Archive for the ‘polecam’ Category

Tomasz Specyał „Katastrofy II Rzeczpospolitej”

„Czas odbudowy polskiej państwowości po ponad stu latach zaborów obfitował w najrozmaitsze, nierzadko tragiczne wydarzenia. A jednak o rozgrywających się w tamtych latach dramatach, wypadkach czy kataklizmach mówiło się dotąd niewiele”.

O historii II Rzeczypospolitej napisano wiele. Po ciemnej  i zakłamanej epoce PRL-u ( w którym komunistyczna  propaganda  i cenzura próbowała wymazać ten ważny okres z naszych dziejów) wolna Polska  eksplodowała prawdziwym wysypem wszelkiej maści publikacji  (historycznych, naukowych, popularnonaukowych, obyczajowych, wspomnieniowych i innych) będących odbiciem burzliwych losów  naszej, odradzającej się w bólach,  państwowość.

W nurt ten doskonale wpisuje się prezentowana tu znakomita książka Pana  Tomasza Specnała  zatytułowana „Katastrofy II Rzeczpospolitej. Tragedie, wypadki i klęski żywiołowe, które wstrząsnęły przedwojenną Polską”  prezentująca nam ów burzliwy dla nas okres z trochę innej niż przywykliśmy perspektywy.Jak możemy łatwo wywnioskować z tytułu publikacji obszarem zainteresowania  naszego autora będą dramatyczne i często obfitujące w liczne ofiary śmiertelne  wydarzenia jakie w okresie dwudziestolecia międzywojennych miały miejsce  w naszym kraju. Początkowo, w obliczu innych trudności piętrzących się przed nowo powstałym i  wciąż scalających sie na wielu płaszczyznach państwem  mało medialne z czasem zaczęły, coraz częściej, gościć na pierwszych stronach gazet, przyciągające uwagę  naszych rodaków.

„W II Rzeczpospolitej katastrofy schodziły na dalszy plan. Straszliwe wypadki kolejowe i lotnicze, eksplozje i tąpnięcia w kopalniach albo składach amunicji, niszczycielskie powodzie i pożary ustępowały miejsca innym wydarzeniom. Najważniejsza była odbudowa i zjednoczenie kraju. Prasa obszernie donosiła o katastrofach kolejowych, lotniczych, morskich czy budowlanych; o eksplozjach i pożarach, powodziach, wichurach i uderzeniach pioruna, które wyrządzały ogromne straty materialne i zbierały mordercze żniwo wśród ludzi i zwierząt. Bywało też, że śmierć przeszła tuż obok. Tymczasem wraz z postępem ekonomicznym i społecznym, narastaniem politycznych niesnasek, a niekiedy także przez zwykłą żądzę zysku, występowały przerażające zdarzenia, którym poświęcano coraz więcej uwagi. Wreszcie zaczęto traktować je z należytą powagą i przyglądać się im na łamach wpływowych mediów”.

O niektórych z nich jak wybuch składów amunicyjnych  w Poznaniu ( w 1926 roku),  katastrofa kolejowa w Krzeszowicach (2 października 1934) czy uderzenie pioruna na Giewoncie (15 sierpnia 1937 roku)  zapewne już słyszeliśmy, większość jednak opisywanych w lekturze zdarzeń będzie dla  nas zupełnym odkryciem, rzucającym nowe światło na ten zdawałoby się doskonale opisany już fragment naszej historii.

Szczególnie interesująco ( przynajmniej dla mnie) jawią się wątki  dotyczące polskich katastrof morskich. Zaskoczeniem dla wielu z czytelników będzie zapewne fakt iż  niesławny w naszych dziejach pancernik  Schleswig-Holstein zaangażowany był w ratowanie polskich marynarzy uwięzionych na skutym lodem morzu.

To również znakomicie oddane  ( choć,niestety, w tragicznym aspekcie)  świadectwo owych, przełomowych,  czasów,   wzbogacone dodatkowo  licznymi  fotografiami, fragmentami gazet  oraz  relacjami świadków  i uczestników wydarzeń,  odnoszących się  do omawianego okresu i towarzyszących mu zagadnień.

Książka  Tomasza Specyała „Katastrofy II Rzeczpospolitej”   jest naprawdę bardzo dobrą i świetnie się czytającą, popularnonaukową pozycją, która znakomicie łączy rzetelne historyczne podejście (poparte ogromną i wielostronną, merytoryczną wiedzą) z literackim warsztatem, który pozwala oddać specyficzny, wielokulturowy klimat owego miejsca i czasu.

Jest znakomitym przykładem na to, iż historia nie jest suchym zlepkiem faktów i dat, lecz żywą, wciąż, na nowo, odradzającą się tkanką z której możemy czerpać pełnymi garściami.
Na osobną uwagę zasługuje naprawdę dobra oprawa edytorska, porządna twarda oprawa i jakość druku. Gorąco  polecam

„Pegasus. Szpieg w naszej kieszeni”-zapowiedź

Możemy udawać, że jest inaczej, ale smartfony stały się integralną częścią naszego życia. To nasz portal wiedzy i informacji, niewyczerpane żródło rozrywki, a także poczta, bank, sklep i centrum życia towarzyskiego. Niestety – również furtka do inwigilacji totalnej.W załączonym newsie jest więcej informacji na temat książki. 

Lista pięćdziesięciu tysięcy numerów telefonów trafia w ręce dziennikarzy śledczych, Laurenta Richarda i Sandrine Rigaud. Te telefony zostały wytypowane przez użytkowników końcowych oprogramowania Pegasus do potencjalnej inwigilacji. Dane informatora, który udostępnił listę, są ściśle tajne – wyjawienie personaliów może być równoznaczne ze śmiercią tej osoby.

Śledztwo, początkowo prowadzone w kameralnym gronie najbardziej zaufanych, nabiera rozpędu. Powstaje międzynarodowe konsorcjum dziennikarskie, w którego skład wchodzą wybitni przedstawiciele najlepszych redakcji świata. Trzonem zespołu jest dwóch niepozornych geniuszy komputerowych, hakerów i cypherpunków. Claudio Guarnieri i Donncha Ó Cearbhaill – to oni opracowują narzędzie do analizy kryminalistycznej potencjalnie zainfekowanych Pegasusem smartfonów.

Kolejne urządzenia przypisane do numerów telefonów z listy noszą ślady infekcji oprogramowaniem do cyberinwigilacji. Kolejne nazwiska inwigilowanych osób wychodzą na światło dzienne. Prawda zaczyna być coraz bardziej niepokojąca. Więcej: staje się przerażająca, druzgocąca. Inwigilowani są dziennikarze, działacze społeczni, opozycjoniści, dysydenci, oponenci polityczni, ale także najwyżsi urzędnicy państwowi, w tym głowy państw.

Izraelska firma NSO, producent oprogramowania Pegasus, wciąż utrzymuje: nasz system ratuje dziesiątki tysięcy istnień, pozwala przedwcześnie wykrywać ataki terrorystyczne, rozbijać kartele narkotykowe i pedofilskie szajki. Licencja na nasz system – tak mówią w NSO – jest sprzedawana ściśle wyselekcjonowanym podmiotom, a sprzedaż kontroluje izraelski rząd, co daje gwarancję, że Pegasus nie trafia w niepowołane ręce.

Czy aby na pewno? Czy zniknięcia i morderstwa dziennikarzy krytykujących autorytarne reżimy i ślady Pegasusa odnajdowane w ich smartfonach to zbieg okoliczności? I czy międzynarodowa grupa bezkompromisowych dziennikarzy i organizacja Forbidden Stories, kontynuująca śledztwa tych, którzy zginęli przez głoszenie prawdy, zdołają rzucić wyzwanie NSO – gigantowi branży cyberinwigilacyjnej?

Witajcie w świecie, w powszechnej inwigilacji. Wystarczy odpowiednio zasobny portfel, bo moralność i etyka nie mają żadnego znaczenia. Oto orwellowski koszmar, który dzieje się dziś, na naszych oczach. Nikt nie jest bezpieczny, bo przecież… każdy z nas ma w kieszeni szpiega.

Wydawnictwo Insignis przedstawia otwierającą oczy książkę, która stanowi zapis śledztwa dziennikarskiego i która czyta się lepiej niż niejeden thriller. Pegasus. Jak szpieg, którego nosisz w kieszeni, zagraża prywatności, godności i demokracji. Poznajcie prawdę o świecie cybernetycznej inwigilacji. Przed wami pełna napięcia historia. Jakie będą jej konsekwencje? Czy wysiłki dziennikarzy coś zmienią? Koniecznie sprawdźcie.

„Londyńskie zasady” -zapowiedź!!!

Nie przestajesz być szpiegiem tylko dlatego, że wypadłeś już z gry.

Piąta część znakomitej serii serii Micka Herrona – króla szpiegowskich thrillerów. Jackson Lamb i jego kulawe konie wracają w najlepszym stylu. Kiedy w spokojnej angielskiej wiosce dochodzi do masakry, służby specjalne mają pełne ręce roboty. Jednak w Slough House, miejscu, do którego nigdy nie chciałby trafić żaden szanujący się szpieg, życie płynie jak zawsze – leniwie, nudnie i szalenie irytująco. Do czasu… Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego Roddy Ho znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Co słychać u Starego Drania? Ile dni bez kokainy jest w stanie wytrzymać Shirley Dander? Dlaczego zawsze warto mieć w bagażniku klucz francuski? Koniecznie przeczytajcie Londyńskie Zasady, w których Jackson Lamb ponownie udowadnia, że za swoimi ludźmi gotów jest skoczyć w ogień. No, dobra. Nie przesadzajmy. Jest gotów zrobić naprawdę dużo.  

W siedzibie brytyjskiego wywiadu przy Regent’s Park Claude Whelan – nowe Pierwsze Biurko – boleśnie zaznajamia się z tajnikami swojej roboty.

Whelan ma chronić premiera znajdującego się w ogniu krytyki, co nie przychodzi mu łatwo, bo sam jest atakowany ze wszystkich stron: przez kontrowersyjnego deputowanego, który doprowadził do referendum w sprawie Brexitu, a teraz ma chrapkę na Downing Street 10; przez żonę tego polityka, felietonistkę tabloidu, pogrążającą go w swoich artykułach; a już najbardziej przez Lady Di Taverner, swoją zastępczynię, która czyha na jego najmniejsze potknięcie. Na domiar złego krajem wstrząsa seria pozornie niepowiązanych ze sobą zamachów terrorystycznych.

Tymczasem Slough House – ostatni przystanek dla szpiegów w odstawce – zmaga się z własnymi problemami: nieprzepracowaną żałobą, uzależnieniami, paraliżem decyzyjnym i niepokojącymi podejrzeniami, że nowy kolega jest psychopatą. A już niedługo kulawe konie po raz kolejny odkryją swoją największą moc: sprawianie, by każda zła sytuacja stawała się o wiele, wiele gorsza.

Catherine Grace Katz „Córki Jałty”.

„Córki Jałty to zajmująca opowieść o kulisach jednej z najważniejszych konferencji, w której udział wzięły trzy lojalne wobec ojców, ale nie pozbawione własnego zdania, kobiety”.

Lata temu miałem w swoich rękach bardzo dobrą, trochę historyczno-rozliczeniową,  publikację, zatytułowaną  „Mój ojciec Hans Frank” w  której autor, Nikolas Frank, syn nazistowskiego zbrodniarza wojennego, mierząc się z własną rodzinną przeszłością,   przeprowadził dziesiątki  rozmów z przyjaciółmi, znajomymi,  współpracownikami i podwładnymi  swojego ojca w okresie  III Rzeszy.

Wysunął on wtedy wniosek  (bardzo słuszny, zresztą) iż warto byłoby  pokusić się  o próbę spojrzenia na ważne wydarzenia tego  okresu przez pryzmat  licznego grona kobiet, stojących zawsze gdzieś z boku,  w ponurym cieniu  dyktatury i wojny, ale dopuszczonych do  najpilniej strzeżonych dokumentów i  tajemnic władzy: sekretarek, asystentek, stenotypistek, telefonistek, księgowych itd. 
 Prezentowana tu publikacja Catherine Grace Katz „Córki Jałty” jest właśnie odbiciem takiego spojrzenia tu, akurat,  w kontekście jednego z najważniejszych i najbardziej dalekosiężnych wydarzeń XX wieku, czyli Konferencji Wielkiej Trójki  w Jałcie. Odbywającego się w dniach 4-11 lutego 1945 spotkania przywódców antyhitlerowskiej koalicji: sekretarza generalnego KPZR  Józefa Stalina, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla oraz prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta,  na  którym zarysowany został kształt powojennego świata. 

W tle tej  wielkiej historii trzy niezwykłe kobiety:  Sarah Churchill, Anna Roosevelt i  Kathleen Harriman ( córka Averella Harrimana, ambasadora USA w Związku Radzieckim). Młode, wykształcone, inteligentne i lojalne. Mające własne, jasno sprecyzowane,  poglądy i opinie oraz niemal  nieograniczony dostęp do swoich, wpływowych, ojców. Służące im  radą oraz świeżym spojrzeniem na ciąg toczących się wydarzeń  oraz kształt i zasięg podejmowanych decyzji.

Dzięki ich relacji mamy  niepowtarzalną okazję zajrzeć  za kulisy wydarzenia, które na zawsze zmieniło dzieje Europy i Świata w sposób realny przekładając się na losy (często jakże tragiczne o czym my Polacy wiemy  najlepiej ) milionów ludzi.

Śledzimy kręte ścieżki dyplomacji,  strategii negocjacyjnych, toczonych w gabinetowych zaciszach ustaleń oraz  wzajemnych, nie zawsze  łatwych,  relacji  między sojusznikami ( to jedne z najciekawszych wątków lektury). Obserwujemy  mechanizmy i procesy powstawania  konkretnych politycznych i geopolitycznych decyzji oraz  okoliczności i ludzi, którzy mieli na nie, bezpośredni czy pośredni, wpływ. Interesująca jawi się też, z tej perspektywy, charakterystyka samych przywódców Wielkiej Trójki: Stalina, Churchilla i  Roosevelta widziana ich oczami.

Spojrzenie owych  trzech, nietuzinkowych, kobiet wnosi wiele nowych czy mało znanych informacji do naszej, raczej już, ściśle ugruntowanej  wiedzy  o tym  ważnym, historycznym   wydarzeniu oraz  i okalających go faktach. Osobnym a zasługujących na wyróżnienie aspektem lektury są  prywatne relacje naszych bohaterek  łączące je z ojcami oraz wpływ   jaki na nich miały w obliczu wagi podejmowanych decyzji.

To też pokazanie, tych wielkich, dziejowych, chwil oraz  postaci w  prywatnym i osobistym ( obdartym ze spiżu)  wymiarze. Szczegółów, oczywiście , nie zdradzę.

Gorąco polecam lekturę.

Piotr Zychowicz „Ukraińcy”.

,,Nie ma złych i dobrych narodów. Są tylko źli i dobrzy ludzie”.

„Ukraińcy” Piotra Zychowicza są kolejną odsłoną  popularnego cyklu „Opowieści niepoprawne politycznie”,  w którym autor mierzy się trudną a miejscami bardzo bolesną i naznaczoną krwią XX wieczną (a bywa że i wcześniejszą) historią,  zarówno Rzeczypospolitej jak i szerzej  Europy i Świata  ( „Alianci). 

Jak możemy jasno wywnioskować z tytułu lektury tym razem centrum jego zainteresowań ogniskować się będzie wokół skomplikowanych i niejednoznacznych  stosunków polsko -ukraińskich ubiegłego wieku, choć nie zabraknie ( dla lepszego zrozumienia tematyki),  barwnych wycieczek w czasy Rzeczypospolitej Obojga  Narodów.

Są one jednak jedynie punktem wyjścia do dyskusji o trudnym i bolesnym sąsiedztwie, którego na przestrzeni lat  doświadczyła i obficie okupiła krwią, zarówno polska jak i ukraińska ludność Kresów.

To  wstrząsający, miejscami  wręcz porażający, choć mocno podparty materiałem dowodowym, zdjęciami, relacjami świadków i  uczestników wydarzeń,  obraz wypaczonej polityki narodowościowej, braku tolerancji, akceptacji, niechęci do jakiegokolwiek porozumienia,  ideologicznych błędów, nacjonalizmów i potwornych zbrodni, które przez dziesięciolecia  tak bardzo  cechowały owe sąsiedztwo.

To lekcja historii z którą oba nasze narody muszą się zmierzyć i którą muszą przepracować,  gdyż bez tego  tkwić będzie ona  niczym zadra w świadomości kolejnych pokoleń, zatruwając obecną, pro europejską, wspólnotę interesów.
Dziś, na szczęście, dzięki żmudnej pracy historyków i popularyzatorów  dziejów najnowszych min. takich jak Piotr Zychowicz, nasza wiedza dotycząca wydarzeń wspomnianego okresu jest już znacznie pełniejsza  a dostępne dokumenty rzucają nowe światło na zdarzenia rozgrywające się na dawnych polskich terenach.

Książka, podobnie jak wcześniejsze tomy cyklu nie ma spójnej, zwartej i  jednorodnej formy a jest, połączonym wspólną tematyką, zbiorem kilkunastu reportaży, felietonów i artykułów (niektóre ukazały się już drukiem), poprzedzonych wywiadami z uznanymi badaczami dziejów i publicystami,  specjalizującymi się w, szeroko rozumianej, polityce  Wschodniej. Ze względu na różnorodność są one doskonałym wprowadzeniem do zawartych w lekturze   treści, co jest bardzo ważne, gdyż  autor w publikacji nie stroni od tematów trudnych czy budzących kontrowersje. Niczego  nie próbuje tuszować, przemilczać czy owijać w przysłowiową bawełnę,  wykraczając, czasami dość znacznie, poza utarte schematy oraz bezpieczną granice historycznej i politycznej poprawności

Autor kreśli tragiczną historię polsko- ukraińskich stosunków, począwszy od Rzeczypospolitej Obojga Narodów aż po okres XX wieku, który zajmuje najwięcej miejsca w publikacji i który jest mu wyraźnie, tematycznie, bliższy. Powracają więc  straszliwe echa walk o niepodległość naszego kraju,  wojny domowej i prób odrodzenia przez atamana Stefana Petlurę ukraińskiej państwowości, bohaterskiej bitwy o Lwów,  wywołanego przez Stalina straszliwego  ” Hołodomoru”  czyli Wielkiego Głodu”, rzezi żydowskich mieszkańców Lwowa,  ludobójstwa ludności polskiej  na Wołyniu i Galicji Wschodniej, dokonanych przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii i lokalną ludność,  operacji odwetowych dokonanych przez oddziały Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych czy wreszcie Akcji „Wisła”  i  przymusowej deportacji lokalnej ludności  na tzw. Ziemie Odzyskane.

Bardzo ciekawymi wątkami  książki są te dotyczące zawartego z bolszewikami traktatu Ryskiego i jego konsekwencji, polityki II Rzeczypospolitej względem  wschodnich rubieży naszego państwa, pro ukraińskiej działalności  Tadeusz Hołówki i prób ponad politycznego porozumienia, kulis powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojnego ramienia UPA,   zamachów na Józefa Piłsudskiego i ministra Bolesława Pierackiego (zastrzelonego w Warszawie 15 czerwca 1934 roku) czy śmierci komunistycznego generała Karola Świerczewskiego w Bieszczadach 1947 roku .

Lektura zawiera, i w tym  upatruje jej największą zaletę, naprawdę  wiele mało znanych, ogółowi społeczeństwa, wydarzeń i faktów, które sporo powiedzą nam  o atmosferze tamtych dramatycznych lat,  dynamice następujących po sobie zdarzeń  oraz   postaciach, które miały wpływ na historię, zarówno, naszego jak i ukraińskiego  państwa i narodu.

Kierując się żelazną zasadą „iż tylko ofiary się nie mylą”, polski pisarz stara się pokazać nam iż zbrodnie wojenne i eksterminacja ludności cywilnej nigdy nie były jedynie domeną  jednej ze stron konfliktu.

Oczywiście, każdy kto interesuje się historią i posiada jakąś wiedzę dotyczących wydarzeń XX wieku (szczególnie w tym konkretnym kontekście) zapewne podejdzie do przedstawionych przez autora tez  i opinii z głębokim zainteresowaniem ale być może, również, z pewnym, indywidualnym , sceptycyzmem,  nie zawsze zgadzając się z przedstawioną argumentacją i wnioskami.

I bardzo dobrze, gdyż tak właśnie powinna się  toczyć, moim zdaniem, dyskusja o naszej  historii najnowszej.

Niezależnie jednak od naszych prywatnych  poglądów zdecydowanie polecam książkę Piotra Zychowicza, gdyż jest barwną, arcyciekawą, choć bolesną i trudną,  lekcją zapomnianej historii, która przyda się nam wszystkim.

Szczególnie w obliczu tego co dzieje się obecnie za naszą wschodnią granicą.

Elżbieta Cherezińskia”Sydonia. Słowo się rzekło”.

„Pa­mięci wszyst­kich spa­lo­nych, ścię­tych,
po­wie­szo­nych, uto­pio­nych i wy­gna­nych.
Ska­la­nych mia­nem słu­żeb­nicy dia­bła.
Cza­row­nic. Osą­dzo­nych i ska­za­nych.
Ko­biet my­ślą­cych sa­mo­dziel­nie.”

Elżbieta Cherezińskia   to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich autorek  powieści historycznych z której twórczością miałem okazję i przyjemność obcować ostatnimi laty.  Świetnie pisząca, posiadająca znakomity literacki warsztat, wyczucie, cechująca się  dużym rozmachem (podpartym solidną,  merytoryczną, wiedzą) tworzy dzieła, które (przykładem cykl „Odrodzone Królestwo” czy nieśmiertelny „Legion”) na stałe wejdą do kanonów literatury gatunku.

Wraz z licznymi bohaterami swoich powieści pozwala nam  na nowo odkrywać dawno zapomniane  historyczne wydarzenia, niewyjaśnione tajemnice i skrzętnie skrywane sekrety dawnych czasów.

Nie inaczej jest w w przypadku jej najnowszej książki, zatytułowanej „Sydonia. Słowo się rzekło”, opartej na burzliwych  i  tragicznych losach  Sydonii von Bork, pomorskiej szlachcianki, wysokiego rodu, oskarżonej o czary  i (po poprzedzonym okrutnymi torturami procesie), ściętej i spalonej na stosie 19 sierpnia 1620 roku w Szczecinie.

Autorka mierzy się z legendą o kobiecie odważnej, nietuzinkowej i wyprzedzająca swoje, zdominowane przez mężczyzn, czasy oraz z żyjąca w wyobraźni jej współczesnych  oraz potomnych  klątwa, którą rzuciła (jakoby) w godzinę śmierci na panujący na Pomorzu ród książęcy.

„Legenda o klątwie rzuconej przez Sydonię na ród Gryfitów na trwałe zagościła w umysłach mieszkańców. Mówiono, że to zemsta za niedotrzymaną obietnicę. Na oczach przerażonych Pomorzan wymarła ich rodzima dynastia, a księstwo zniknęło z map, rozszarpane pomiędzy Szwecję i Brandenburgię”.

W oparciu o cudem zachowane, w dziejowych zawierusze, akta procesowe, autorka próbuje odpowiedzieć na pytanie kim tak naprawdę była najsłynniejsza polska czarownica i dlaczego jej losy, mimo wysokiej pozycji społecznej,  potoczyły się  właśnie w taki a nie inny sposób? Czy stała się ofiarą swoich czasów  (pamiętajmy iż jest to w Europie szczytowy okres polowanie na czarownice) a proces o czary był od początku do końca zmanipulowany a wyrok mógł zapaść tylko jeden (typowy, jak dziś byśmy powiedzieli, mord sądowy)? Czy za własną niezależność  i wolnomyślicielstwo  musiała zapłaciła najwyższą cena? A może prawdą jest zupełnie inna a oskarżenie o uprawianie magii nie były aż tak bardzo bezpodstawne jak sądzimy a  w tym co mówiono o jej rodzie „To jest stare jak Bork i Diabeł” było ziarno prawdy?

Dramat postaci pisarka osadziła głęboko w skomplikowanych XVI i XVII wiecznych realiach Księstwa Pomorskiego, ukazanego w szerokim  politycznym, religijnym,  obyczajowym i społecznym  kontekście. A   jest czas konfliktów zewnętrznych i wewnętrznych, zakusów państw ościennych,  religijnego fanatyzmu,   krętych ścieżek dyplomacji, kojarzonych politycznie małżeństw,  intryg, kłamstw, łamanych paktów i obietnic, trucicielstwa i skrytobójczych zabójstw, niekończącej się waśni o wpływy  politycznych stronnictw i wielkich rodów.

Elżbieta Cherezińskia udowodniła nam  już wcześniej iż jak nikt inny potrafi umiejętnie łączyć literacką fikcję z prawdziwymi, historycznym,i wydarzeniami i w tej lekturze potwierdza to po raz kolejny.
Dotyczy to w sposób szczególny zwłaszcza  opisywanych postaci, zarówno tych   głównych jak  i pobocznych, co pozwala nam lepiej  wniknąć w ich sferę psychologiczno-emocjonalną, objąć  spojrzeniem całość toczącej się fabuły oraz  przyłożyć, właściwą jej, średniowieczną, perspektywę.  Udzielają nam się ich emocje, uczucia, poglądy  oraz  sposób w jaki postrzegają otaczający ich, ściśle zhierarchizowany w tej epoce,   świat oraz rządzące nim reguły. A jest to z jednej strony świat  wielkich namiętności, wielkich uczuć i wielkiego poświęcenia z drugiej zaś pełen ludzkiej zawiści, małostkowości, wybujałych i niepohamowanych ambicji, chciwości, dbania jedynie o własne, partykularne interesy oraz  dążenie do władzy i zaszczytów za wszelką cenę.

W jego centrum znajduje się zaś ona, piękna,  Sydonia von Bork i  jej tajemnica.
Książkę Elżbiety Cherezińskiej  „Sydonia. Słowo się rzekło” polecam wszystkim miłośnikom naszej historii, zwłaszcza doby średniowiecza, którzy chcą spojrzeć na ten niezwykle ważny okres naszych dziejów nie tylko przez pryzmat znanych nam z historii wielkich bitew i orężnych zmagań. To naprawdę bardzo dobry kawałek polskiej literatury. Duży plus za znakomity prolog i sugestywną okładkę. Gorąco polecam.

„Jacek Piekara „Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”.

Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy” jest już, bodajże, szesnastym tomem cyklu inkwizytorskiego, traktującego  o burzliwych  losach Wiernego Sługi Pana, Mordimera Madderdina.

Prezentowana tutaj odsłona historii skonstruowana jest jednak tak iż  nie wymaga  znajomości poprzednich części i doskonale funkcjonuje w oderwaniu od szerszego kontekstu  zdarzeń, tego  zbudowanego z  rozmachem i pietyzmem świata przedstawionego.

Tym razem inkwizytorska posługa zastaje naszego bohatera w mieście Weilburg, dotkniętego  potworna zarazą – kaszlica, zbierającą straszliwe i  śmiertelne  żniwo pośród  jego mieszkańców.

Wśród zamkniętych miejskich bram,  kwarantanny, wszechobecnego strachu i beznadziejności  w oszalałych z przerażenia   ludziach rodzą się ukryte demony… Demony z którymi poradzić sobie będzie musiało  Święte Officjum z naszym  Mordimerem Madderdinem na czele. Szczegółów, naturalnie, nie zdradzę.

„W obrębie pilnie strzeżonych murów zamknięto ludzi chorujących i umierających na zarazę. Ale nawet po tych, którzy wymknęli się epidemii, śmierć gotowa jest sięgnąć z innych powodów. Bo w mieście oczadziałym od wielotygodniowej suszy, spętanym strachem przed przyszłością, terroryzowanym przez zewnętrznych wrogów i rodzimych fanatyków, wystarczy iskra, by z domów pozostały zgliszcza, a ulice zaścieliły trupy”


Po znakomicie napisanej,  dynamicznej i pełnej zaskakujących zwrotów akcji „trylogii ruskiej ( „Przeklętej krainy”, „Przeklęte kobiety”, „Przeklęte Przeznaczenie”) ) fabuła kolejnej opowieść  trochę zwalnia oraz  nabiera znacznie spokojniejszego ( co nie oznacza, wcale, że  nudnego) rytmu. Tu  wspartego pełnymi pokładami czarnego, niemal wisielczego, humoru, który uwielbiam i który w takiej odsłonie jak najbardziej do mnie przemawia.

Książka, podobnie jak pozostałe, napisana jest lekkim, bardzo sugestywnym językiem a pierwszoosobowa  narracja zręcznie prowadzi nas wśród, rozmaitych,  rozgrywających się w powieści wydarzeń, nie przytłaczając nas jednak dłużyzną przemyśleń i refleksji  postaci. Nadal urzeka kreacja  głównego bohatera oraz interesująco zbudowany, „średniowieczno-mroczny” klimat i koloryt  zdarzeń ( to bardzo  ważny atut publikacji)  ale do tego autor zdołał  nas już przyzwyczaić.

Jeśli dodamy do tego charakterystyczny dla Jacka Piekary styl,  wnikliwy zmysł obserwacji, szczególnie  meandrów ludzkiej natury (również jej ciemniejszej strony), otrzymamy  powieść, która z pewnością  umili nam kilka chłodnych jeszcze  wieczorów. W tym przypadku, zdecydowanie tak będzie.

Książka „Ja inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”    to kolejny przykład  dobrej, rodzimej literatury fantastycznej. Nie wiem czy spełni oczekiwania wszystkich fanów i entuzjastów wspomnianego cyklu, czytałem różne, nie zawsze pochlebne, opinie, ale moje spełnił.

Duży plus za okładkę. Polecam.

Carl Chinn „Peaky Blinders. Spuścizna”.

„Prawdziwa historia najsłynniejszych brytyjskich gangów lat 20. ubiegłego wieku”.

Słowo Mafia już  chyba na zawsze stanie się złowrogim i ponurym synonimem określającym przestępczość zorganizowaną, która rządzona  twardą ręką swoich bossów, oplata mackami wszelkie, przynoszące zysk i wpływy, przejawy  życia gospodarczego, politycznego i społecznego. Mimo iż samo słowo kojarzy się głównie z Sycylią (czy szerzej z  półwyspem apenińskim) oraz wielkimi miastami Stanów Zjednoczonych to, naturalnie, doskonale zorganizowane kryminalne struktury czy gangi znakomicie prosperowały również na starym kontynencie, szczególnie w pierwszych dekadach ubiegłego wieku.

Doskonale zobrazował to głośny, brytyjski serial telewizyjny, zatytułowany Peaky Blinders, opowiadający  historia gangu z Birmingam oraz kreujący postać jej  charyzmatycznego lidera Thomasa Shelby’ego (rewelacyjna rola Ciliana Murphego- polecam przy okazji „Wiatr buszujący w jęczmieniu”) i jego usłaną trupami drogę na przestępcze szczyty.

Co więcej, pomysłodawcom i autorom serialu, udało się stworzyć naprawdę znakomite kino, którego fabuła i akcja zręcznie wpleciona została w historyczne, polityczne, ekonomiczne i społeczne tło końca XIX i początku XX wieku. 

Światowy sukces serialu (w pełni zasłużony-dodajmy) przyczynił się do ogromnego zainteresowania przestępczością Wielkiej Brytanii owego czasu, co w sposób, niemal, naturalny przełożyło się na liczne publikacje, dotykające tego tematu. Jedną  z nich zatytułowaną „Peaky Blinders. Spuścizna”, pióra Carla Chinna, mamy właśnie w swoich rękach.

To kolejna publikacja tego autora dokumentująca historię przestępczości  Birmingham, tym razem  skupiająca się w głównej mierze (choć nie brak, naturalnie, historycznych wycieczek w burzliwą przeszłość) na  dalszych  losach kryminalnego podziemia Anglii,  zarówno tego  znajdującego swoje odzwierciedlenie w serialu jak i tego realnie odgrywającą ważną, w owych latach, rolę w  półświatku Zjednoczonego Królestwa.

Carl Chinn  idzie, tym razem, jednak o krok dalej, kreśląc mapę  przestępczości zorganizowanej również w innych, okalających Birmingam, miastach i regionach Wielkiej Brytani.

,, […] Pokazuje, jak potężne gangi rozprzestrzeniły się w Wielkiej Brytanii w latach 20. i 30. zeszłego wieku, doprowadzając do brutalnych wojen ulicznych, które ogarnęły już nie tylko poszczególne miasta czy dzielnice, lecz cały kraj”.

Obcując z lekturą  widać ogromne zaangażowanie autora,  wsparte bardzo bogatym materiałem źródłowy, wzbogaconym licznymi zdjęciami, które są doskonałym dopełnieniem, zawartych w lekturze treści. Tym bardziej iż autor w sposób  naprawdę bardzo rozbudowany  (miejscami lekko przytłaczający) merytoryczny i wielotorowy omawia całą złożoność  problematyki angielskiej przestępczości minionego wieku.

Reasumująć. Publikacja Carla Chinna  „Peaky Blinders. Spuścizna” to bardzo dobrze napisana i niesłychanie interesującą pozycją dla wszystkich pasjonatów tego rodzaju  tematyki. Polecam