Archive for marzec, 2019

Piotr Lagenfeld „Tajne operacje Oddziału II”.

Łatwiej jest wygrać wojnę niż utrzymać owoce tego zwycięstwa…”

Wiedzą  o tym doskonale bohaterowie najnowszej powieści Piotra Lagenfelda, zatytułowanej „Tajne operacje Oddziału II”, których, po teraz kolejny, burzliwe  wiatry historii rzucają w dramatyczny wir toczących się wydarzeń.

Wszystkim fanom i entuzjastom dobrych powieści sensacyjnych, politycznych i militarnych ( z mocnym akcentem alternatywnej wizji dziejów) sylwetka tego autora jest, oczywiście, doskonale znana.

To bez wątpienia jeden  z najciekawszych polskich pisarzy ostatnich lat z głową pełną pomysłów, interesującym i twórczym spojrzeniem na historie XX wieku, zachodzące w niej zmiany, procesy czy mechanizmy oraz  ogromnymi pokładami nieskrępowanej wyobraźni.

Jego najnowsza pozycja jest kolejną odsłoną  znanego nam już  wcześniej cyklu „Czerwona ofensywa”,  kreującego alternatywną historię Europy i Świata (w tym, naturalnie i Polski), która  przenosi nas do roku 1966 roku, gdy po dramatycznych latach wojny i końcowym  zwycięstwie Sprzymierzonych nad Związkiem Radzieckim, wszystkim marzył się już upragniony pokój.

Niestety, zapanowanie nad ogromnymi połaciami pokonanego, sowieckiego państwa przysparza aliantom coraz większe trudności a  tlące się wciąż, liczne ogniska zapalne oraz  wybuchające w różnych miejscach niepokoje i  lokalne konflikty, zmuszają to utrzymania wojska  w ciągłym  stanie,  pełnej, gotowości. Co gorsze do gry postanowił włączyć się kolejny, potężny i  niebezpieczny gracz, opromienione nimbem, niedawnego, zwycięstwa w Korei, Chiny,  które wykorzystując osłabienie swojego sąsiada  postanowiły wektory swojej polityki skierować na Zachód. I tu już  sytuacja zaczyna być groźna….

Oczywiście, jak możemy się już  domyślać, miejsce szczególe w  tej rozgrywce przypadnie polskim weteranom z  Oddziału II,  których tajna operacja  będzie miała przełomowe znaczenia w nadchodzących wydarzeniach, choć szczegółów, z powodów osobistych, nie zdradzę.

Po raz kolejny otrzymujemy świetnie napisaną, przemyślaną,  rozbudowaną, porywająca i co najważniejsze niezwykle interesującą powieść. Powieść, która uderza realizmem zdarzeń, wnikliwością, znakomitym merytorycznym przygotowaniem autora (naprawdę imponująca znajomość zagadnień militarnych i wywiadowczych, w jej różnych odsłonach i aspektach), dbałością o szczegóły, czasami wręcz drobiazgową, oraz różnorodnie skreślonymi kreacjami bohaterów głównych i pobocznych. Wszystko płynnie wkomponowane w sieć politycznych, militarnych, ekonomicznych, wojskowych powiązań i zależności.

Wciągająca akcja, znakomite wyczucie chwili, wielopłaszczyznowa perspektywa oraz odpowiednio podtrzymywane napięcie powoduje iż lektura przykuwa nasza uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Gdzieś na jej obrzeżach, tuż za głównym nurtem fabuły, pojawia się również szereg ważkich kwestii dotyczących współczesności i  zagrożeń jakie niosą  ze sobą polityczne wyzwania oraz granice odpowiedzialności ponoszonej przez rządy i naszych przywódców. Autor nadal podtrzymuje pełen dramatyzmu (zwłaszcza z naszego, dzisiejszego, punktu widzenia), obraz wojny totalnej, toczonych na różnych polach i frontach.

Prezentowana tu lektura, podobnie jak cały cykl, zdecydowanie wyróżnia się spośród licznego grona podobnych publikacji, bardzo sugestywnymi  opisami  świata przedstawionego, zwłaszcza wojennych batalii i zbrojnych potyczek, ale do tego autor zdarzył  już nas przyzwyczaić.

„Tajne operacje Oddziału II” Piotra Lagenfelda to pozycja, która zapewni nam wiele godzin inteligentnej, błyskotliwej i świetnie podanej rozrywki. Czekam na kolejne odsłony. Polecam.

Secret City-serial

G. Majchrzak, S. Ligarski „Artyści, PRL i bezpieka”.

Pokłosie i  groza wydarzeń II wojny światowej, która niczym stalowy walec przetoczyła się po kontynencie europejskim, powodując nieopisane zniszczenie, hekatombę ludności cywilnej i milionowe straty na frontach, nie mogła naturalnie  nie odcisnąć swojego okrutnego i  złowrogiego piętna na ówczesnej kulturze, sztuce a  szczególnie  literaturze. Dotknęło to w sposób wyraźny zwłaszcza  naszego kraju, którego  polityczne targi dokonane przy jałtańskim stole na kilka dziesięcioleci wepchnęły w sferę dominacji i wpływów sowieckiego  Wielkiego Brata. Ze wszystkiego tego  konsekwencjami…

Książka Panów Grzegorza Majchrzaka i  Sebastiana Ligarskiego zatytyłowana „ Artyści, PRL i bezpieka” skupia się  na wątku związanym ze  środowiskiem polskich literatów i  artystów (aktorów, muzyków, ludzi związanych z teatrem itd.)  działających  w okresie powojennym,  odsłaniając przed nami  życiorysy znanych nam ludzi oraz  kulisy ich zawodowych  karier  i życia osobistego.

To, próba ( bardzo udana) ukazania czytelnikowi  dylematów i wątpliwości polskich twórców w zderzeniu z nową, komunistyczną rzeczywistością, w tym również  szansy jaką nowo powstały ustrój stwarzał dla tych wszystkich, którzy zdecydowali się go poprzeć i zaangażować się w  jego  ideologiczny dyktat (czerpiąc z tego, naturalnie, wymierne profity: społeczny awans, niedostępne dla innych przywileje, możność publikowania, godziwe wynagrodzenie, ciepła posada, mieszkanie, talony na samochód,  okazję zrobienia ogólnopolskiej  kariery, itd.).

Różne były, oczywiście,  dokonane przez nich wybory, podobnie jak różne były ich, niekiedy bardzo skomplikowane, kręte, wojenne i  powojenne losy, o czym dowiadujemy się też z lektury.

Była wiec grupa twórców  od jasno zdeklarowanych komunistów (Leon Kruczkowski, Władysław Broniewski, Jerzy Putrament) po takich,  który  postanowili  aktywnie wesprzeć  politykę nowych władz, stając się  propagandową  tubą socjalistycznych idei i populistycznych  haseł: Tadeusz Borowski, Konstanty Ildefons Gałczyński , Julian Tuwim, Mieczysław Jastrun, Adam Ważyk i wielu, wielu innych. Było też spore grono ludzi, którzy próbowali jakość odnaleźć się i zaadaptować  w „socjalistycznym raju”, usiłując nie zatracić resztek siebie i swoich poglądów: Maria Dąbrowska, Kazimiera Iłłakowiczówna, Leopold Staff, Tadeusz Konwicki, Kornel Makuszyński, Antoni Słonimski, Karol Brunsh, Antoni Gołubiew. Z tej perspektyw wiele wielkich czy głośnych  życiorysów, którymi karmiono nas przez lata  i stawiano za wzór do naśladowania,  jawi się już zupełnie inaczej.

,Dla  sporej, jednak, cześć artystów,  przyniesiona na bagnetach Armii Czerwonej  komunistyczna rzeczywistość stała się elementem nie do zaakceptowania i  zmusiła ich do emigracji (rzeczywistej czy wewnętrznej ): Jan Lechoń, Paweł Jasienica, Kazimierz Wierzyński, Gustaw Herling-Grudziński, Zofia Nałkowska, Witold Gombrowicz, Zbigniew Herbert, Marek Hłasko, Melchior Wańkowicz itd. i to właśnie, głównie, o nich opowiadać będzie prezentowana tutaj lektura.

Oczywiście, ze względu  na swój rozmiar  książka jest zaledwie zarysem tego jak wyglądało  to środowisko w okresie powojennym (który obejmuje, przecież, zakres kilku dobrych dekad) i w wielu miejscach pojawia się chęć głębszego przyjrzenia się tej problematyce. Zwłaszcza w kontekście rozmaitych  ludzkich  postaw (bywało że zmieniających się w perspektywie czasu) oraz działalności komunistycznych służb specjalnych wymierzonych w tą szczególnie wartościową grupę społeczną, stającą   się, z czasem,  istotnym, zwłaszcza z naszej dzisiejszej perspektywy,  aspektem naszej  historii najnowszej.

Szczególnie iż autorzy książki opierają się na bardzo  konkretnych przykładach,  odnoszących  się do znanych nam powszechnie osób (Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert, Marek Hłasko, Edwardowi Linde-Lubaszenko, Joanna Kulmowa, Jacek Kaczmarski i wielu innych) wpisanych w bardzo  ważne dla nas historyczne wydarzenia: wypadki poznańskie 1956 i nadzieja na gomułkowską „odwilż”, wstrząsający  Marzec 1968  (zarówno w odniesieniu się do buntu studentów, haniebnej,  antysemickiej nagonki jak i  inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i krwawego stłumienia „Praskiej wiosny),  strajki robotnicze w Grudniu  1970  aż po  okres Stanu Wojennego.

To, z jednej strony, próba przybliżenia czytelnikowi twórczości  polskich artystów w tych ponurych, i słusznie minionych, czasach w jej różnych aspektach i formach, zarówno artystycznej (literatura, muzyka, teatr, film) jak i tej o wymiarze wyraźnie politycznym czy  społecznym (próby przywrócenia przedwojenne pozycji i funkcji Związkowi Literatów Polskich, czy „słynne” wówczas, a dziś już zapomniane, tzw. Listy 34, 101, 15, mające  zamanifestować niezgodę na to co dzieje się w kraju i  poza jego granicami.

Z drugiej zaś, szereg działań operacyjnych i represyjnych, podejmowanych przez komunistyczny  Urząd Bezpieczeństwa a  później Służbę Bezpieczeństwa  (rzadziej  Informację Wojskową) wymierzonych w to środowisko (prowadzone rożnymi metodami i na różnych płaszczyznach) wliczając w ich konsekwencje również szykany natury zawodowej,  administracyjnej czy prawnej: skazanie na trzy lata więzienia Melchiora Wąńkowicza,  wyrok dla Janusza Szpotańskiego, autora głośnej sztuki „Cisi i gęgacze, czyli bal u prezydenta”, o brutalnym  pobiciu Stefana Kisielewskiego  przez tzw. „nieznanych sprawców” nawet nie wspominając.

Książka Grzegorza Majchrzaka i  Sebastiana Ligarskiego „Artyści, PRL i bezpieka” napisana jest w typowo, popularnonaukowej formie, dzięki czemu ma możliwość dotarcia do bardzo  szerokiego grona odbiorców.

To naprawdę niezwykłe interesujący i wiele mówiący portret pewnej zbiorowości,  który przewija się prze rożne, zmieniające się i ewoluujące w rożne strony etapy komunistycznych rządów, mających bezpośredni wpływ na obraz artystycznego i  literackiego świata w naszym kraju.

To co w tej lekturze  naprawdę zachwyca i zasługuje na nasza uwagę  to znakomicie uchwycony historyczny rys tamtego czasu, który  współtworzy barwny i wieloaspektowy obraz twórców doby PRL-u.

Licznie wspomagany zdjęciami, fragmentami utworów, listów, deklaracji, dokumentów i mało znanymi faktami i ciekawostkami z epoki. Gorąco polecam lekturę.

Nadia Hamid „Dzieci szariatu”.

„Po tej lekturze nic już nie będzie takie samo. Pozostanie w sercu rana, która nigdy się nie zabliźni, bo o bohaterach tej książki nie da się zapomnieć. Losy tych, o których upomniał się islam”.

To lektura bez wątpienia bardzo  trudna, bolesna i chyba nie pozostawiająca nikogo obojętnym w światłe przedstawionych faktów i relacji. Bardzo osobista, emocjonalna, wpisująca się zarówno w dramat rodziny jak i  tragedię poszczególnych jednostek. Tym bardziej iż (jak sami się przekonamy z treści) osobami, które los najbardziej doświadczył będą  najmłodsi i najsłabsi spośród nas, tytułowe „dzieci szariatu”.

Mimo swej niewielkiej objętości książka Pani  Nadi Hamid mieści w sobie potężny  ładunek uczuć i ogromną wagę przekazu, która przeszywa nas na wskroś, szarpie  zmysłami  i burzy spokój ducha.  I być może ów przekaz musi być tak drastyczny aby uświadomić nam skale zagrożenia i  łatwość  uwikłania się  w sytuacje bez wyjścia,  która nas przerasta, przytłacza a często  prowadzi do tragedii.

Mamy przed sobą cztery wstrząsające historię kobiet, Polek (choć narodowość nie jest u najważniejsza), które idąc za głosem serca związały  się z libijskimi partnerami, wybierając tym samym  życie w obcej sobie kulturze, religii, obyczajowości, odmiennych systemach prawnych, społecznej mentalności oraz  sposobie życia.

Nie do końca, chyba,  świadome, w sposób brutalny zderzyły się z muzułmańską rzeczywistością,  islamskim radykalizmem, bardzo wypaczonym i zdecydowanie  jednostronnym (z naszego europejskiego, rzecz jasna, punktu widzenie) postrzeganiem świata.

To opowieść o nieustannej, codziennej walce (sen o arabskiej bajce szybko pęka jak przysłowiowa bańka mydlana) o zachowanie własnej  godności, tożsamość, szacunku do samej siebie, człowieczeństwa a czasami i życia. O matczynej miłości, pragnieniu zapewnienia  bezpieczeństwa swoim dzieciom oraz  cenie,  która trzeba zapłacić za możliwość powrotu do normalności.

Szczególne wrażenie zrobiły na mnie  historie, dwójki chłopców, które dosłownie wbijają w fotel. Pierwsza z nich to tragedię dziecka indoktrynowanego, przygotowywanego i szkolonego do roli zamachowca samobójcy (najpierw przez swojego własnego ojca !!! a później muzułmańskich radykałów) mającego wysadzić się w chrześcijańskiej świątyni. Druga, to bardzo osobisty  dramat młodego chłopca a później mężczyzny, zawieszonego  gdzieś pomiędzy dwoma światami (libijskim i polskim czy może  muzułmańskim a europejskim), który cierpi,  nie potrafiąc  odnaleźć się w żadym z nich (nie pomagają mu w tym również, co przykre i nie przynosząca nam chluby, nasi rodacy).

Te naprawdę  poruszające, oparte na faktach opowieści, pozwalają  nam spojrzeć  na  religie islamską jak i szeroko pojęty świat islamu, wychodząc znacznie poza ogólny przekaz, znany nam z gazet, rozmaitych medialnych relacji i przekazów,  doniesień,  komentarzy, nie zawsze w pełni merytorycznych i właściwie oddających stan faktyczny. Znacznie wzbogacają  naszą wiedze, najczęściej ubogą i nie zweryfikowaną  o życiu w społeczeństwie muzułmańskim. Panującej tam  tradycji,  roli mężczyzn i kobiet, obowiązującym systemie nakazowe i zakazów, religijnym ekstremizmie oraz jak zawarte  i interpretowane z Koranu treści, przekładają się na sytuację (w tym wypadku)  rodzinną.

Książka Pani Nadi Hamid jest też w oczywisty sposób ostrzeżeniem, skierowanym do Polek aby poważnie zastanowiły się nad swoimi, życiowymi wyborami,  które na zawsze mogą zaważyć nad ich dalszym  życiem, pozbawiając go miłości, poczucia bezpieczeństwa i własnej wartości, choć naturalnie nie wszystkich przedstawicieli świata muzułmańskiego można mierzyć tą samą miara.

Gorąco polecam.

Stephan Orth „Couchsurfing w Rosji”.

„W poszukiwaniu rosyjskiej duszy”.

To moje drugie spotkanie z młodym podróżnikiem Stephanem Orthem (no i oczywiście, samym, zjawiskiem  couchsurfingu- dosłownie „surfowanie po kanapach”, czyli darmowe korzystanie z miejsca noclegowego) i kolejna okazja odbycia fascynującej podróży ku nowym regionom, miejscom i ludziom, których  nasz bohater, tak licznie, spotyka na swojej drodze.

Po niesłychanie interesującej i obalającej kilka, utrwalonych, powszechnie, mitów, wyprawie do Iranu przyszedł czas na rejon zdecydowanie nam bliższy: geograficznie, obyczajowo, kulturowo i historycznie, czyli Rosję. Byłem bardzo ciekawy jak z niemieckiej perspektywy (nieobciążonej naszym wielowiekowym, nadwiślańskim, bagażem doświadczeń i krzywd)  wygląda opinia  o współczesnym,  putinowskim państwie i jego mieszkańcach.


Towarzyszymy autorowi  w ponad  dwumiesięcznej podróży po drogach i bezdrożach naszego wielkiego, wschodniego sąsiada, odwiedzając kolejne miejsca (Moskwa , Petersburg,  Grozny, Krym, Nowosybirsk, czy Ałtaj), poznając  ludzi,  którzy goszczą nas w swoich domach, dzieląc się  swoimi doświadczeniami, przemyśleniami, poglądami, opiniami, fascynacjami i marzeniami.  Odkrywają przed nami bogactwo  otaczającego nas  świata,  kulturowe zawiłości  oraz  tradycje poszczególnych  regionów. To podszyta podróżniczą  nutą opowieść o Rosji dawnej i współczesnej, tradycyjnej i nowoczesnej, Rosji dwóch epok i dwóch prędkości, mimo pewnej lekkości zahaczająca, od czasu do czasu, o sprawy naprawdę ważne i ponadczasowePrzymierzając  ogromne przestrzenie (pieszo, samochodem, autobusem,  pociągiem, czy samolotem, lokalnych linii  lotniczych)   Stephan Orth próbuje pokazać nam, niejako od środka,  rosyjsko rzeczywistość w jej różnych, ciekawych, choć często skomplikowanych i kontrowersyjnych, odsłonach (wystarczy wspomnieć o  Czeczenii czy zaanektowanym Krymie)

A jest to spojrzenie (i to jego  największa zaleta) dalekie od przekazów zawartych w poczytnych tabloidach, sztywnych, jasno ukierunkowanych  opracowaniach czy  sterowanych odgórnie  mediach.

Oczywiście, w lekturze  nie zabraknie, bo i zabraknąć nie może, kilku  odniesień do dalszej i bliższej historii tego państwa i  narodu oraz zdecydowanie dominującej w  obecnych czasach  postaci prezydenta Federacji Rosyjskiej  Władimira Władimirowicza Putina, który  rzuca swój cień naprawdę daleko…

Podobnie jak w jego poprzedniej publikacji całość napisana jest bardzo swobodnym, czytelnym językiem, nie przytłaczającym czytelnika  natłokiem informacji czy trudnym, dla nas, nazewnictwem. Pełna jest za to humoru,  rozmaitych ciekawostek, mało znanych faktów, interesujących anegdot, dygresji,  ale i bardzo przydatnych, użytecznych  informacji (szczególnie dla wybierających się w ten region świata)  dotyczących  typowych spraw urzędowych, waluty, komunikacji, noclegów, kuchni itd. Całość wzbogacona jest licznymi zdjęciami, doskonale komponującymi się z treścią i  będącymi potwierdzeniem zawartych w niej informacji.

Czy autorowi udało mi się znaleźć rosyjską dusze i zmienić nasze dotychczasowe spojrzenie na ten ogromny kraj? Chyba nie, ale z pewnością  zrobił wiele by tego dokonać i za to mu chwała.

„Couchsurfing w Rosji” Stephana Ortha to książka naprawdę, interesującą, zaskakująca i wiele wnosząca do naszej, potocznej, wiedzy o Rosji.  Naprawdę gorąco polecam.

,

Andrzej Pilipiuk „Zły las”.

Cztery opowiadania, które łączy jedno-tajemnica”.

Andrzej Pilipiuk, jeden z moich ulubionych polskich autorów, udowadnia, po raz kolejny, iż znakomicie czuje się (i sprawdza) również w krótkich formach literackich. W prezentowanej tu  antologii „Zły las” w  charakterystyczny dla siebie, niebanalny i intrygujący sposób, prezentuje nam cztery opowiadania, dotykające zagadnień z naszej mniej lub bardziej odległej przeszłości, gdzie w subtelny i płynny sposób rzeczywistość miesza się z fikcją a czas zatraca swoje sztywne granice i jasno wytyczone ramy.

Tematyka wojenna i około wojenna nadal jest bliska temu pisarzowi (z czego, oczywiście, bardzo się cieszę), co widać w  kreacjach bohaterów, miejscach i okresach historycznych w których się porusza. To fascynująca i ekscytująca podróż do czasów,  które bezpowrotnie już odeszły, pozostawiły jednak głębokie i trwałe ślady w ludzkiej świadomości oraz  pamięci, społeczeństwa i narodu.

Oczywiście, jak w każdym tego rodzaju zbiorze opowiadań, niektóre z nich podobają nam się bardziej, inne mniej, wszystko jest rzeczą gustu, literackich zainteresowań i smaku. Na mnie największe wrażenie zrobiły dwa z nich, nic nie ujmując, oczywiście,  pozostałym. Tytułowy „Zły las”, rozgrywająca  się na wielu płaszczyznach niepokojąco mroczna i wciągająca  historia  miejsca i czasu  oraz dzieje  tajemniczej wyprawy  (ku odległej, mroźnej,  Grenlandii) w   poszukiwaniu żyjącego  gatunku praludzi, z bolszewickim ( sic!) wątkiem w tle. 

Każde z opowiadań cieszy się własnym życiem, posiada unikalny klimat i koloryt, odpowiednio skonstruowaną fabułę i akcje, oraz wkomponowane w nią niezwykle ciekawe kreacje bohaterów głównych i pobocznych. Pobudza nasza wyobraźnie, intryguje nas a niekiedy zmusza do głębszych refleksji. Łączy je świetny literacki warsztat, spójność, nieprzewidywalność, sprawnie prowadzona narracja oraz to, iż niektóre z nich są  niedokończone, co daje duże pole do popisu dla czytelniczej wyobraźni.

Podsumowując. Książka Andrzeja Pilipiuka  to świetnie się czytająca pozycja dla wszystkich miłośników dobrej,  polskiej literatury, zmagań z tajemnicami i zagadkami naszej i nie tylko naszej przeszłości. Entuzjastów twórczości tego autora przekonywać, oczywiście, nie muszę zaś wszystkim innym polecam gorąco.

Strange Empire-serial

Urke Nachalnik „Życiorys własny przestępcy”.

„Trzeba mieć więcej odwagi do przyznania się do zła niż do popełnienia go”.

Mamy w swoich rękach niesłuchanie interesującą (szczególnie z poznawczego punku widzenia) i barwną historię Urke Nachalnika, właściwie Iceka Borucha Farbarowicza, polskiego przestępcy, żydowskiego pochodzenia, wpisaną w skomplikowaną i wciąż kształtującą się (wśród wielu piętrzących się trudności natury: ekonomicznej, społecznej, politycznej, narodowościowej itd.) historię pierwszych dziesięcioleci XX wieku, najpierw jeszcze w zaborach a później w odrodzonej II Rzeczypospolitej.

Jego długa, obfitująca w burzliwe wydarzenia kryminalna kariera, przerywana była, naturalnie, okresowymi pobytami w więzieniach w których, jeśli zsumować je wszystkie, spędził prawie piętnaście lat.

I to właśnie w więzieniu rozpoczęła się jego przygoda z literaturą i bardzo owocną twórczością własną.   Na początku nieśmiała (autor mówił głównie w jidysz, przeplatanym od czasu do czasu, językiem polskim i przestępczą gwarą) lecz już wkrótce na tyle ciekawa iż zainteresował się nią sam Melchior Wańkowicz, proponując autorowi napisanie autobiografii.

Tak powstał „Życiorys własny przestępcy” będący arcyciekawym zapisem życia i działalności Urke Nachalnika (same okoliczność powstanie tego pseudonimu są bardzo znamienne – choć szczegółów nie zdradzę, nie chcąc psuć nikomu przyjemności obcowania z lekturą). Nasz bohater (czy może właściwie antybohater, gdyż uprawiany przez niego proceder nie jest, naturalnie, niczym chwalebnym) nie jest być może postacią tak znaną w warszawskim półświatku jak gangsterzy tego formatu co Tata Tasiemka (Ł. Siemiątkowski), Doktor Łokietek (Józef Łokietek) czy słynny włamywacz i kasiarz „Szpicbródka” (Stanisław Cichocki), ale z całą pewnością stworzył opowieść, która urzeka swą autentycznością i wciąga nas od pierwszej do ostatniej strony.

To jedno z niewielu świadectw wiernie oddających funkcjonowania przedwojennego środowiska przestępczego stolicy, rządzących nim prawideł, niepisanego złodziejskiego kodeksu (naprawdę, bardzo ciekawy watek), specyficznego języka, obyczajów oraz wielu zakazów i nakazów obowiązujących wśród warszawskiej „ferajny”. Świadectwem doskonale wpisującym się we wzrastającą fale międzywojennej przestępczości (dodatkowo potęgowanej przez Wielki Kryzys i jego następstwa) w szczególności istną plagę napadów, kradzieży i kwitnącej w najlepsze prostytucji.

Wszystko okraszone wieloma mało znanymi faktami, anegdotami, ciekawostkami i specyficznym wielkomiejskim klimatem tego czasu: złodziejskich melin, podrzędnych spelunek i barów, licznych burdeli, ciemnych zaułków a w końcu aresztów i więzień.

Ciekawym elementem przykuwającym naszą uwagę są też, bez wątpienia, elementy dotyczące dzieciństwa i lat najmłodszych Urke Nachalnika, spędzonych w rodzinie zamożnego, żydowskiego kupca oraz nauki w kilkostopniowej szkole rabinicznej tzw. chederze. To bardzo ciekawe spojrzenie na obraz stosunków polsko-żydowskich w II Rzeczypospolitej, burzący wiele narosłych przez dziesięciolecia mitów.

„Życiorys własny przestępcy” jest publikacją, która, bez wątpienia, zainteresuje wszystkich miłośników polskich dziejów dwudziestolecia międzywojennego, tu opisywanego w tym bardzo szczególnym ujęciu. Gorąco polecam.

Krzysztof Haladyn „Ostatnie namaszczenie”.

”Niepozorna książeczka, znaleziona w zniszczonym kościele, daje nadzieję. Na przetrwanie, a może nawet na zwycięstwo. Jednak cena, jaką przyjdzie za nie zapłacić, będzie koszmarnie wysoka…”

Myślę sobie iż gdybym natknął się na pozycje Pana Krzysztofa Haladyna w jednej z naszych rodzimych księgarni czy bibliotek, to ze względu na okładkę (bardzo dobrą, zresztą) zakwalifikowałbym ją najprawdopodobniej do bogatej i bardzo popularnej, ostatnimi czasy, wojennej beletrystyki, odwołującej się do II wojny światowej bądź też okresu powojennego, związanego z tematyką Żołnierzy Wyklętych.

Założenie w zasadzie byłoby słuszne ale… No właśnie, owo ale jest tu decydujące…

Z racji tego iż książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów (i tu właśnie zapaliła się, przysłowiowa, lampka) przewidywałem jednak iż nie będziemy mieli do czynienia ze zwykłą opowieścią o wojnie i okupacji.

I tak też było w istocie…

Polscy partyzanci, oczywiście, są, a ich patriotyzm, odwaga, poświęcenie, wola walki i ogromna ofiara krwi nie budzi żadnych wątpliwości. Ich zmagania z nowym, tym razem sowieckim, okupantem zaczynają jednak w pewnym momencie znacznie wykraczać poza typowo partyzancką czy konspiracyjną działalność zbrojną, przyjmując dość nieoczekiwanie formę, której z pewnością sami się nie spodziewali.

Nie chcę naturalnie zbyt dużo zdradzać z zawartych w lekturze treści ale uchylając, jedynie, rąbka tajemnicy mogę rzec iż już wkrótce na arenę toczących się wydarzeń wkroczy pradawna magia, czerwone olbrzymy, demony, paranormalne zjawiska, tajemnice, dawne obrzędy i stare, skrzętnie skrywane w kościelnych annałach księgi. Walka przybierze zupełnie nowe, o wiele brutalniejsze, formy, zaś wynaturzenie i wszechogarniający strach zaczną osiągać niespotykane dotąd rozmiary.

Będzie mroczne, strasznie i nieprzewidywalnie a realizm żołnierskiego życia i partyzanckiego etosu mieszać się będzie z okultyzmem i zapomnianymi wierzeniami naszych przodków.

Krzysztof Haladyn stworzył naprawdę interesującą opowieść, gdzieś z pogranicza literatury historycznej, horroru (z lekką domieszką fantasy) w której odwieczne zmagania Dobra i Zła zyskują zupełnie nowy, polski, wymiar i charakter.

Dobrze pomyślana i zrealizowana fabuła w której wszystko sprawnie zazębia się i wynika z siebie, co w sposób naturalny generuje dalszy ciąg, następujących po sobie zdarzeń i wątków (niektóre z nich aż się proszą o dalsze rozwiniecie, choć rozumiem, naturalnie, ograniczenia wydawnicze).

No i oczywiście górująca nad wszystkim postać głównego bohatera powieści i naszego narratora, księdza i wojskowego kapelana partyzanckiego oddziału, będąca zdecydowanie najmocniejszą stroną książki. Doświadczonego przez los i lata okrutnej, wyniszczanej wojny, borykającego się z kryzysem wiary i zaczynającego wątpić (nie jest w tym, niestety, odosobniony) w słuszność wybranej przez siebie drogi, choć nadal starającego się sumiennie wykonywać swoją kapłańską posługę.

To właśnie wokół niego zbierają się i ogniskują się nici powieści i to jego oczami obserwujemy to co rozgrywa się na wokół.

„Ostatnie namaszczenie” to bardzo ciekawa i godna polecanie pozycja dla wszystkich miłośników dobrej i niebanalnej, polskiej literatury. Polecam

.