny floty. Awangarda”.

„Niesamowicie  było oddychać powietrzem nowego świata ze świadomością, że tutejszy tlen nie podtrzymywał jeszcze ludzkiego życia.[…] Tutaj nigdy jeszcze nie stanęła ludzka stopa, na roślinach o osobliwych kształtach i dziwnych liściach, na drzewach nigdy jeszcze nie spoczął ludzki wzrok”
Jack Campbell  po raz kolejny udowadnia iż jest prawdziwym mistrzem gatunku sci-fi, co więcej, wciąż w znakomitej, literackiej formie. Dowodem na to jest bezsprzecznie prezentowana tutaj, jego najnowsza, powieść zatytułowana „Narodziny floty. Awangarda”.

Wszyscy,  którzy   mieli okazję zapoznać się z cyklem „Zaginiona flota ” tegoż autora (polecam)  wystarczy wyjaśnić iż jest to prequelem do tej  właśnie historii. Dla całej reszty będzie to znakomite preludium do wspaniałej i pobudzającej wyobraźnię futurystycznej opowieści rozgrywającej się w odległych galaktycznych przestrzeniach kosmosu.
Gwałtowny rozwój technologii a szczególnie  wynalezienie napędu skokowego, umożliwiającego ludzkości  szybkie przemieszczanie na ogromnych gwiezdnych przestrzeniach powoduje iż Ziemia zaczyna  tracić swoja dotychczasową  centralną  i uprzywiliejowana pozycję. 
Ludzkość zasiedla  i kolonizuje kolejne,  niekiedy bardzo odległe planety, budując społeczeństwa i wspólnoty oparte na  własnych sobie ideałach i poglądach. W jednym z takich miejsc, młodej kolonii  Glenlyon, skrzyżują się losy czwórki naszych bohaterów: Roberta Geary’ego (byłego oficera floty gwiezdnej), Mele Darcy (szeregowej piechoty kosmicznej)   polityka (po przejściach) Lochana Nakamury oraz pochodzącej z marsa negocjatorki i specjalistki od rozwiązywania konfliktów  Carmen Ochoa. Owo spotkanie stanie się brzemienne w skutkach zarówno dla nich samych jak i burzliwych, dramatycznych wydarzeń, które już wkrótce staną się ich udziałem.

Jak możemy się domyślać (szczegółów nie chce, naturalnie, zdradzać) nowe światy stwarzają nieograniczone możliwości rozwoju są jednak również narażone na ogromne zagrożenia  a brak ochrony ze strony odległej Ziemi powoduje iż  o własne bezpieczeństwo trzeba  zadbać samemu. Wszelkimi dostepnymi srodkami…

Powieść mimo oczywistej, choć szczęśliwie nie przytłaczającej i nużącej,  stylizacji językowej (pojawia się wiele nieznanych określeń i terminów), czyta się naprawdę bardzo płynnie. Jej wielkim walorem jest tempo akcji,  dynamizm sytuacyjny oraz bardzo sugestywne  opisy miejsc  i zdarzeńdoskonale wpisujących się w  charakterystyczny klimat i  koloryt gatunku.
Duży plus, ale do tego Jack Campbell już nas przyzwyczaił, za znakomicie oddaną dramaturgię walk w kosmosie.
Książkę „Narodziny floty. Awangarda” polecam nie  tylko fanom autora, gdyż znakomicie broni się sama.