Oto świat, w którym magia jest oczywista, niczym istnienie dobra i zła. I podobnie jak zło, do cna znienawidzona.
Oto świat, który za chwilę przestanie istnieć. Z północy nadciąga zagłada, a jedyne, co może stawić jej czoła to właśnie wzgardzona i osłabiona magia.
Młody Davian wyrusza w niebezpieczną podróż na północ. U boku ma przyjaciela a za plecami zostawia zniszczenie, śmierć i grozę. Mimo strachu, każdego dnia wędruje dalej, wszak od powodzenia jego misji zależą losy świata. No, chyba, że jego misja polega na czymś zupełnie innym, niż sądzi i właściwie został wysłany na śmierć.
Może też być tak, że przyjaciel, który dzielnie kroczy u jego boku jest tak naprawdę kimś zupełnie innym, dawny wybawca poświęci go bez mrugnięcia okiem a bohatersko uratowany dzieciak okaże się silniejszy, niż cała drużyna wybawców. Może też być zupełnie inaczej.
„Historię piszą zwycięzcy. Mimo iż od końca tego krwawego konfliktu minęło już siedemdziesiąt lat, do dziś obowiązuje wersja wydarzeń stworzona przez wojenną propagandę aliantów”.
Niewątpliwie wielkim historycznym błędem i jawną dziejową niesprawiedliwość, i co do tego wszyscy badacze są chyba zgodni, był fakt iz komunizm nigdy nie doczekał się własnej Norymbergi a zbrodniarze tego formatu co Stalin, Beria, Chruszczow, Mołotow (o pomniejszych jak Abakumow czy Sierow nie wspominając) nigdy nie zasiedli na ławie oskarżonych przed międzynarodowym trybunałem sędziowskim.
Niestety, wydaje się iż pewnym problemem byłby skład owego trybunału bo jak pokazują wydarzenie XX wieku sowieccy alianci okresu II wojny światowej, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Francja w realizacji swoich politycznych zamierzeń i celów niewiele różniły się w cynizmie, bezwzględności i okrucieństwie od naszego wschodniego sąsiada.
O tym właśnie traktuje najnowsza publikacja Piotra Zychowicza zatytułowana „Alianci”.
Kierując się żelazną zasadą iż tylko ofiary się nie mylą, polski historyk stara się pokazać nam iż zbrodnie wojenne i masowa eksterminacja ludności cywilnej nie były jedynie domeną totalitarnych dyktatur Adolfa Hitlera i Józefa Stalina, lecz obciążają również sumienia państw Sprzymierzonych. Państw, które przez lata skutecznie wypierały je ze świadomości swoich społeczeństw, świadomie ukrywając prawdę, fałszując i naginając fakty, ludzkie życiorysy oraz prowadząc bardzo tendencyjną i niesłychanie wybiórczą politykę historyczną.
Prezentowana tu książka, poprzedzona serią wywiadów, przeprowadzonych z wybitnymi historykami i publicystami specjalizującymi się w szeroko pojmowanej tematyce wojennej i około wojennej dwudziestego wieku, przypomina nam tak znane wszystkim wydarzenia jak: dokonywane w końcowej fazie wojny naloty dywanowe na niemieckie miasta (Drezno, Hamburg), zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki, rozstrzeliwanie niemieckich jeńców podczas inwazji na Normandię w czerwcu 1944 roku, w obozie koncentracyjnym Dachau czy żołnierzy japońskich podczas krwawej wojny na Pacyfiku, ukazujące nam całą grozę i okrucieństwo tego konfliktu.
Mnie jednak osobiście zainteresowały w lekturze Piotra Zychowicza rozdziały dotykające tych mniej znanych powszechnie wydarzeń i zjawisk w które obfitował ubiegły wiek a które nie przebiły się do świadomości masowej w sposób należyty i właściwy.
Szczególne wrażenie zrobiły na mnie informacje dotyczące tzw. wojen burskich, toczonych pomiędzy republikami Transwalu i Oranii (w większości zamieszkałymi przez białych osadników pochodzenia holenderskiego) a Imperium Brytyjskim w latach 1899–1902 na południu Afryki, gehennę włoskiej ludności cywilnej (szczególnie kobiet) podczas zmagań na półwyspie apenińskim i po słynnej bitwie pod Monte Casino oraz wstrząsający dramat walczących z komunizmem Kozaków, którzy, na swoje nieszczęście, uwierzyli w alianckie zapewnienia i gwarancje płacąc za to najwyższą cenę.
Ciekawym wątkiem jest również spojrzenie na działalność zachodnich intelektualistów (Ernest Hemingway czy George Bernard Shaw), czyli tzw. pożytecznych idiotów jak mawiał Włodzimierz Lenin, zafascynowanych bolszewicką ideologią, polityczną doktryną i zupełnie ślepych (świadomie lub nie) na ludzkie tragedie rozgrywające się w państwie „Wielkiego Brata”. Autor w książce nie stroni od tematów trudnych czy budzących kontrowersje, niczego nie próbuje tuszować, przemilczać czy owijać w przysłowiową bawełnę, wykraczając, czasami dość znacznie, poza utarte schematy oraz bezpieczną granice historycznej i politycznej poprawności. Oczywiście, każdy kto interesuje się historią i posiada jakąś wiedzę dotyczących wydarzeń XX wieku (szczególnie w kontekście militarno- politycznym) zapewne podejdzie do przedstawionych przez autora tez i faktów z głębokim zainteresowaniem ale być może, również, z pewnym indywidualnym sceptycyzmem, nie zawsze zgadzając się z przedstawioną argumentacją i wnioskami. I bardzo dobrze, gdyż tak właśnie powinna się toczyć, moim zdaniem, dyskusja o naszej historii najnowszej.
Niezależnie jednak od naszych indywidualnych poglądów zdecydowanie polecam książkę Piotra Zychowicza, gdyż jest barwną, arcyciekawą, choć bolesną i trudną, lekcją zapomnianej historii, która przyda się nam wszystkim.
Jeśli o jakimkolwiek cyklu fantasy można powiedzieć iż jest on prawdziwie epicki czy wręcz monumentalny ( i nie chodzi tu tylko o rozmiary czy ilość stron, choć te są, naprawdę, imponujące) to bez wątpienia „Koło czasu” Roberta Jordana zaliczyć można do tego, zacnego, grona. To jedna z tych nielicznych pozycji fantasy o niekwestionowanym statusie, której miłośnikom tego rodzaju literatury, nie trzeba specjalnie reklamować i skłaniać do przeczytania. To klasa sama w sobie, arcydzieło gatunku i od lat niedościgniony wzorzec dla ogromnej rzeszy naśladowców na całym świecie
Niesłychanie bogaty i rozbudowany świat przedstawiony oraz rozgrywająca się na różnych płaszczyznach fabuła i akcja tworzy uniwersum ograniczone jedynie wyobraźnią autora a ta wydaje się niewyczerpana, z niewątpliwą korzyścią dla wszystkich czytelników.
Mamy właśnie przed sobą tom czwarty, zatytułowany „Wschodzący cień” (liczący ponad 1200 stron SIC!) będący bezpośrednią kontynuacją losów znanych nam ( z poprzednich części) bohaterów, szczególnie trójki młodych uciekinierów z rodzinnej wioski Randa, Mata i Perrina z których pierwszy zgodnie z proroctwem stał się Smokiem Odrodzonym, ze wszystkimi tego stanu rzeczy konsekwencjami i wpływem na losy znanego im świata, zaś pozostała dwójka szykuje się do odegrania własnych, bardzo ważnych, jak się okaże, ról w nadchodzących wydarzeniach.
W lekturze pojawiają się również nowe wątki, nowe postacie i nowe ciągi zdarzeń w które uwikłane zostaje życie powieściowych bohaterów, głównych i pobocznych, ale naturalne nie chce zdradzać szczegółów, by nie psuć nikomu przyjemności z obcowania z lekturą i snującą się na jej kartach, fascynującą opowieścią. Uzyskamy kolejne informacje dotyczące stworzonego przez Roberta Jordana wielowymiarowego świata i jego mieszkańców, które w istotny sposób wpłyną na odbiór literackich kreacji oraz zrozumienie motywów, którymi kierują się niektóre z postaci, podejmując określone decyzje i wybory.
Wszystko nadal wzajemnie się tu przenika, komponuje ze sobą, oddziałując wyraźnie na splot rozgrywających się wydarzeń. Wielowątkowość i związana z tym narracja pozwala nam objąć całość świata przedstawionego oraz spojrzeć na poszczególne wątki z perspektywy różnych osób i miejsc, co szczególnie dla nas interesujące.
Po raczej dość statycznych, co nie znaczy nudnych, poprzednich tomach w tej odsłonie fabuła i akcja wyraźnie się dynamizuje co bardzo pozytywnie wpływa na odbiór lektury i zawarte w niej treści.
Mimo iż jest to już czwarta odsłona cyklu nadal urzeka mnie wymyślona przez Roberta Jordana opowieść, uderza swoim rozmachem, dramaturgią i bogactwem opisów. Przemawia do mnie sposób i w jaki autor wykreował ów literacki obraz, jak element po elemencie zbudował niepowtarzalną aurę, nastrój oraz pełen tajemnicy, mroku, strachu i niebezpieczeństwa klimat.
„Wschodzący cień” Roberta Jordana to naprawdę świetnie opowiedziana (ale to tego twórca już nas przyzwyczaił) historia o życiu i śmierci, trudnych, ludzkich wyborach (ich konsekwencjach, bliższych i dalszych), magii, przyjaźni, o przeplataniu się przeszłości z teraźniejszością, demonach dręczących duszę i ciało, oraz iskierce nadziei i dobra, która tkwi w każdym z nas. I walce … Odwiecznej walce dobra ze Złem.
„Petersburg to miasto niezwykłe. Niezwykłe było jego powstanie, bo został zbudowany na pustkowiu z rozkazu cara Piotra I, niezwykłe jest jego położenie, bo leży – niczym Wenecja – nad licznymi kanałami i odnogami rzeki, i niezwykłe są jego dzieje, bo trzy razy zmieniał nazwę, był kolebką trzech rewolucji i przeżył trzysta powodzi.
Wspaniale oddany, zbiorowy portret wielkiego, doświadczonego przez wichry historii miasta, które wciąż uwodzi, porywa i zachwyca. Wyrazisty, wielopłaszczyznowy, i urzekający obraz dawnej, rosyjskiej stolicy, która wciąż przyciąga i w której nadal tak wiele pozostało do odkrycia.
To rozpisany na wiele głosów obraz metropolii w którym odbijają się, niczym w zwierciadle, burzliwe dzieje narodu i państwa rosyjskiego w jego różnych aspektach i odsłonach. Miasto Piotra Wielkiego i Katarzyny II, Aleksandra I i Mikołaja II, Puszkina, Dostojewskiego i Maksima Gorki, Lenina i Trockiego, dekabrystów, anarchistów, bolszewików oraz całej plejady naszych rodaków (to szczególnie ciekawe dla nas wątki) przez których życiowe losy, na pewnym etapie, przewinęło się to miejsce: ostatniego polskiego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego (tu, w kościele św. Katarzyny, znalazł miejsce swojego wiecznego pochówku),Tadeusza Kościuszki, Adama Mickiewicza, Juliana Ursyna Niemcewicza i wielu innych
Burzliwe dzieje Petersburga ukazane są nam przez autora na przestrzeni wieków w określonym ( i znakomicie oddanym co trzeba podkreślić) kontekście historycznym, polityczno- społecznym, kulturowym, religijnym, umysłowym i artystycznym. Pokazuje nam jak miasto powstawało, zmieniało się i ewoluowało w różnych kierunkach przez pryzmat doniosłych wydarzeń oraz ludzi, którzy mieli wpływ na jego dzieje, rozwój, charakter, określony wizerunek a niekiedy i upadek. Postaci, które pozostawiły tu na zawsze swój ślad i ważną cząstkę siebie: władców, arystokratów, mieszczan, polityków, wojskowych, artystów, pisarzy, architektów, ideologów…
„Pewien Rosjanin przeszedł na świat w Petersburgu, dorastał w Piotrogrodzie a zestarzał się w Leningradzie”.
To fascynująca, miejscami trochę sentymentalna i nostalgiczna, podróż przez przestrzeń i czas, przez lata świetności i czasy upadku, wspaniałe osiągnięcia kulturowe oraz straszliwe wojenne zniszczenia. Przez życiorysy wybitnych władców i okrutnych tyranów, znamienitych wodzów i okrutnych zbrodniarzy, fanatycznych, komunistycznych ideologów oraz trzeźwo kalkulujących polityków, którzy wszyscy razem i każdy z osobna, na pewnym etapie tworzyli obraz i dzieje tego miasta.
Poznamy niesamowitą historię, niesamowitego miejsca, które oparło się wszelkim dziejowym burzom, zakrętom losu i kataklizmom. Autorowi udało się stworzyć panoramę miasta i jego mieszkańców, wpisaną w szerokie, charakterystyczne dla opisywanych epok tło, Pełno tu mało znanych faktów (również tych pikantnych z życia władców i znanych postaci historii), zdjęć, ciekawostek, interesujących opowieści, niewyjaśnionych czy nawet niewygodnych faktów i wydarzeń z różnych etapów życia Petersburga. Miasta, które wciąż, pobudza naszą wyobraźnie, emocje i pragnienia. Gorąco polecam lekturę. Duży plus za naprawdę profesjonalne wydanie publikacji.
„Ludzie są jak świece. jedne płoną jasno inne tylko pełgają a czasem przychodzi zaraza lub wojna i gasi więcej istnień w jednej chwili niż nagły podmuch wiatru. Naszym zadaniem jest chronić te płomyki, przycinać knoty, prostować, dbać by płonęły równo przez wyznaczony czas…”.
Od czasów nieśmiertelnego Jakuba Wędrowycza, bez wątpienia, jednej z najoryginalniejszych, polskich postaci literackich ostatnich lat, Andrzej Pilipiuk cieszy się moja niekłamaną atencją i uznaniem. Kolejnymi, ukazujacymi sie cyklicznie tomami opowiadań udowodnił również iż znakomicie odnajduje się i sprawdza także w krótkich formach literackich, co udowodnił min. w „Szewcu z Lichtenrade” i „Złym lesie” (polecam obie).
Dziś mamy w swoich rękach jego najnowszą antologię zatytułowaną „Czarna góra”, składająca się z pięciu świetnie napisanych opowiadań, po raz kolejny zabierających nas w fascynująca i ekscytująca podróż do czasów, które bezpowrotnie już odeszły, pozostawiły jednak głębokie i trwałe ślady w naszej świadomości, historii społeczeństwa i narodu.
W charakterystyczny dla siebie niebanalny i intrygujący sposób, prezentuje nam autor kilka tekstów, dotykających zagadnień z mniej lub bardziej odległej przeszłości, gdzie w subtelny i płynny sposób rzeczywistość miesza się z fikcją a czas zatraca swoje sztywne granice i jasno wytyczone ramy. Oczywiście, jak w każdym tego rodzaju zbiorze trafiają się tu utwory, które podobają nam się bardziej i takie, które przemawiają do nas mniej ale to, naturalnie, nasze bardzo subiektywne odczucie. W tym kom konkretnym przypadku zdecydowanie polecam dwie opowieśći: tytułowa „Czarną Górę” i tajemniczą wyprawa doktora Skórzewskiego śladami sekretnych zapisków polskiego katorżnika oraz bardzo wciągający „Grom”, odnoszące się do tak popularnych ostatnio alternatywnych historii naszych dziejów, tym razem z lat dwudziestych ubiegłego wieku z Józefem Piłsudskim i …atomową bombą w tle
Tematyka historyczna w takiej czy innej formie jest nadal bliska temu pisarzowi (z czego bardzo się cieszę), co widać w kreacjach bohaterów, miejscach i okresach czasowych w których się porusza.
Każde z prezentowanych tu opowiadań cieszy się własnym życiem, posiada unikalny, bardzo charakterystyczny, klimat i koloryt, odpowiednio skonstruowaną fabułę i akcję, oraz wkomponowane w nią niezwykle ciekawe kreacje bohaterów głównych i pobocznych. Pobudza nasza wyobraźnie, intryguje nas a niekiedy zmusza do głębszych refleksji i przemyśleń. Łączy je, jak zawsze, świetny literacki warsztat, spójność, nieprzewidywalność, sprawnie prowadzona narracja oraz to, iż niektóre z nich dają duże pole do popisu dla naszej wyobraźni.
Książka „Czarna góra” Andrzeja Pilipiuka to kolejna, bardzo dobrze czytająca pozycja dla wszystkich miłośników dobrej, polskiej literatury, zmagań z tajemnicami i zagadkami naszej, i nie tylko naszej przeszłości. Entuzjastów twórczości tego autora przekonywać, oczywiście, nie muszę, wszystkich innym szczerze polecam.
„Kobiety okazywały się tu genialnymi wywiadowcami, a ich działalność decydowała niejednokrotnie o przebiegu wojen i o wydarzeniach historycznych. I tak sobie pomyślałem, że jeżeli przy okazji działalności jednej zaledwie organizacji wywiadowczej trafiam na takie dziewczyny, to w naszej historii najnowszej takich kobiet musi być znacznie więcej, a my o nich nie wiemy”. Ta książka to opowieść o wspaniałych, dzielnych kobietach, których losy i życiowe wybory rzuciły w wir historii, który wciągnął je bez reszty, bez pamięci, nierzadko aż do tragicznego końca. To również opowieść o tym jak okrutne mechanizmy XX wieku wpłynęły na to kim były, kim się stały i jak potoczyła się ich przyszłość. Wszystkie one działały, niejako, za kulisami wielkiej polityki i wielkich dziejowych wydarzeń, tamtego czasu, choć na pewnym etapie swojego życia decydowały o życiu wielu ludzi i o tym w którym kierunku potoczy się, bezlitosny, walec historii.
Jerzy Rostowski serwuje nam znakomicie napisaną, popularnonaukową, pozycję dotyczącą różnych aspektów działań, szeroko pojętego, wywiadu, ze szczególnym uwzględnieniem II wojny światowej, pozwalając nam zagłębić się w ten wciąż skrywający wiele tajemnic i sekretów, specyficzny, świat podziemnego frontu. Jak możemy domyślić się z tytułu publikacji, autor skupił się wyraźnie na kobiecym wątku służb specjalnych, kreśląc nam sylwetki kilku najważniejszych i najbardziej zasłużonych przedstawicielek polskiej arystokracji i ziemiaństwa (choć zdarzają się odstępstwa od tej reguły)w tej szczególnej wywiadowczej profesji: Władysława Srzednicka-Maciesza, Krystyna Skarbek, hrabina Klementyna Mańkowska i inne.
Po dziś dzień wciąż niewiele wiadomo o ich działalności i dokonaniach z tamtych czasów, gdyż służby wywiadowcze ( szczególnie brytyjskie) niechętnie odsłaniają swoje tajemnice i archiwa a niektóre z nich, nawet po tylu latach, objęte są nadal klauzulą tajności i być może pewnych spraw nie poznamy już nigdy. A szkoda, bo burzliwe, niebezpieczne a często dramatyczne życiowe, losy naszych rodaczek, mogłyby stać się kanwą wielu filmowych scenariuszy i szpiegowskich powieści.
Spektakularne akcje, pełne tajemnic misje, sekretne kurierski trasy, konspiracja i najtajniejsze dokumenty ukrywane i przewożone w różnych kierunkach. Niesłychana odwaga, ofiarność, determinacja, patriotyzm, wiara w słuszność dokonywanych wyborów oraz ogromne poświęcenie idei odzyskania przez Polską niepodległości.
Wszystko to w cieniu straszliwego globalnych konfliktu, jakim stała się II wojna światowa, hitlerowskiej okupacji, pożogi, zniszczenia, niewyobrażalnego ludzkiego cierpienia i masowego ludobójstwa.
Co ciekawe i intrygujące zarazem większość z nich ( poza członkiniami niemieckiej siatki szpiegowskiej rotmistrza Jerzego Sosnowskiweg: Benity von Falkenhayn, Renate von Natzmer i Irene von Jena) współtworzą, wpisują się lub ocierają, w mniejszym bądź większym stopniu, o jedną z najtajniejszych polskich organizacji niepodległościowych tzw. „Muszkieterów” ( kierowanych przez inżyniera Stefana Witkowskiego), której tragiczna historia wciąż wymaga ze strony polskich historyków i badaczy pełnego wyjaśnienia.
Cieszą się niezmiernie iż Pan Jerzy Rostkowki podjął się zebrania materiałów i napisania tej książki, przywracając tym samym prawdę o historycznym dorobku tych wspaniałych, polskich kobiet i arystokratek , często zapomnianych czy też pomijanych ze względów politycznych (epoka PRL-u odcisnęła tu, niestety, swoje ponure piętno), które w pełni zasługują na właściwe im miejsce w panteonie polskich bohaterów narodowych. Naprawdę warto poznać ich historię i ocalić je od zapomnienia. Gorąco polecam.
Założyliśmy ten blog, gdyż książki od zawsze są obecne w naszym życiu. To nasz sposób na poznawanie siebie, świata który nas otacza i tego którego nie ma, lub wydaje nam się że nie ma... To te chwile w których czas na moment zwalnia, wkrada się zaduma, czasem złość lub inne z uczuć. To książki po przeczytaniu których przystaniecie na moment, zastanowicie się, może uronicie łzę... lub będziecie śmiać sie do rozpuku. O takich książkach (i nie tylko książkach) chcemy wam opowiedzieć.
Zauważamy też, ze zgrozą, ża w nawale codzienności (i tzw. prozie życia) coraz więcej rzeczy ważnych zaczyna nam umykać i ten blog to też jakaś próba zachowania ich w pamięci.